poniedziałek, 4 grudnia 2017

List dr Eustachiusza Gaduli do Młodych Lekarzy w Polsce


List ten zamieszczony został w październikowym numerze Nieznanego Świata w roku 2011. Mimo upływu sześciu lat kształcenie na uczelniach medycznych, organizacja i poziom usług medycznych w Polsce nie uległy istotnej poprawie. Zdaniem wielu osób dzieje się nawet wprost przeciwnie, o czym świadczą coraz liczniejsze i ostrzejsze konflikty na styku lekarz-pacjent.
Do roku 2015 wydawało się, że najważniejszą przyczyną takiego stanu rzeczy było niemal wyłącznie niedofinansowanie polskiej służby zdrowia. Po zmianie ustrojowej pojawiła się szansa na zapowiadaną przez nową ekipę rządową poprawę finansowania usług medycznych. I co zdarzyło się w powojennej Polsce po raz pierwszy, konsekwentnie, na miarę obecnych możliwości państwa w obecnym roku wyraźnie zwiększono finansowanie służby zdrowia. Czy w istotny sposób wpłynie to na powody do zadowolenia z usług medycznych w Polsce, przekonamy się w najbliższym czasie. Nowa ekipa na obecnym etapie nie tylko zmaga się z problemami finansowymi i organizacyjnymi, ale także z totalną opozycją, utrudniającą rządzącym każdą dziedzinę życia, nie wyłączając medycyny. Miejmy nadzieję, na co wiele wskazuje, że ten ostatni problem w niezbyt odległym czasie rozwiąże się sam, szczególnie jeśli uda się długo oczekiwana, merytoryczna reorganizacja wymiaru sprawiedliwości.
Ale jeśli nawet do tego w niedługim czasie dojdzie i gospodarka zacznie systematycznie wypracowywać coraz lepsze finansowanie medycyny, nie ma pewności, że polscy pacjenci będą mieć dzięki temu powody do zadowolenia.

Po pierwsze - jeśli nie uszczelnimy sposobu dysponowania wydatkami w służbie zdrowia, nie można będzie liczyć na istotną poprawę finansowania medycyny. Polskiej medycynie radykalną poprawę w tej kwestii wypracować może człowiek w stylu wicepremiera Mateusza Morawieckiego. Oby tylko taki sie pojawił !
Po drugie - poza finansowaniem sprawą nie mniej ważną, ostatnio jakby braną pod uwagę jest sensowna reorganizacja służb medycznych. Póki co, jeszcze nie bardzo wiadomo na czym ma polegać.
I wreszcie po trzecie - bez zmiany sposobu kształcenia kadr medycznych, prawdziwej humanizacji medycyny i integracji medycyny konwencjonalnej z niekonwencjonalną, w pierwszej fazie taką jak: akupunktura, homeopatia czy terapia manualna, trudno będzie liczyć na prawdziwą, merytoryczną poprawę funkcjonowania polskiej medycyny, na co od dziesięcioleci oczekują polscy pacjenci.

