czwartek, 9 grudnia 2010

Kończy się era nadużywanej metody leczenia

Już po raz trzeci 18 listopada Europa obchodzi Dzień Wiedzy o Antybiotykach. Został on ustanowiony w 2008 roku przez Komisję Europejską na wniosek Europejskiego Centrum Zapobiegania i Kontroli Chorób. Celem Europejskiego Dnia Wiedzy o Antybiotykach jest zwrócenie uwagi i podniesienie świadomości zarówno społeczeństwa, polityków jak i profesjonalistów medycznych na temat niezwykle groźnego zjawiska w obszarze zdrowia publicznego, jakim jest narastająca i szybko rozprzestrzeniająca się oporność na antybiotyki wśród drobnoustrojów wywołujących najważniejsze i najpowszechniejsze zakażenia u człowieka.
Narastająca oporność jest tym bardziej niebezpieczna, że jednocześnie zmniejszyło się zainteresowanie firm farmaceutycznych poszukiwaniem nowych leków przeciwdrobnoustrojowych. W ostatnich 20 latach wprowadzono jedynie dwa nowe antybiotyki i to o bardzo wąskich wskazaniach. Dlatego jedynym wyjściem obecnie jest racjonalna antybiotykoterapia i stosowanie antybiotyków jedynie tam, gdzie mogą one naprawdę przynieść korzyść.
Z badań przeprowadzonych w październiku 2010 roku na zlecenie Narodowego Instytutu Leków przez firmę Millward Brown SMG/KRC wynika, iż odsetek osób stosujących antybiotyki jest w Polsce wciąż wysoki: 37% dorosłych Polaków stosowało antybiotyki w ciągu ostatnich 12 miesięcy, a 57% - w ciągu ostatnich 24 miesięcy.
Podstawowa opieka zdrowotna odpowiada za około 80-90% wszystkich recept na antybiotyki, wystawianych głównie w związku z zakażeniami dróg oddechowych. Istnieją dowody na brak konieczności stosowania antybiotyków w wielu przypadkach zakażeń dróg oddechowych oraz na to, że układ odpornościowy pacjenta jest wystarczająco silny w skutecznym zwalczaniu banalnych zakażeń. Niepotrzebne przepisywanie antybiotyków w podstawowej opiece zdrowotnej jest zjawiskiem złożonym, jednak w głównej mierze wiąże się z takimi czynnikami, jak błędna interpretacja objawów, niepewność diagnostyczna oraz niewłaściwie odczuwane oczekiwania pacjentów.
Kluczowe znaczenie ma nie uleganie nieuzasadnionym życzeniom chorych a jakość komunikacji z pacjentem. Badania wykazują, że w warunkach POZ zadowolenie pacjentów zależy bardziej od skutecznej komunikacji, niż od otrzymywania recept na antybiotyki, a przepisywanie antybiotyku w związku z zakażeniem górnych dróg oddechowych nie zmniejsza liczby kolejnych wizyt w gabinecie lekarza. Uzyskanie profesjonalnej porady lekarskiej ma wpływ na postrzeganie choroby przez pacjenta, jego postawę wobec niej i poczucie konieczności zastosowania antybiotyków. Pacjenci powinni być informowani o oczekiwanym przebiegu choroby, realistycznym czasie wyzdrowienia i metodach samodzielnego zwalczania choroby.

Nie wytrącajmy sobie z rąk cennych zdobyczy medycyny
W roku 1960 kończąc studia medyczne byłem szczęśliwy, że mając do dyspozycji tak wspaniałą broń jak antybiotyki,będę miał szansę znacznie skuteczniej leczyć pacjentów, niż moi starsi koledzy sprzed ery antybiotykowej. Pamiętam jak wielkie wrażenie na mnie, jako10-letnim chłopcu robiły spektakularne wyniki leczenia zapalenia płuc i wielu innych schorzeń zapalnych po zastosowaniu Penicilliny. W niedługim czasie wyprodukowano drugi antybiotyk o nazwie streptomycyna, z którym wiązano wielkie nadzieje w związku z likwidacją zmory tamtych czasów, jaką była gruźlica. Ale stosunkowo szybko życie mnie przekonało, że niema róży bez kolców.