Powodem, dla którego zamieszczam na swoim blogu Medycyna dla wszystkich mój List otwarty do
Młodych Lekarzy w Polsce jest fakt, że w dniach 8-9 listopada 2017 roku w Hucisku z okazji 100-lecia śmierci Doktora Władysława Biegańskiego odbyła się Międzynarodowa Konferencja pt. Lekarz na prowincji. Tytuł tej konferencji uznałem za okazję do mojego wystąpienia pt. W podejściu do medycyny skorzystajmy z dorobku wielkich Polaków. Jako kolejny post na moim blogu zamieszczę moją prezentację na ten temat w Power Point. Przedstawiam w niej poglądy na podejście do medycyny wielkich polskich autorytetów medycznych: doktora Władysława Biegańskiego, prof. Kornela Gibińskiego, prof. Juliana Aleksandrowicza oraz twórcy bioelektroniki, prof. Włodzimierza Sedlaka. Tytuł konferencji w Hucisku (Lekarz na prowincji) oraz poglądy wspomnianych autorytetów na właściwe podejście lekarzy do pacjentów dobitnie zwracają uwagę jakie cechy lekarzy pacjenci cenią najwyżej, oraz fakt, że praca na prowincji w życiu tych ludzi odegrała istotną rolę w ich poglądach i w postępowaniu z pacjentami. Nie tylko mogą, ale dla świata medycznego powinni stanowić wzór godny naśladowania. Takie podejście ma dużą szansę zmienić opinię społeczeństwa na temat polskich lekarzy.
A to treść mojego listu w październikowym numerze Nieznanego Świata
z roku 2011
Przekonałem się, że na obecnym etapie rozwoju medycyny najlepsze rezultaty daje integracja metod konwencjonalnych z niekonwencjonalnymi
Zwracam się do Was, Młodzi Koledzy, jako Wasz starszy kolega, lekarz z ponad 50-letnim stażem. Chcę udzielić Wam kilku praktycznych rad, które mogą uczynić pracę lekarza znacznie przyjemniejszą. Zapewne niedawno podjęliście, albo dopiero podejmiecie obowiązki związane z zatrudnieniem. Żyjemy w kraju, gdzie większość społeczeństwa – wielu pacjentów, ale też lekarzy i przedstawicieli innych zawodów medycznych – jest ze służby zdrowia niezadowolona.
Jak sięgam pamięcią, a więc od zakończenia II wojny światowej, służba zdrowia zawsze była w Polsce traktowana po macoszemu. Władze komunistyczne nie lubiły ludzi w białych fartuchach, nadmiernie krytycznie oceniając ich działania. Nie troszczyły się także o ich godziwe zarobki, wychodząc z założenia, że lekarz zawsze sobie jakoś poradzi. Sami dobrze wiedzieli, jak trzeba sobie w tym ustroju radzić, i o podobne radzenie sobie posądzali świat lekarski.
Trzeba przyznać, że decydenci medyczni różnych szczebli na ogół radzili sobie dobrze, często działając na granicy prawa. Natomiast szeregowi lekarze przez dziesięciolecia egzystowali na granicy ubóstwa.
Po roku 1989, czyli po znaczących zmianach ustrojowych w naszym kraju, polscy lekarze zaczęli mieć nadzieję na godne traktowanie swojego zawodu i stopniowe tworzenie coraz lepszych warunków pracy w placówkach medycznych. Szybko jednak stało się jasne, że zmiany, które pojawiły się w wielu dziedzinach życia, w nikłym stopniu wpłynęły na działanie klasy politycznej, wymiaru sprawiedliwości, administracji i służby zdrowia. Trwające przez dziesięciolecia nieprawidłowe funkcjonowanie polskiej medycyny, choć dokuczliwe dla społeczeństwa i pracowników medycznych, stało się w naszym państwie niejako czymś naturalnym. Nie zmieniło tego stanu rzeczy ani powstanie Kas Chorych, ani – tym bardziej – Narodowego Funduszu Zdrowia.

Z obecnej sytuacji zadowoleni mogą być wyłącznie decydenci różnego szczebla, coraz ściślej powiązani z producentami leków, szczepionek i sprzętu medycznego.

W międzyczasie, zgodnie z trendami światowymi wprowadzono u nas dziesiątki nowych specjalności i podspecjalności, powierzając ich przedstawicielom pieczę nad polską medycyną. Mimo że człowiek jest jednością psychosomatyczną, specjalności te funkcjonują zazwyczaj w całkowitym oderwaniu od siebie.
Nie ulega wątpliwości, że w ostatnim czasie odnotowaliśmy postęp w medycynie, jednak najczęściej dotyczył on kwestii technicznych, związanych z diagnostyką, zabiegami operacyjnymi i genetyką, w tym głównie z zabiegami inżynierii genetycznej. A postęp techniczny, jak wiadomo, wpływa na zainteresowania i kierunek kształcenia przyszłych lekarzy.
Aktualnie możemy poszczycić się wieloma wspaniałymi specjalistami, brakuje nam natomiast lekarzy, którzy traktowaliby pacjenta jako integralną całość: istotę zarówno duchową, jak i cielesną. Takich, którzy nie przyrównują człowieka do zepsutej maszynerii. Efekty takiego podejścia stwarzają coraz więcej problemów nie tylko chorym, ale też urzędnikom odpowiedzialnym za ich leczenie. Nie należy zatem problemu niezadowolenia społecznego sprowadzać wyłącznie do braku odpowiednich funduszy. Pieniądze są dziś marnotrawione przez wadliwą organizację, niewłaściwe kształcenie lekarzy oraz niegospodarność.
Za taki stan rzeczy polskie społeczeństwo oskarża lekarzy, ci zaś mają pretensje do pacjenta o brak zrozumienia i życzliwości oraz złą wolę. Niewłaściwie kształceni na studiach i w trakcie specjalizacji widzą najczęściej tylko wąski wycinek istniejących problemów. Brak im szerszego, wnikliwego spojrzenia i oglądu całości zagadnienia. Dziś do podobnej refleksji nie są zdolni ani lekarze, ani organizatorzy polskiej służby zdrowia.
Racjonalnym wyjściem z tej sytuacji jest zainicjowanie procesu integracji, która powinna objąć poszczególne lekarskie specjalności.

Do połączenia sił musi też koniecznie dojść w obrębie medycyny konwencjonalnej i niekonwencjonalnej.

Poza tym niezbędne jest rozpoczęcie procesu racjonalnego kształcenia różnych szczebli menedżerów służby zdrowia, którzy współpracowaliby z lekarzami o znaczącym, interdyscyplinarnym dorobku.
Fakt bycia mało doświadczonym lekarzem lub menedżerem, bez gruntownej wiedzy na temat problemów kwadratury koła polskiej medycyny, źle wróży przyszłości tej gałęzi wiedzy. Sytuacji nie uzdrowi przeznaczanie na ten cel większych środków finansowych. Tymczasem we wszystkich debatach na temat reorganizacji polskiej opieki medycznej dyskusja ogranicza się do kwestii ekonomiczno-organizacyjnych. W rozmowach tych ignoruje się konieczne zmiany merytoryczne, którymi żywo zainteresowani są pacjenci, a powinni być – politycy i decydenci służby zdrowia.
Jako jeden z nielicznych lekarzy w Polsce od chwili ukończenia studiów na Wydziale Lekarskim A.M. w Gdańsku w roku 1960, poza intensywną pracą zawodową w placówkach szpitalnych i w lecznictwie otwartym obserwuję rozwój polskiej i światowej medycyny. Jestem specjalistą chirurgii i rehabilitacji. Poza tym od ponad 45 lat zajmuję się medycyną naturalną i akupunkturą, a od 33 – terapią manualną. 14 lat byłem asystentem w Oddziale Chirurgii Ogólnej Szpitala Wojewódzkiego w Opolu, i równolegle pracowałem w Wiejskim Ośrodku Zdrowia w Jełowej w powiecie opolskim, Przez 7 lat byłem zastępcą ordynatora i ordynatorem w Oddziale Paraplegii I w Górniczym Centrum Rehabilitacji Leczniczej i zawodowej REPTY w Tarnowskich Górach. Trzy lata pełniłem funkcję dyrektora i ordynatora Oddziału Schorzeń Narządu Ruchu w Akademickim Centrum Rehabilitacji w Zakopanem, a od dwóch dekad prowadzę własne Centrum Rehabilitacji Medycyny Zintegrowanej, Sportowej i Leczenia Bólu w Opolu.
Wielospecjalistyczne doświadczenie zawodowe, jak też stałe monitorowanie kierunków rozwoju współczesnej medycyny stały się dla mnie fundamentem do wypracowania własnego poglądu na funkcjonowanie służby zdrowia. Ma on charakter polemiczny w stosunku do zasad, jakimi kieruje się w Polsce medycyna konwencjonalna. Dzięki systematycznemu pogłębianiu wiedzy wyraźnie rozleglejszej niż ta, którą wynosimy ze studiów, oraz dzięki intensywnej praktyce klinicznej patrzę na medycynę z pewnego dystansu i dzięki temu postrzegam jej problemy w znacznie szerszym aspekcie niż większość kolegów o podobnym zawodowym stażu. Choć nadal pogłębiam wiedzę teoretyczną z zakresu medycyny konwencjonalnej i niekonwencjonalnej, głównym dla mnie źródłem wiedzy medycznej pozostają moi pacjenci i sposób, w jaki leczy się ich w Polsce.
List ten powstał z potrzeby podzielenia się kilkoma uwagami z lekarzami o mniejszym doświadczeniu, szczególnie zaś z kolegami dopiero rozpoczynającymi swą drogę zawodową. Jest on podsumowaniem moich głębokich przemyśleń i wieloletniej pracy z pacjentami.
Zjawiskiem, które w naszej medycynie niepokoiło mnie od drugiej połowy lat 50., czyli od momentu rozpoczęcia studiów, była jakość kształcenia polskich lekarzy. Od początku odnosiłem wrażenie, że w akademiach medycznych zbyt dużą wagę przywiązuje się do wiedzy teoretycznej, co niestety odbywa się kosztem nabywania umiejętności praktycznych, koniecznych w leczeniu i obcowaniu z pacjentami. Moim zdaniem nauczyciele akademiccy (co obserwowałem podczas moich studiów) powinni przekazywać studentom również podstawową wiedzę z zakresu etyki oraz podmiotowego traktowania osób chorych. Niezadowolenie polskiego społeczeństwa w tej kwestii wynika z faktu, iż wielu lekarzy ma minimalną wiedzę na ten temat i w istocie nie przywiązuje do niej większego znaczenia.