Kiedy w trakcie stażu przeddyplomowego w roku 1961 u mojego 6-miesięcznego syna Mariusza wystąpiło zapalenie ucha środkowego, nie reagujące na zastosowaną przez pediatrów doustną Penicillinę (o nazwie V-cillina), podałem dziecku, jak się później okazało nieco za dużą dawkę streptomycyny, ale zaledwie w parę  dni później stan zapalny  ucha ustąpił. W niedługim czasie jednak okazało się, że po tej kuracji przez okres 2-3 lat u dziecka utrzymywało się wyraźne osłabienie słuchu. Tak po raz pierwszy miałem okazję obserwować i to na własnym dziecku dotychczas znane mi tylko z teorii działanie uboczne tego leku i  powikłanie w postaci czasowego uszkodzenia słuchu.
Ale w tym czasie mimo to byłem zagorzałym zwolennikiem antybiotykoterapii, która na wiele lat zmieniła oblicze medycyny i w istotny sposób poprawiła wyniki leczenia wielu groźnych schorzeń. Już na początku lat 50-tych w medycynie zapanowała moda na antybiotykoterapię. Jednak w pierwszym okresie jej stosowanie ograniczały dwa istotne czynniki  - trudna dostępność antybiotyków i stosunkowo wysoka cena.
Z czasem nie było już problemów z dostępnością coraz to nowszych antybiotyków a ich cena dla ubezpieczonych przestała być przeszkodą. W międzyczasie co prawda zaczynały pojawiać się pierwsze informacje o mielotoksycznych, czy uszkadzających funkcje narządów miąższowych działaniach niektórych antybiotyków (m.in. dotyczyły one słynnej w tym czasie Detreomycyny, czy syropu dla dzieci o nazwie Detreopal), ale większość lekarzy nie przywiązywała do nich większego znaczenia.
Po pewnym czasie pojawił się kolejny antybiotyk, niemal panaceum o nazwie Oxyterracyna, o szerokim spektrum działania, przed którym jednak dosyć szybko zaczęto przestrzegać, jako przed groźnym lekiem wywołującym oporność na wiele szczepów bakteryjnych. Ale było to zjawisko na tyle nowe, że wielu lekarzy wszelkie ostrzeżenia na ten temat przyjmowało przymrużeniem oka. Nie tylko ordynowali ten antybiotyk swoim pacjentom, ale Oxyterracynkę także zażywali sami przy byle banalnej infekcji. Ciągle mam żywo w pamięci jednego z kolegów szpitalnych, chirurga dziecięcego, u którego w drugiej połowie lat 60-tych z tego powodu wystąpiły poważne powikłania w postaci groźnych infekcji opornych na wszystkie ze znanych wtedy antybiotyków. Mimo leczenia w wielu klinikach polskich i zagranicznych, po niecałym roku leczenia człowieka w kwiecie wieku, cenionego specjalisty, ojca dwojga dzieci w wieku przedszkolnym, zakończyło się zgonem.
Ale moda na antybiotyki, stosowane często także z wielu banalnych powodów zadomowiła się na stałe  i praktycznie, mimo coraz częstszych ostrzeżeń trwa nadal, zarówno w świecie lekarskim jak i wśród pacjentów i ich rodzin. Od lat, kiedy zadaję wielu kolegom lekarzom kłopotliwe pytania na ten temat, w odpowiedzi słyszę, że często oni także nie widzą wskazań do antybiotyku, ale zapisują go pod presją pacjentów. Wtedy często zadaję pytanie, a kto tą modę wśród pacjentów rozpowszechnił?
Odkrycie przez Ludwika Pasteura świata mikroorganizmów, które w określonych warunkach mogą być chorobotwórcze, spowodowało modę na leczenie najpierw sulfonamidami a potem i antybiotykami, mimo, że sam Pasteur przez większość swego niezwykle płodnego życia intensywnie poszukiwał  różnych, skutecznych metod zwalczania chorobotwórczych mikroorganizmów. Ale w oficjalnej historii medycyny został zapamiętany wyłącznie jako uczony i odkrywca, który pokazał jak zwalczać chorobotwórcze mikroorganizmy bez szerszego spojrzenia na ten problem. A przecież nie wszystkie mikroorganizmy są chorobotwórcze i to czy staną się nimi zależy od wielu istotnych czynników. Pod koniec życia Pasteur zrozumiał, że jego pierwotne koncepcje na temat schorzeń wywoływanych przez mikroorganizmy były błędne. Dał temu wyraz w długo ukrywanej przez medycynę akademicką opinii, że na stopień szkodliwości poza działaniem różnych zarazków  ma wpływ  jakość otaczającego środowiska, stan psychiczny człowieka i ogólna odporność organizmu.
Ale pod wpływem prac Pasteura ludzkość zafascynowana odkryciem świata drobnoustrojów rozpoczęła energiczną walkę z nimi, po drodze zapominając, że bez mikroorganizmów nie byłoby możliwe życie na Ziemi, bo gleba byłaby martwa a nasz przewód pokarmowy nie mógłby pełnić wielu funkcji odpowiedzialnych za życie w zdrowiu. Dlatego trudno pojąć czemu dysponując wiedzą na te tematy, nadal przez liczne działania podejmowane w interesie wielu nieoficjalnych grup nacisku, z uporem godnym lepszej sprawy poprzez szkodliwe, chemiczne metody uprawy gleby a ostatnio także przez zabiegi inżynierii genetycznej (GMO) niszczone jest otaczające nas środowisko naturalne, którego przecież jesteśmy integralną częścią. Oficjalnie działania te uzasadnia się szybkim tempem wzrostu populacji ludzkiej i koniecznością jej wykarmienia, choć bez wątpliwości widać, że działania te prowadzą nas w kierunku odwrotnym do oficjalnie deklarowanego. Najbardziej spektakularnym efektem tych działań, coraz poważniej zagrażającym naszemu zdrowiu i życiu są skutki rozpowszechniania na coraz większą skalę inżynierii genetycznej i upraw GMO.
Tymczasem zarówno głębsza analiza historycznych metod produkcji, przetwarzania i przechowywania żywności, jak i wiele technologii proekologicznych metod uprawy roślin, z tzw. efektywnymi mikroorganizmami prof. Teruo Higi na czele pokazują nam inną drogę dalszego rozwoju ludzkości, zgodnego z prawami natury. Nadal kontynuując wiele działań antyekologicznych, podkopujemy fundament własnej egzystencji w interesie grup nacisku zbyt pazernych, aby dostrzec odlegle skutki swoich działań.   
Główne powody nadużywania antybiotyków:
Odkrycie mikroorganizmów, które bez głębszej analizy uznano za chorobotwórcze.
Kształcenie studentów medycyny i lekarzy sponsorowane przez firmy farmaceutyczne, produkujące antybiotyki w duchu fascynacji osiągnięciami farmakoterapii syntetycznej a szczególnie antybiotykoterapii.
Lobbing producentów leków na rzecz antybiotykoterapii.
Mało przemyślana edukacja społeczeństwa na temat zasad życia w zdrowiu i skutecznego leczenia. Promowanie fascynacji farmakoterapią chemiczną i antybiotykoterapią.
Oczekiwanie przez pacjentów natychmiastowych wyników leczenia dzięki postępowi w medycynie.
Krytyczne stanowisko medycyny konwencjonalnej w stosunku do tradycyjnych, naturalnych metod profilaktyki i terapii.
Ogłupianie społeczeństwa kłamliwymi reklamami w mas media.
 Zatajanie przed społeczeństwem opinii Ludwika Pasteura na temat najważniejszych czynników odporności i warunków życia w zdrowiu oraz ostrzeżeń odkrywcy Penicilliny Aleksandra Fleminga przed możliwością wywołania oporności bakterii na Penicillinę. 
Jeszcze ciągle wielu lekarzy nadużywa antybiotykoterapii, jak gdyby wierzyli, że jest to łatwa droga do życia w zdrowiu a także szybka, skuteczna i bezpieczna metoda leczenia.
 W związku z tym rodzi się pytanie skąd, taką wiedzę zaczerpnęli i jak ta wiedza ma się do prawdy o rzeczywistości? Że jest to droga w kierunku przepaści już od pewnego czasu wydają się także rozumieć (albo raczej w praktyce brać pod uwagę) firmy farmaceutyczne produkujące antybiotyki, bo mimo, że zysk jest ciągle dla nich dobrem najwyższym, od pewnego czasu zaczynają tracić zainteresowanie produkcją nowych  antybiotyków. A może dotarło do ich świadomości, że idąc tą drogą doprowadziły świat do jednej z przepaści i coraz szybciej kończy im się ta żyła złota?  A gdzie przez ostatnie dziesiątki lat była medycyna akademicka i jej autorytety?
 Coraz powszechniej wiadomo i to nie tylko dzięki lekarzom, że powodzenie kuracji antybiotykowej zależy jednak nie tylko od samych bakterii - ich agresywności czy oporności na leczenie - ale i od organizmu konkretnego człowieka. Rośnie także  powszechna świadomość, że im częstsza i bardziej uporczywa antybiotykoterapia, tym więcej rozwija się grzybów i bakterii antybiotykoopornych. Wyraźnie widać, że przegrywamy w nierozważnej walce z mikroorganizmami !
Polska niestety należy do grupy siedmiu krajów o najwyższym dziennym zużyciu antybiotyków w Unii Europejskiej.  Często niezgodnie z zaleceniem lekarzy pacjenci wcześniej przerywają prawidłowo przebiegającą kurację (nawet bez działań ubocznych i powikłań). W innych przypadkach bez konsultacji lekarza, pacjenci sami podejmują decyzję o leczeniu antybiotykami, gromadzonymi w swoich apteczkach lub udostępnianymi im przez bliższe lub dalsze otoczenie.
Najczęściej stosowanie antybiotyków w większości zakażeń układu oddechowego jest niepotrzebne, gdyż wywoływane są one zazwyczaj przez niewrażliwe na antybiotyki wirusy.
Od lat toczy się swoisty wyścig pomiędzy nami a chorobotwórczymi organizmami. Bakterie wygrywają z nami choćby dlatego, że ich cykl rozwojowy przebiega tysiące razy szybciej niż ludzi, dzięki czemu skutecznie wytwarzają coraz to nowe szczepy, oporne a kolejne antybiotyki. Zdaniem Światowej Organizacji Zdrowia(WHO): Ten wyścig zbrojeń pomiędzy nami a mikroorganizmami niestety może zakończyć się naszą przegraną i nastaniem ery postantybiotykowej, kiedy to gwałtownie wzrośnie śmiertelność z powodu chorób zakaźnych.
Wszyscy są zgodni co do tego, że konieczne jest ograniczenie stosowania antybiotyków, m.in. przez nie podawanie ich w przypadkach zakażeń wirusowych. I dlatego niezbędne staje się opracowanie szybkich metod diagnostycznych, wykazujących bakteryjne, bądź wirusowe pochodzenie infekcji.  Z badania pt.: Przydatność szybkich testów CRP w codziennej pracy lekarza rodzinnego wynika, że zrobienie takiego testu oznacza spadek liczby pacjentów, którym wypisano antybiotyk aż o 85 procent! Przy prawidłowej interpretacji wyników te testy pomogą nam ograniczyć stosowanie antybiotyków - mówi prof. Andrzej Steciwko, prezes Polskiego Towarzystwa Medycyny Rodzinnej.
Amerykanie postępują w takich sytuacjach inaczej: wykonują antybiogram wymazu z gardła i jeśli wyhodują gronkowca złocistego, antybiotyku nie podają.  Jeśli natomiast wyhodują paciorkowca – antybiotyk podają zgodnie z antybiogramem.
Każdego dnia antybiotyki przyjmuje aż 25 na każdy tysiąc Polaków! Tylko w czterech europejskich krajach ten wskaźnik jest jeszcze wyższy. To oznacza, że leczymy ludzi na ślepo - mówi prof. Waleria Hryniewicz, przewodnicząca Narodowego Programu Ochrony Antybiotyków. Stosowane pochopnie antybiotyki mogą prowadzić do eliminacji naturalnej flory bakteryjnej, która w dużej mierze chroni nas przed kolonizacją i zagrożeniem ze strony patogennych drobnoustrojów. Co gorsza, ta naturalna flora, poprzez ciągłe poddawanie jej działaniu antybiotyków  staje się oporna i może przekazać  tę cechę bakteriom powodującym ciężkie zakażenie. W rezultacie, gdy rzeczywiście trzeba sięgnąć po antybiotyki - bo mamy zakażenie bakteryjne wywołane przez pneumokoki, gronkowce czy paciorkowce- okazuje się, że bakterie te nie reagują na te leki.
W latach 90. XX w. choroby bakteryjne i wirusowe stały się znowu ogólnoświatowym problemem. Oporne szczepy szerzą się w błyskawicznym tempie. Do tego przybywa pacjentów o obniżonej odporności na zakażenia. Coraz częściej mówi się o erze postantybiotykowej. Obserwowany wzrost oporności drobnoustrojów ma bezpośrednie konsekwencje - to komplikacje zdrowotne i wyższa śmiertelność pacjentów oraz rosnące koszty leczenia.  Szpitale stały się wylęgarnią bakterii bardzo zjadliwych i opornych niemal na wszystko - mówiła podczas spotkania w Warszawie dr Małgorzata Fleischer z Akademii Medycznej we Wrocławiu. Im mniejsza dbałość o higienę, tym częściej trzeba stosować antybiotyki - dodaje. Ale około 90 procent wszystkich antybiotyków zapisują lekarze ambulatoryjni- szacuje profesor Hryniewicz.
Problemem oporności antybiotykowej bakterii zajmuje się m.in. Światowa Organizacja Zdrowia i Komisja Europejska. Polskę jako członka Unii Europejskiej zobowiązano do ustanowienia międzysektorowego mechanizmu, który pozwoli ograniczać narastanie i rozprzestrzenianie się opornych szczepów bakterii. W odpowiedzi na te zalecenia minister zdrowia ustanowił w Polsce w 2004 r. Narodowy Program Ochrony Antybiotyków.
Podczas gdy światowe media ekscytują się świńską grypą i innymi sztucznymi zagrożeniami, na świecie po cichu rozwija się pandemia, która może dokonać prawdziwego spustoszenia. To bakterie odporne na antybiotyki. Superbakterie zbierają już śmiertelne żniwo na Zachodzie. Właśnie dotarły do Polski. Dziś znowu ludzie umierają z powodu pneumokokowych zapaleń płuc, opon mózgowo-rdzeniowych czy sepsy. Dlaczego? Bo nie działają podstawowe antybiotyki, a zanim terapia zostanie zmodyfikowana, może być już za późno. Pojawiają się także nowe superbakterie, na przykład pałeczki Klebsiella czy Acinetobacter, odporne na wszystkie dostępne antybiotyki.
Najtrudniejsza sytuacja jest w szpitalach wysokiego stopnia specjalizacji, szczególnie w oddziałach intensywnej terapii, gdzie konieczne do uratowania życia jest intensywne leczenie antybiotykami.
Problem nadużywania antybiotyków jest powszechny na całym świecie. Najwięcej antybiotyków zużywają Japończycy, Amerykanie, a w Europie – Grecy i Francuzi. Polska jest mniej więcej w środku stawki krajów europejskich, ale zużycie antybiotyków stale wzrasta. Obecnie najpoważniejszym zagrożeniem są tak zwane pałeczki jelitowe Klebsiella pneumoniae, oporne na wszystkie antybiotyki poza kolistyną. Te bakterie najczęściej atakują chorych w szpitalach; w Polsce mamy właśnie pierwszą falę tych zakażeń u pacjentów na oddziałach kardiochirurgii, chirurgii ogólnej, hematologii czy intensywnej terapii. Najczęściej wywołują zapalenia płuc lub sepsę, obarczone wysoką śmiertelnością.
Bywa i tak, że pacjenta nie ma czym leczyć, bo bakteria oporna jest na wszystkie dostępne antybiotyki. Wtedy jedyna nadzieja w układzie odporności, który powinien być wspomagany przez nasze leczenie, ale w większości placówek medycznych w Polsce, bez względu na specjalność, problem ten z wielu powodów  uchodzi  uwadze lekarzy.
Wygląda na to, że czeka nas powolny powrót do ery sprzed odkrycia sulfonamidów i penicyliny – oczywiście nie stanie się to z dnia na dzień, ale musimy założyć, że liczba nowych antybiotyków jest skończona, a potencjał mutacji bakterii nie. To oznacza, że nigdy nie skończy się ten wyścig medycyny z bakteriami, zatem konieczne będą nowe pomysły terapeutyczne, nowe leki, nowe metody walki z zakażeniami, w szczególności działania profilaktyczne.
Ale oprócz problemów związanych ze skutkami nadużywania antybiotyków, medycyna musi borykać się z wieloma innymi, poważnymi problemami, związanymi z wielu schorzeniami cywilizacyjnymi. Warto się głęboko zastanowić, skąd bierze się coraz więcej nieuleczalnych schorzeń o tzw. nieznanej etiologii i jaki to może mieć związek z prowadzonymi od wielu lat zbrodniczymi eksperymentami z bronią biologiczną? W jaki sposób doszło do powstania chorobotwórczej mykoplazmy i najprawdopodobniej z nią związanych wielu nieuleczalnych schorzeń nazywanych cywilizacyjnymi?  Życie domaga się pilnej odpowiedzi na te pytania i podjęcia energicznych działań, które skutecznie staną na przeszkodzie wielu eksperymentom w ludzkim zdrowiem i życiem. Należy mieć nadzieję, że główną siłą mogącą wymusić zmianę postępowania bliżej nieokreślonych grup nacisku może być opinia społeczeństw coraz szerzej i odważniej  wyrażana w Internecie i przy urnach wyborczych.
Wiele wskazuje na to, że pierwszą jaskółką, napawającą optymizmem w tym względzie była zeszłoroczna, spontanicznie zorganizowana, internetowa presja, która skutecznie zahamowała histerię i zagrażające ludzkości działania wokół wymyślonej epidemii świńskiej grypy.  
Na zakończenie tego nieco przydługawego tekstu zadajmy sobie pytanie, czy antybiotyki są jedyną, skuteczną metodą profilaktyki i terapii wielu poważnych schorzeń, podłożem których są różne infekcje? Na szczęście są podstawy do negatywnej odpowiedzi na to pytanie. A powodów do takiej odpowiedzi jest przynajmniej kilka:
1. Podstawą naszego zdrowia i odporności organizmu w pierwszym rzędzie jest nasz stan psychiczny i ściśle z nim powiązane funkcjonowania organizmu człowieka jako istoty psychosomatycznej.
2. Musimy znacznie poszerzyć swoją dotychczasową wiedzę na temat różnego rodzaju mikroorganizmów, a szczególnie bakterii i głębiej zrozumieć , że dzięki większości z nich istnieje  życie na Ziemi i dlatego z wieloma warto się zaprzyjaźnić, jak to robili nasi przodkowie.  Od paru dziesięcioleci drogę w tym kierunku wskazuje nam japoński uczony, prof. Teruo Higa i jego efektywne mikroorganzmy. Tylko stosunkowo nieliczne z bakterii są naszym zagrożeniem. Oprócz bakterii jednoznacznie chorobotwórczych, istnieje także wiele innych, które często z naszej winy stają się zagrożeniem zdrowia i życia. Inne natomiast  odpowiednio traktowane, mogą nam skutecznie pomóc w rozwiązywaniu wielu trudnych problemów upraw rolnych, utylizacji zanieczyszczeń środowiska, troski o stan naszych budowli a nawet ułatwiać  skuteczną higienizację najbliższego środowiska.
Konsekwentne działania proekologiczne, związane ze staraniami o poprawę jakości środowiska z pomocą przyjaznych nam mikroorganizmów stworzą nam szansę na produkcję zdrowej żywności i podstawy do racjonalnego żywienia, od którego w dużym stopniu zależy stan naszego zdrowia i ogólnej odporności.
Kolejnym czynnikiem mającym istotny wpływ na stan naszego zdrowia ma smog elektromagnetyczny – różne zanieczyszczenia energetyczne środowiska w postaci fal  elektromagnetycznych związanych z produkcją i przesyłaniem prądu w skali technicznej ale także z działaniem wielu urządzeń elektrycznych w naszych domach i najbliższym otoczeniu, do telefonów komórkowych przy naszej głowie włącznie.
3. Ważnym czynnikiem poprawy zagrożonej od dawna naszej odporności organizmu są liczne probiotyki, prebiotyki, zioła oraz witaminowe i mineralne suplementy diety. W tej grupie czynników wspomagających żywienie istnieje także wiele innych suplementów, produkcja których oparta jest na siarze bydlęcej, żółtkach jaj kurzych, wielu grzybach o właściwościach leczniczych, produktach pszczelich, aloesie itp.
4. Innym ważnym czynnikiem zdrowia, energii życiowej, radości życia i ogólnej odporności jest aktywność fizyczna. Optimum tej aktywności to jeden ze skuteczniejszych sposobów życia w zdrowiu. Zdaniem prof. Wiktora Degi Ruch może zastąpić każdy lek, ale żaden lek nie zastąpi ruchu.
5. Ogólny styl życia i unikanie wielu szkodliwych używek to dalsza potencjalna możliwość poprawy stanu naszego zdrowia a szczególnie ogólnej odporności.
Jeśli konsekwentnie zabierzemy się do edukacji społeczeństw na temat zasad funkcjonowania otaczającej nas przyrody i życia w zgodzie z przyrodą i zdrowym stylem życia, możliwe będzie  wybitne ograniczenie zagrożeń ze strony mikroorganizmów, na które mając odpowiednia wiedzę, możemy mieć wpływ w kierunku symbiozy z nimi i angażowania ich do poprawy jakości naszego zdrowia a nawet do ułatwiania sobie wielu czynności codziennego życia.
Reasumując, mamy podstawy do stwierdzenia, że życie w zdrowiu jest możliwe nawet po nastaniu ery postantybiotykowej, pod warunkiem, że zarówno decydenci tego świata jak i ogół społeczności będą dysponować zakresem wiedzy pozwalającej na zrozumienie podstawowych zasad funkcjonowania przyrody i człowieka jak jej integralnej części.
Drugim warunkiem życia w zdrowiu jest postępowanie zgodne z tymi zasadami, co niestety z wielu powodów jest problemem znacznie trudniejszym, nie mniej jednak możliwym do realizacji w życiu według zasad paradygmatu wszechogarniającej jedności !
Głęboko wierzę, że kiedyś nastaną czasy, kiedy wiedza nie będzie rozmijać się z życiową mądrością i zwykłą ludzką uczciwością !   

3 komentarze:

  1. Z ogromnym zainteresowaniem i satysfakcją przeczytałam powyższy artykuł. Mam wrażenie i nadzieję, że poruszony tu podstawowy problem nieracjonalnej antybiotykoterapii w kontekście innych pokrewnych tematów nurtuje każdego uczciwego, nie pozbawionego wyobraźni i zmysłu obserwacji lekarza, i nie tylko. Ale nie gwarantuje to, jak pokazuje życie i co dobitnie podkreśla Autor, sukcesu w praktyce. Dlatego, jak zwykle, zaczynać należy od przeobrażania i kształtowania ludzkiej świadomości. Ogromna wiedza jaką dysponuje Autor, umiejętność syntezy dorobku naukowego innych profesjonalistów pozwala Mu w sposób bardzo przekonywujący ukierunkowywać nasze myślenie, uwrażliwiać na bardzo realne,a właściwie już zaistniałe globalne zagrożenia wynikające choćby z nieuwzględniania różnorodnej-często przeciwstawnej natury świata mikroorganizmów. Nie jest, oczywiście, moją intencją dodawanie czegoś efektownego i nowego do tak wyczerpującego i wszechstronnego ujęcia tematu. Pragnę po prostu podkreślić. że Autor porusza jeden z podstawowych, brzemiennych w skutki problemów współczesnej medycyny, będąc w zgodzie z paradygmatem wszechogarniającej jedności. Nie pozostawia żadnych wątpliwości co do swoich intencji, pragnie upowszechniać wiedzę medyczną, uzmysławiać ludziom, że zachowanie zdrowia i radości życia zależy w dużym stopniu od nich samych, a nawet najbardziej racjonalna i prawidłowo ukierunkowana antybiotykoterapia jest tylko wąskim wycinkiem wśród różnorodnych działań w walce z zakażeniami i to będą-cym już u swego schyłku. Ale co równie ważne a może nawet ważniej-sze i optymistyczne ukazuje również różnorodne, w większości mało znane możliwości powolnego wychodzenia z trudnej sytuacji w erze postantybiotykowej, apeluje do ludzi dobrej woli, zwłaszcza tych wpły-wowych, o działanie. Zachęcam szerokie grono internautów do wyjątkowej lektury.
    Krystyna

    ~Krystyna, 2010-12-02 15:53

    OdpowiedzUsuń
  2. Jako właściciel Bloga gorąco polegam ten tekst polskiej lekarki pracującej w Irlandii na temat nadużywania antybiotyków.
    Ekodoktor

    Apel-prośba do polskich kolegów lekarzy: Nie przepisujmy pacjentom antybiotyków "na wszelki wypadek".
    Jestem lekarzem rodzinnym pracującym od 2 lat w polskiej przychodni w Irlandii. Chciałabym za pośrednictwem Konsylium24 zwrócić się z prośbą do wszystkich polskich lekarzy o nieprzepisywanie antybiotyków pacjentom wyjeżdżającym za granicę na tzw. „ wszelki wypadek".
    Większość polskich rodaków przyjeżdżających do Irlandii (prawdopodobne podobnie jest również winnych krajach) jest zaopatrzone w antybiotyki- pacjenci przywożą Duomox, Augmentin, niektórzy mają Unidox, jeszcze inni nawet Zinnat. Pacjenci sami włączają przywiezione antybiotyki, nie konsultując się z lekarzem. Zaczynają brać antybiotyki przy pierwszych objawach przeziębienia. Antybiotyki nagminnie były stosowane przy objawach grypy w zeszłym roku. Mamy włączają antybiotyki dzieciom jak pojawi się gorączka lub kaszel, bez wizyty u lekarza. Pacjenci stosują antybiotyki w niewłaściwych dawkach(często zbyt małych), za krótko - 3, 5 dni, z niewłaściwych wskazań, czasem przeterminowane.
    Bezpośrednio do napisania tego listu skłoniły mnie historie dwóch pacjentów, którymi chciałabym sie z Państwem podzielić.
    Pierwszy pacjent lat 28 cierpiał z powodu osłabienia, nawracających gorączek, bólu gardła od 3 miesięcy. Najpierw zażył Duomox, bo miał go w domu- bez poprawy. Potem dziewczyna dala mu Augmentin - bez poprawy. Następnie teściowa- pielęgniarka przyjechała w gości i przywiozła Zinnat.
    Po ostatnim antybiotyku pacjent zjawił sie u mnie, bo nadal źle się czul, miał gorączkę, był osłabiony. W badaniu fizykalnym powiększone wszystkie węzły chłonne obwodowe. Skierowałam pacjenta do szpitala do diagnostyki. Po tygodniu otrzymałam kartę wypisową z rozpoznaniem: AIDS.
    Druga podobna historia - Pacjent lat 22, miał od 2 miesięcy węzły chłonne podżuchwowe powiększone, nawracające bóle gardła. Najpierw Duomox w dawce dla dzieci, bo był w domu, potem Doxycilina od kolegi. Po 2 miesiącach samoleczenia pacjent przyszedł, bo nadal bolało go gardło. W badaniu: powiększone węzły chłonne. Skierowanie do szpitala. Rozpoznanie: Ostra białaczka limfatyczna. Myślę, że w przypadku tych pacjentów diagnozy mogłyby zostać postawione wcześniej.
    W każdym kraju do którego udają sie nasi rodacy są lekarze, przychodnie. Nie ma żadnego problemu z dostępem do publicznej służby zdrowia. Prawdą jest, że w większości krajów europejskich wizyty u lekarzy pierwszego kontaktu są odpłatne, a antybiotyki są droższe, ale to nie może być jedyny argument usprawiedliwiający tak nagminne przepisywane antybiotyków "na zapas".
    Cytując za Panią Profesor Walerią Hryniewicz z Narodowego Instytutu Leków, Polska wśród krajów europejskich, po Grecji jest krajem, gdzie najliczniej występują bakterie niepoddające się leczeniu antybiotykami.
    Wiemy przecież, że jeżeli pacjent bierze antybiotyk za krótko, w niedostatecznej dawce, hoduje drobnoustroje odporne na działanie antybiotyku, które potem może przekazać je innym.
    Jeżeli pacjent zażywa antybiotyk na infekcje wirusową, to nie tylko nie pomaga zwalczyć choroby, osłabia organizm i powoduje, że powstają szczepy oporne ma leczenie.
    Byłoby dobrze, jeżeli wspólnie moglibyśmy zmniejszyć ilość stosowanych antybiotyków z wiadomego powodu, ale także, abyśmy ratowali już i tak mocno nadwyrężony prestiż zawodu lekarza. Niech decyzja o zastosowaniu antybiotyku zostanie w naszych rękach, a nie rękach pacjenta!
    Lek. med. Joanna Koniorczyk

    OdpowiedzUsuń
  3. Mój kolejny komentarz

    Drodzy Koledzy,
    wielu lekarzy ma dziś ich zdaniem uzasadnione pretensje do pacjentów o wymuszanie ordynacji antybiotyków zacznie częściej, niż są ku temu wskazania. Zgoda, ale od dziesięcioleci zapanowała moda na antybiotyki, stosowane znacznie częściej, niż wymagają tego schorzenia. Choć w większości statystyk europejskich na temat jakości usług medycznych zajmujemy jedno z ostatnich miejsc, przodujmy w nadużywaniu antybiotykoterapii. Ale kto pacjentów tego nauczył? Młodzi Koledzy mogą powiedzieć, że to nie oni, że ta zła moda trwa od dziesięcioleci. Zgoda, ale od kogoś się to zaczęło. Z całym szacunkiem dla zasług Starszych Kolegów czy moich rówieśników a nawet wielu Kolegów Znacznie Młodszych. Panie i Panowie to my lekarze doprowadziliśmy do tego, na co dziś narzekamy, próbując winą za ten stan obarczać pacjentów. Antybiotyki, podobnie jak kortykosterydy są wygodnymi lekami ręku wygodnych lekarzy.
    Zróbmy rachunek umienia i pomyślmy jak się skutecznie zaangażować się w inną, bardziej przyjazną zdrowiu edukację pacjentów.
    Ekodoktor

    OdpowiedzUsuń