Postęp odnotowywany w diagnostyce medycznej w coraz większym stopniu ogranicza ją do wykonywania badań instrumentalnych. Obecnie w terapii dominuje farmakoterapia chemiczna, związana z działaniami ubocznymi i powikłaniami, Kosztem rehabilitacji – często najskuteczniejszej metody leczenia – rozszerza się wskazania do zabiegów operacyjnych.

Studenci medycyny i młodzi lekarze pod wpływem atmosfery panującej na uczelniach i w mass mediach w coraz większym stopniu fascynują się kardiologią inwazyjną, przeszczepami narządów, szczepieniami ochronnymi i inżynierią genetyczną. Chemiczne leczenie farmakologiczne wypiera agresywnie naturalne metody leczenia, służące ludzkości od tysiącleci. Ten trend dominuje w ostatnich latach nie tylko w Polsce, ale również w działaniach prawnych Unii Europejskiej. W naszym kraju sytuacja staje się tym groźniejsza, że mimo niedostatecznego wyszkolenia praktycznego studentów doprowadzono obecnie do zniesienia stażu podyplomowego, co w znacznym stopniu pogarsza sytuację pacjentów, czyniąc także krzywdę samym lekarzom – świeżo upieczonym absolwentom studiów medycznych.
Mam nadzieję, że mój apel i chęć podzielenia się z młodymi lekarzami ważnymi uwagami, które czerpię z doświadczenia długoletniej pracy z pacjentami, choć w niewielkim stopniu przyczynią się do poprawy nowo wytworzonej, potencjalnie groźnej sytuacji w polskiej medycynie.

A oto kilka rad dotyczących najważniejszych spraw na styku lekarz-pacjent.

Drodzy Koledzy, decyzja o tym, że zostanie się lekarzem, oznacza wybór jednego z najwspanialszych zawodów świata. Studia medyczne trwają długo i są trudne, a sam fakt ich pomyślnego ukończenia stanowi autentyczny powód do dumy – ale, dodajmy, nie do buty. Bo ta piękna róża ma również kolce.
Bycie lekarzem to wielka odpowiedzialność i konieczność zmagania się z licznymi, nieraz trudnymi problemami natury zawodowej i czysto ludzkiej. W ich rozwiązywaniu powinna pomagać nam wiedza wyniesiona ze studiów i osobisty przykład dawany przez nauczycieli akademickich. Niestety z tym bywa różnie.
Istotnym problemem pozostaje też organizacja i sposób funkcjonowania służby zdrowia w każdym województwie, powiecie i pojedynczej placówce. A trzeba z przykrością stwierdzić, że z wielu powodów – nie tylko natury ekonomicznej – problem ten w Polsce nie wygląda dobrze, a czasem prezentuje się wręcz koszmarnie. Uważam jednak, że mimo wszystko można być lekarzem mądrym, dobrym i cenionym przez pacjentów.
Kwestią, którą traktuje się marginalnie w medycynie wielu, jeśli nie większości krajów na świecie, są relacje lekarz - pacjent. A przecież doświadczenie zawodowe dobrych lekarzy i większości pacjentów dobitnie świadczy o tym, że jest to zagadnienie kluczowe, mające wpływ nie tylko na atmosferę kontaktów, ale także na jakość diagnostyki, terapii i rokowania.
A na koniec parę wypróbowanych rad dla Was, Młodzi Koledzy, wkraczający dopiero w życie zawodowe. Z mojego ponad 50-letniego doświadczenia zawodowego wynika, że:
Podstawą relacji lekarz-pacjent (poza dobrym przygotowaniem zawodowym, które właśnie zaczynacie zdobywać) powinno być traktowanie pacjenta jak dobrego znajomego albo członka rodziny. Jak bliźniego, który zwraca się do nas z problemami nie tylko zdrowotnymi, ale też życiowymi. Nawet jeśli nasz czas jest ograniczony, należy okazać choremu życzliwość i zainteresowanie. Dzięki temu wykonywane przez nas staranne badanie będzie przebiegało w pozytywnej atmosferze.
Pomimo ogromnego postępu medycyny w kwestii diagnostyki instrumentalnej nie zapominajmy, że podstawą dobrej diagnozy pozostaje dokładny wywiad i szczegółowe badanie fizykalne. Pozwala ono wykryć wiele ważnych objawów z punktu widzenia diagnostyki, dla których nadal nie ma odpowiedniego instrumentarium (np. ocena napięć mięśniowych, ból). Przede wszystkim jednak takie badanie stanowi czynność ułatwiającą nawiązanie z pacjentem ciepłego, ludzkiego kontaktu.
Z im poważniejszymi problemami zdrowotnymi przychodzi do nas konkretny pacjent, tym bardziej odpowiedzialne powinno być nasze zachowanie wobec niego. Dlatego nie informujmy go pochopnie o podejrzeniu schorzeń nowotworowych czy innych ciężkich przypadłości (nazbyt często uznawanych za nieuleczalne), zanim swych podejrzeń nie zweryfikujemy zapoznając się z wynikami badań instrumentalnych, a w trudniejszych przypadkach – przeprowadzając konsultacje z bardziej doświadczonymi kolegami - lekarzami.
W jednym z numerów amerykańskiej JAMY sprzed kilkunastu lat, poświęconemu stosunkowi: lekarz - pacjent, napisano przykre, lecz niestety prawdziwe słowa:

Im mniejszą wiedzą dysponuje lekarz, tym bardziej udaje Pana Boga.

Oczywiście stwierdzenie to nie dotyczy Was, Drodzy Koledzy, którzy dopiero rozpoczynacie swą drogę zawodową. Każdy kiedyś zaczynał. Jednak chciałbym Was przestrzec przed swoistym zadufaniem, dającym o sobie znać rzecz jasna nie tylko wśród lekarzy. Pacjenci na taki sposób bycia reagują źle; podobne traktowanie rodzi też problemy innej natury.
Warto przytoczyć dwa cytaty z wypowiedzi wspaniałego, choć nieco już zapomnianego polskiego lekarza-filozofa, Władysława Biegańskiego. Pierwszy: Pacjent ma prawo stracić życie, ale nie powinien utracić nadziei. I drugi: Nie chciałbym być lekarzem, gdybym nie potrafił pomóc pacjentowi, któremu medycyna już pomóc nie może.
Jeśli już musimy poinformować pacjenta uznanego przez medycynę konwencjonalną za nieuleczalnego, uczyńmy to tak, jakbyśmy sami chcieli być o podobnym fakcie poinformowani, albo jakby dotyczyło to kogoś z grona naszych najbliższych.
Na początku Waszej drogi zawodowej

spróbujcie odpowiedzieć sobie na pytanie, czy metody leczenia (poza przypadkami ewidentnego ratowania życia), które są niezgodne z prawami Natury, mogą na dłuższą metę okazać się skuteczne w terapii większości przewlekłych schorzeń.

Osobiście przekonałem się, że na obecnym etapie rozwoju medycyny najlepsze rezultaty daje integracja metod konwencjonalnych z niekonwencjonalnymi. Dlatego mój głęboki niepokój budzi fakt, że w ramach Unii Europejskiej podejmuje się działania ograniczające leczenie ziołami i innymi metodami medycyny naturalnej.
Niezależnie od wybranej specjalności starajcie się w swojej praktyce medycznej integrować wiedzę wyniesioną ze studiów i zdobywaną w trakcie specjalizacji – z tą, którą uzyskujecie podczas zaangażowanej pracy z pacjentami i zgodnie z nią postępujcie. Miejcie również odwagę posiadać własne zdanie na każdy temat, które nie kłóci się z Waszym sumieniem.
Życzę Wam, Drodzy Koledzy, spełnienia i dużo satysfakcji z wykonywania tego najpiękniejszego z zawodów świata.
Serdecznie pozdrawiam
Eustachiusz Gadula

Czytelnikom zainteresowanym poruszaną przeze mnie tematyką proponuję lekturę tekstów na moim blogu: http://gadula-ekodoktor.blogspot.com Medycyna dla wszystkich.
Od redakcji: Kontakt mailowy z dr Eustachiuszem Gadulą: egadula@gmail.com

2 komentarze: