piątek, 15 grudnia 2017

W podejściu do medycyny skorzystajmy z dorobku wielkich Polaków

Jakiej medycyny oczekują pacjenci?
Każdy z opisywanych tu wybitnych polskich lekarzy swoją pracę zawodową zaczynał podobnie, zawsze w bardzo trudnych warunkach na prowincji, ale to właśnie wtedy bez względu na trudne warunki życia i pracy stawali się prawdziwymi, empatycznymi lekarzami. Pomimo ograniczonego zaplecza medycznego w dużej mierze leczącymi pacjentów także samym sobą, swoją osobowością, empatią, poświęcanym im zainteresowaniem, chęcią pomocy, swoim czasem i niezwykle ważnym kontaktem psychofizycznym. Te doświadczenia uczyniły ich prawdziwymi lekarzami, a systematyczna praca nad pogłębianiem wiedzy nie tylko czysto medycznej uczyniły ich wielkimi uczonymi i nauczycielami, prawdziwą dumą polskiej medycyny. Są znani nie tylko w Polsce ale także w wielu krajach świata.                                                                                                                   Takim metamorfozom raczej rzadko ulegają lekarze łatwo startujący w komfortowych warunkach i w dużych, najczęściej wielkomiejskich, dobrze wyposażonych placówkach medycznych. Tacy są zainteresowani niemal wyłącznie medycyną naukową, postępem nauk medycznych, pionierskimi zabiegami operacyjnymi, czy inżynierią genetyczną. Ale ani na studiach ani podczas wczesnych etapów pracy zawodowej nie mieli okazji nauczyć się empatii w stosunku do różnych pacjentów. A pacjenci to szybko wyczuwają, co szybko rodzi brak wzajemnego zaufania. O tym, że tego typu stwierdzenia nie są dalekie od prawdy, dosyć dobitnie świadczy atmosfera licznych dyskusji na forach medycznych.
Za swoich największych Mistrzów lekarzy poza doktorem Władysławem Biegańskim uważam profesorów: Juliana Aleksandrowicza i Kornela Gibińskiego.                                                   Czwartym moim mistrzem jest Ks. prof. Włodzimierz Sedlak, twórca bioelektroniki.


Dr WŁADYSŁAW BIEGAŃSKI
Doskonałym przykładem stwierdzenia, że prowincja to nie miejsce zamieszkania, czy pracy, co stan umysłu  jest doktor Władysław Biegański, jeden z najwspanialszych polskich lekarzy. A oto najpopularniejsze jego złote myśli:
Nie może być dobrym lekarzem, kto nie jest dobrym człowiekiem.
Nie chciałbym być lekarzem, gdybym nie mógł pomóc pacjentowi, któremu już medycyna pomóc nie może.
Pacjent ma prawo stracić życie ale nie powinien stracić nadziei.
Odegrały one dużą rolę w wyborze przez wielu młodych ludzi zawodu lekarza, a jednocześnie wielu innym ludziom przyczyniły się do zwiększenia zaufania do zawodu lekarza.                                        Mając świadomość ogromu zasług doktora Biegańskiego na niwie medycyny, filozofii, logiki i etyki  jako typowy lekarz praktyk ograniczę się do jego zasług dotyczących podstawowych problemów medycznych na styku lekarz-pacjent. W pełni podzielam pogląd doktora Biegańskiego, że jest to najistotniejszy problem w służbie zdrowia, a jego niedocenianie jednym z najpoważniejszych problemów współczesnej medycyny.
W życiu Władysława Biegańskiego można wyróżnić trzy okresy: w pierwszym od roku 1884 do 1894 zajmował się wyłącznie medycyną, w drugim – do roku 1903 łączył medycynę z filozofią, a w trzecim – do roku 1917 poświęcił się filozofii z logiką i etyką.  Był najpierw lekarzem praktykiem.      Pracował przy kolei warszawsko-wiedeńskiej, później jako lekarz fabryczny i dyrektor miejskiego szpitala. Prawie dwa lata pełnił funkcje lekarza okrętowego.                                                                                        Położył ogromne zasługi dla rozwoju lecznictwa i świadomości higienicznej w Częstochowie, Zajmował się również filozofią, szczególnie teorią poznania zorientowaną także na diagnostykę chorób. Władysław Biegański zwracał szczególną uwagę na humanistyczny wymiar praktyki lekarskiej. Wiedział, że zmiany anatomiczne nie stanowią wszystkiego w chorobie, a  czynnik psychiczny ma bardzo ważne znaczenie  w leczeniu. Zwracał szczególną uwagę na humanistyczny wymiar praktyki lekarskiej. Wiedział, że zmiany anatomiczne nie stanowią wszystkiego w chorobie,    a czynnik psychiczny ma bardzo ważne znaczenie  w leczeniu.                                                                Najważniejszą domeną działań leczniczych była w jego przekonaniu współpraca lekarza z pacjentem ujmowanym holistycznie, jako całość chorującego ciała połączonego z umysłem oraz emocjami. Z jego podręczników logiki, teorii poznania i etyki uczyło się całe pokolenie studentów szkół średnich i wyższych oraz zawodowych filozofów. Zagadnienia etyczne Władysław Biegański uważał za podstawowe a zasady etyczne ilustrował swoim życiem. Znany był z wysokiego poziomu etyki osobistej i zawodowej. Był mistrzem w nawiązywaniu serdecznego kontaktu z ludźmi.                        Jego zdaniem więź między etyką a medycyną została po raz pierwszy zerwana w drugiej połowie XIX wieku gdy medycyna z dumą przybrała nazwę naukowej, opartej na doświadczeniu, troszczącej się tylko o cele naukowe. Zdaniem Biegańskiego w ten sposób powstał fanatyzm naukowy, podporządkowujący nawet życie ludzkie celom medycyny. Biegański usiłuje się przeciwstawiać temu scjentyzmowi i proponuje holistyczne traktowania pacjenta, w którym ważną rolę powinny odgrywać zaufanie i sympatia. Zwalczał ciasny empiryzm i scjentyzm oraz paternalizm medyczny wyrosły z pychy naukowej. W Częstochowie prowadził pracę naukową, z dala od polskich ośrodków akademickich, co spowodowało, że nazywano go profesorem bez katedry.                           Fascynował życzliwością, delikatnością i zainteresowaniem sprawami chorego. I choć niejednokrotnie przekonał się, że medycyna nieraz jest bezsilna, mimo to był głęboko przekonany, że lekarz jest i tak potrzebny jako pocieszyciel w chorobie. Najważniejszą domeną działań leczniczych była w jego przekonaniu współpraca lekarza z pacjentem ujmowanym holistycznie, jako istotą psychosomatyczną. Zagadnienia etyczne Wł. Biegański uważał za zasadnicze. Zasady etyczne głosił on swoim życiem. Był mistrzem w nawiązywaniu serdecznego kontaktu z ludźmi – fascynował życzliwością, delikatnością i zainteresowaniem sprawami chorego.

Prof. KORNEL GIBIŃSKI
Chodząca historia powojennej medycyny. Wielki lekarz ze starej szkoły, która stara się leczyć nie kolejne ucho, wątrobę czy nerki, tylko konkretnego człowieka. Z jego książek uczyły się kolejne roczniki studentów medycyny, dla wielu polskich internistów - to prawdziwy guru. Na pytanie dziennikarza czy czuje się wielkim lekarzem, odpowiedział. A kto to jest wielki lekarz? Czy to ktoś, kto ma wielką wiedzę, wnosi wkład w rozwój medycyny? A może bardziej liczy się stopień oddania drugiemu człowiekowi, serce okazywane pacjentom? Serce jest bardziej cenione przez chorych niż wszystkie inne walory lekarza.                                                                                    Każde swoje twierdzenie profesor podpierał opowieścią ze swojego bogatego w doświadczenie życia w obozie koncentracyjnym w Gross-Rosen, gdzie jako młody, niedoświadczony lekarz otrzymał zadanie zorganizowania obozowego szpitala. Musiał go sobie sam urządzić, w kącie baraku po sowieckich więźniach wojennych. I nie mając nic, przekonał się, że naprawdę może dużo zrobić.        W szpitalnej apteczce nie miał wiele - trochę aspiryny, jakieś krople przeciwbólowe, walerianowe.   Tylko takie lekarstwa miałem i nimi leczyłem. Ludziom pomagało jednak przede wszystkim to, że mogłem ich zbadać, osłuchać, porozmawiać, przyłożyć dłoń do czoła, zbadać puls...                            To skutkowało. Często choroba ustępowała, ludzie byli wdzięczni - mówił profesor. W tej obozowej beznadziei nabrał wielkiego szacunku dla medycyny, dla jej potęgi. Zrozumiał, że lekarz może pomóc nawet wtedy, gdy nie ma nic do dyspozycji, w najbardziej tragicznych okolicznościach. Uznał to za największy sukces zawodu lekarza, a nie coraz to nowe instrumenty, które lekarze mają dzisiaj do dyspozycji. Przez całe wieki zadaniem lekarza było niesienie pomocy cierpiącemu człowiekowi.    Gdy jednak zaczęliśmy poznawać, czym jest życie, zamarzyliśmy, by je jak najdłużej utrzymać. Zaczęliśmy walczyć ze śmiercią. - Cały wysiłek medycyny skupia się dzisiaj na ratowaniu od śmierci - zauważył profesor.  Zapomnieliśmy o cierpieniu. Ulżyć człowiekowi cierpiącemu - na tym powinniśmy się skupić. Ludzie nie chcą cierpieć.  I są coraz bardziej niezadowoleni, bo nie znajdują pomocy. Współczesna medycyna przestała zauważać pacjenta. Najważniejsze stały się dla niej wskaźniki śmiertelności i cały wysiłek zmierza do tego, by je zredukować. Lekarze są z tego rozliczani. Kto jeszcze rozmawia z chorym człowiekiem, kto go słucha? Jest odsyłany od specjalisty do specjalisty, który tylko patrzy w wyniki. 15 minut na wizytę i następny. A gdzie czas na okazanie współczucia, zrozumienia, zbudowanie zaufania?                                                                                    Podczas rozmowy z Krystyną Bochenek i Dariuszem Kortko profesor skarży się: Nikt nie czyta tego, co piszę. Od lat głoszę to samo, a wszyscy zachowują się, jakby pierwszy raz o tym słyszeli. To nie są nowinki medyczne, powodujące wypieki na twarzy.  Na przykład od lat przypominam, że niewiele robimy, by zapewnić godną śmierć umierającemu człowiekowi.                                                            Nie doceniamy, jak wielką wagę w kontakcie z drugim człowiekiem odgrywa zdolność współodczuwania. To źródło powołania lekarskiego, bo przecież współczucie, wrażliwość na cierpienie są podstawą medycyny. Dlaczego lekarz pomaga pacjentowi? Bo pragnie mu ulżyć. Tymczasem dzisiaj są tacy lekarze, którym bardziej zależy na sukcesach, chcą być uwielbiani i podziwiani.                                                                                                                                               Co jest istotą medycyny? - Zachowanie zdrowia. Najważniejsze jest zdrowie człowieka, tymczasem cały wysiłek medycyny skupia się na ratowaniu od śmierci. Zaczęliśmy walczyć ze śmiercią.            Trzeba zadbać o profilaktykę, na którą teraz nie ma pieniędzy.                                                                Pacjent już dawno stracił zaufanie do lekarza. Nikt z nim nie rozmawia, nikt go nie słucha. Chodzi od specjalisty do specjalisty, a ten tylko patrzy w wyniki. Między lekarzami a pacjentami nie ma porozumienia. Ludzie przychodzą do nas nie tylko dlatego, że cierpią. Boją się choroby i perspektywy inwalidztwa.                                                                                                                      W Ameryce od wielu lat obowiązuje nowa zasada przyjmowania lekarzy do pracy. Nie wystarczy, że mają dyplom. Muszą jeszcze zdać u pracodawcy egzamin potwierdzający, że umieją badać i rozmawiać z pacjentem, że potrafią mu współczuć. Stwierdzono, że te umiejętności są w zaniku. Rozmowa, dotyk, obejrzenie pacjenta, kontakt z nim - to istota zawodu.                                              A w Polsce niedawno wymyślono, na szczęście nie na długo likwidację stażu podyplomowego. To co obecnie planuje się robić aby przynajmniej częściowo zapobiec brakowi lekarzy musi budzić duży niepokój. A przecież bardzo wielu polskich lekarzy na Zachodzie cieszy się bardzo dobrą opinią, mimo, że w Polsce nie byli właściwie szkoleni w zajęciach praktycznych, ale w nowym miejscu pracy, przy znacznie lepszej organizacji pracy te braki szybko nadrobili.                                                 Na pytanie kto to jest dobry lekarz profesor Kornel Gibiński innym razem odpowiada, że to ten, z którego zadowoleni są pacjenci. I dalej mówi: Czy wielki lekarz to ktoś mający wielką wiedzę, wnoszący wkład w rozwój medycyny? A może liczy się stopień oddania drugiemu człowiekowi, serce okazywane pacjentom? Myślę, że to serce jest nawet więcej cenione przez chorych, niż wszystkie inne walory. Mówi to jeden z najwybitniejszych internistów w Polsce. A w Polsce od wielu lat obserwujemy pogłębiające się niezadowolenie z jakości usług lekarskich i to nie tylko z winy pacjentów. Dlatego nawet dofinansowanie służby zdrowia na wyraźnie wyższym poziomie ma niewielkie szanse na poprawę sytuacji w naszym kraju, m.in. i dlatego, że decydenci medycyny nie tylko doprowadzili ją na jedno z najniższych miejsc w Europie, ale z konsekwencją godną lepszej sprawy zwalczają nie tylko suplementację leczniczą czy żywieniową, ale także: akupunkturę, terapię manualną czy homeopatię, mimo, że większość krajów Zachodu łącznie z Unią Europejską ma do tego odmienny stosunek.                                                                                        Dalej profesor Gibiński pytał, jak zmieniła się polska medycyna na przestrzeni ostatnich dziesięcioleci? Czy lekarzom zależy już tylko na pieniądzach, a wizyta u specjalisty to tylko usługa? Czy w tym zawodzie istnieje jeszcze pojęcie misji? Kiedy rozmawia się ze starszymi lekarzami, to okazuje się, że szli oni na medycynę, bo przede wszystkim chcieli leczyć i pomagać. Teraz ci sami lekarze często opowiadają, że dla współczesnych studentów medycyny istotne są głównie pieniądze. Młodzi ludzie wybierają zawód lekarza, bo daje on pewny chleb, można dzięki niemu dobrze zarobić. To oczywiście nie dotyczy wszystkich studentów, bo są też tacy, dla których bycie lekarzem to przede wszystkim misja, nie pieniądze. W tym sensie to też jest dobry zawód.                                                  Dziennikarz Dariusz Kortko pisze na ten temat: Lekarz ma niesamowitą moc, kiedy pacjent uwierzy, że potrafi on mu pomóc. Wielu ludzi, którzy zaczynają pracę w zawodzie, nie zdaje sobie z tego sprawy, bo nikt ich tego nie uczy na studiach. Nie ma starych mistrzów, którzy poprowadziliby takiego młodego lekarza i nauczyli podejścia do pacjenta. Jest za to test do zdania, kolejne zaliczenie i tyle. Natomiast ten zawód to jest coś znacznie więcej. To trudna do opisania więź lekarz-pacjent, która ma moc leczenia. Wszyscy wypieramy śmierć ze świadomości. Nasza kultura promuje młodość, piękno i witalizm. Wystarczy spojrzeć na reklamy - w programach graficznych nawet osobom starszym wygładza się zmarszczki, bo starość jest po prostu brzydka. Zobaczmy, ile mamy w Polsce ośrodków geriatrycznych i lekarzy geriatrów. Uważa się, że to brzydki zawód. A w mojej bogatej, ponad 50-letniej praktyce ludzie starzy to często bardzo mili, mądrzy i empatyczni ludzie, pod warunkiem, że są przez lekarzy odpowiednio traktowani zarówno w procesie diagnostyki jak i terapii - E.G.
Prof. Julian Aleksandrowicz
W 100. rocznicę urodzin i 20. rocznicę śmierci lekarza, naukowca, humanisty i społecznika – prof. Juliana Aleksandrowicza, w dniach 11–13 września 2008 roku w auli Collegium Novum Uniwersytetu Jagiellońskiego zorganizowane zostało poświęcone mu światowe sympozjum naukowe. Uczeń i następca profesora Aleksandrowicza prof. Aleksander Skotnicki wręczył specjalne podziękowania oraz medale z podobizną jej patrona i jego przesłaniem: Nie odbieraj nadziei bliźniemu swemu. Przedstawiając aktywność lekarską, naukową i społeczną Profesora podkreślił niezwykły dar prof. Aleksandrowicza do kojarzenia specjalistów z różnych dziedzin wiedzy dla służenia zdrowiu człowieka. To wielki uczony, a jednocześnie humanista, widział sens swojej pracy w pomocy człowiekowi. Wszedł do grona polskich uczonych, których nazwiska są dobrze znane w środowiska naukowych całego cywilizowanego świata.
W czasie okupacji hitlerowskiej kierował małym szpitalem. Tam, jak sam przyznawał, nauczył się najwięcej życiowej mądrości.
Prof. Aleksandrowicz to człowiek pełny ciepła i życzliwości dla ludzi, troszczący się o swoich pacjentów i przyjaciół oraz inspirujący ludzi twórczych do działania i przekazywania jego idei poprzez media. Prowadził badania nad wykorzystaniem magnezu w leczeniu białaczki.  Dla prof. Aleksandrowicza organizm człowieka był odzwierciedleniem ekologicznej rzeczywistości. Zwracał uwagę na wpływ zaburzeń składu obecnego środowiska na zawartość biopierwiastków w organizmach zwierząt i ludzi, prowadzący następnie do niedoborów lub nadmiaru poszczególnych elementów. Podkreślał, że zaburzenie równowagi pierwiastków w organizmach wiążą się bezpośrednio z zapadalnością na choroby, m.in. układu sercowo-naczyniowego, przewlekłe choroby zapalne, czy nowotwory.                                                                                                                        Prof. Julian Aleksandrowicz zwracał szczególną uwagę na jakość oraz sposób przechowywania wody i postulował jej dokładne ekspertyzy. Jego zdaniem woda, aby mogła służyć ludzkiemu zdrowiu, powinna być twarda, dobrze zjonizowana, zawierać sole magnezowo-wapniowe i inne biopierwiastki. Przestrzegał przed wzrastającym zanieczyszczeniem żywności pierwiastkami trującymi takimi jak kadm, ołów, rtęć itp. oraz azotanami, azotynami, które przyczyniają się do wzrostu zapadalności na choroby nowotworowe.  Przewidział istnienie macierzystej komórki szpiku, od której pochodziłyby wszystkie inne komórki krwi.                                                                                                                  Z talentem uprawiał profilaktykę przekładając wiedzę medyczną na dostępne informacje i popularyzując je. Podobnie jak Władysław Biegański uświadamiał związek między ciałem a psychiką i uczył holistycznego podejścia do człowieka. Tłumaczył, że człowiek jest czymś więcej niż tylko sumą organów. Powtarzał, że nikt z nas nie jest samotną wyspą, oddziałujemy na siebie nawzajem, a środowisko, dieta i stosunek do drugiego człowieka rzutują na nasze zdrowie. Wtedy były to myśli nowe.
Do dziś często cytowane są jego złote myśli i popularne powiedzenia, wśród których na szczególną uwagę zasługuje stwierdzenie: Nie ma nieuleczalnie chorych, niedostateczną jest tylko nasza wiedza, które jednocześnie jest tytułem jednej z licznych książek Profesora. Pisze w niej między innymi: Znane są tysiące a w dziejach człowieka miliardy przypadków uzdrowień po zastosowaniu  leczenia niekonwencjonalnego.  I dodaje: Wolę być  wyleczony przez szarlatana, niż uśmiercony przez sławę medyczną. Na  temat dziś często kontrowersyjnej suplementacji Profesor pisze: Ten trend ma coraz więcej zwolenników, bowiem pozytywne efekty tej polityki zdrowotnej są jedynie potwierdzeniem jej słuszności. Podobnie rzecz ma się z niekonwencjonalnymi, a często starymi i dobrze wypróbowanymi przez wieki sposobami leczenia. Fakty bowiem pozostają nieubłagane i wciąż dowodzą słuszności i celowości stosowania także innych, nie tylko uznanych przez akademie medyczne - metod leczenia. Ci którzy z niezwykłą desperacją fakty te kwestionują, mają albo poważne problemy z edukacją, albo poważne dochody w dobrze nam znanych firmach farmaceutycznych. Czy cokolwiek może przynieść człowiekowi większą satysfakcję niż przedłużenie życia drugiemu człowiekowi? Trwam i zalecam trwanie przy nadziei, nigdy bowiem nie wiadomo, w której chwili i skąd przyjść może ocalenie.                                                                                        Profesor Aleksandrowicz należał do ginącej, odchodzącej już generacji uczonych, którzy inaczej niż my rozumieli swoje posłannictwo. Byli oni przede wszystkim nauczycielami, ale nie uczniów, tylko całego społeczeństwa. Jako pierwszy w Polsce mówił o tym, że stres i wszelkie negatywne przeżycia mają ogromny wpływ na zdrowie. Stąd w jego klinice pojawił się psycholog, zaaranżowano bibliotekę, a ściany przyozdobiły dzieła sztuki. W procesie leczenia sięgał do muzykoterapii.
Jako jedyny z prominentnych polskich profesorów medycyny zainteresował się bioelektroniką profesora Włodzimierza Sedlaka, nie tylko zapoznając się z podstawami nowej nauki, ale także pozostawiając trwały ślad tego faktu jako autor przedmowy do wydanej w roku 1979 Bioelektroniki Włodzimierza Sedlaka, a także poświęcając bioelektronice rozdział w swojej książce pt. Nie ma nieuleczalnie chorych.
Ze względu na unikalność tego faktu w Polsce pozwalam sobie na przytoczenie tego tytułu oraz pełnego brzmienia tego rozdziału:
NIE MA NIEULECZALNIE CHORYCH
Julian Aleksandrowicz
Rozdział    4.  Sojusz medycyny z bioelektroniką
            4.1.  Szkic do portretu
            4.2.  Od Szent-Györgyiego do Sedlaka
            4.3.  Elektroniczny model żywego organizmu
            4.4.  Energetyka organizmu
            4.5.  Patologie wolnorodnikowe
            4.6.  Elektromagnetyczny ekosystem i białaczki
            4.7.  Sztuczne pole magnetyczne oraz – magnetosfera

Profesor Aleksandrowicz był orędownikiem humanistycznych wartości nie tylko we współczesnej medycynie, ale i w całej nauce oraz interdyscyplinarnego rozwiązywania problemów naukowych i społecznych współczesnej doby. Dla wielu był wzorem codziennej heroicznej pracy, przykładem uczonego, którego działaniem kierowały, oprócz niezwykle szerokich horyzontów intelektualnych i pasji badawczych, wielka wrażliwość i dobroć serca. Był człowiekiem, który sercem i umysłem przerastał i wyprzedzał czasy, w których żył. Przeogromny wysiłek długiego i niełatwego życia Profesora Aleksandrowicza, Jego osiągnięcia, poczucie odpowiedzialności za zdrowie narodu i społeczności międzynarodowej wprowadziły Go do grona polskich uczonych, których nazwiska zajmują niekwestionowane miejsce w środowiskach całego cywilizowanego świata.
Profesor Julian Aleksandrowicz jest jedynym człowiekiem, którego imieniem nazwano w Krakowie  dwie ulice: jedna to ul. Juliana Aleksandrowicza a druga ul. Doktora Twardego

Profesor Włodzimierz Sedlak
O bioelektronice i o wtedy jeszcze docencie Włodzimierzu Sedlaku po raz pierwszy usłyszałem w roku 1972. Od tego czasu intensywnie poszukiwałem prac na temat bioelektroniki i kontaktu z jej twórcą. Wiosną 1974 roku wreszcie udało mi się zdobyć namiary doc. Włodzimierza Sedlaka i umówić się na pierwsze spotkanie w jego mieszkaniu w Radomiu. Tak rozpoczął się mój romans z bioelektroniką  i  przełom w moim spojrzeniu na życie i medycynę. Nasze pierwsze spotkanie trwało parę godzin i było dla mnie prawdziwym wstrząsem psychologicznym, o którym wspominam w Przedmowie do Homo elektronicus, wydanym w moim Wydawnictwie EKOMED w roku 1994, w rok po śmierci Profesora. Od tego czasu rozpoczęły się nasze częste i długotrwałe kontakty w Radomiu i w Lublinie. Na propozycję Profesora w roku 1975 wystąpiłem w Lublinie na I Sympozjum Bioelektroniki z referatem Bioelektronika w medycynie stosowanej.
       To Sympozjum było ważne z wielu powodów nie tylko dla mnie, ale także dla rodzącego się świata bioelektroniki. W pewnym sensie pośrednio dzięki niemu doszło także do poznania się dwu wspaniałych Polaków, profesora Włodzimierza Sedlaka z profesorem Julianem Aleksandrowiczem. A stało się to dzięki obecności na tym Sympozjum doktor Anny Drozdowskiej z Krakowa. W trakcie naszej długotrwałej dyskusji w przerwach Sympozjum okazało się, że doktor Drozdowska zna bardzo dobrze profesora Aleksandrowicza. W związku z tym zaproponowałem, aby doprowadziła do kontaktu tych dwóch wspaniałych ludzi. Pomysł spodobał Jej się bardzo i już po paru tygodniach ci dwaj wspaniali uczeni nawiązali ze sobą osobisty kontakt, którego oficjalnym owocem był wstęp profesora Aleksandrowicza do Bioelektroniki profesora Sedlaka wydanej przez PAX w roku 1979.
Powszechnie wiadomo, że profesor Sedlak był słabego zdrowia, na co niekorzystny wpływ miała zarówno nadmierna pracowitość jak i częste i długie pobyty na Świętym Krzyżu, w pobliżu najpotężniejszej w Polce anteny satelitarnej Eurowizji. Z tego powodu Profesor wielokrotnie przebywał na Klinice Hematologii A.M. w Łodzi.
Najczęściej dobrymi radami wspierałem troskę Profesora o zdrowie, a kiedy tylko to było możliwe, namawiałem do korzystania z kompleksowej rehabilitacji w znanych zakładach służby zdrowia: w roku 1980 w Górniczym Centrum Rehabilitacji Leczniczej i Zawodowej REPTY w Tarnowskich Górach, w 1986 w Akademickim Centrum Rehabilitacji w Zakopanem i pod koniec lat 80-tych w Sanatorium w Mosznej na Opolszczyźnie.
Ten wspaniały uczony, w istotny sposób poszerzający wiedzę na temat zasad funkcjonowania przyrody, istoty życia, natury człowieka i stwarzający nowe fundamenty pod biologię i medycynę, wysoko ceniony w wielu przodujących krajach świata, w Polsce był niedoceniany i często zwalczany nie tylko przez dużą część establishmentu naukowego za życia, ale jest także po śmierci.
Ostatnie dziesięciolecia zdecydowanie zmierzają w kierunku nowego, głębszego pojmowania otaczającej nas rzeczywistości, w zrozumieniu czego w istotny sposób pomaga właśnie bioelektronika.  
       Od pierwszej chwili kontaktu z pracami Włodzimierza Sedlaka a potem osobistych kontaktów z Profesorem, jako lekarz głęboko zaangażowany w jakość medycyny - wiedzy i działań, których głównym zadaniem jest ochrona i przywracanie ludzkiego zdrowia, niezwykle ceniłem sobie i cenię wartość bioelektroniki, która stworzyła naukowe podstawy pod pogłębione zrozumienie otaczającego nas świata i wielu zjawisk często nadal przez naukę uznawanych za paranormalne.
Ksiądz profesor Włodzimierz Sedlak (31 X 1911 - 17 II 1993) urodził się w Sosnowcu, w rodzinie górniczej.  Po maturze (1930) w Gimnazjum matematyczno-przyrodniczym w Skarżysku-Kamiennej wstąpił do Seminarium Duchownego w Sandomierzu, gdzie w 1935 r. otrzymał święcenia kapłańskie. Pomimo zaproponowanego mu wyjazdu na zagraniczne studia teologiczne podjął pracę prefekta, najpierw w Ćmielowie (1935-39), potem w Siennie k/Iłży (1939-48). W czasie okupacji brał udział w tajnym nauczaniu. W Siennie, jeszcze w czasie toczącej się nie tak daleko wojny, jako wiceprzewodniczący Gminnej Rady Narodowej, zaangażował się w odtwarzanie i rozwijanie szkolnictwa. Dzięki jego staraniom i pracy (również fizycznej) powstała szkoła średnia i szkoła zawodowa. Założył Towarzystwo Szkół Średnich w Siennie, którego statut zatwierdziły władze wojewódzkie pod nr 1; został prezesem tego Towarzystwa. Wówczas pełnił także funkcje kierownika szkoły podstawowej i był nauczycielem nie tylko religii, ale również propedeutyki filozofii i języka niemieckiego.                                                                                                                                            W 35-tym roku życia sam postanawia zostać studentem Wydziału Matematyczno-Przyrodniczego Uniwersytetu im. Marii Curie-Skłodowskiej w Lublinie (1946-50). Na Uczelni tej uzyskał dwa magisteria i doktorat.  Dopiero od l listopada 1960 r. został zatrudniony na Wydziale Filozofii Chrześcijańskiej KUL jako adiunkt, podejmując z początku wykłady z zakresu filozofii przyrody ożywionej. Na wspomnianym Wydziale, w 1966 roku, na podstawie rozprawy z filozofii przyrody ożywionej, pt. Możliwość odtworzenia początków ewolucji organicznej na podstawie komponentu krzemowego  uzyskał habilitację, która została zaklasyfikowana jako należąca do zakresu biologii teoretycznej. W konsekwencji tego faktu utworzono na Wydziale Filozofii Chrześcijańskiej KUL Katedrę Biologii Teoretycznej (jedyną jak dotąd w Polsce i jedną z bardzo nielicznych w świecie), której został kierownikiem, pełniąc tę funkcję aż do przejścia na emeryturę od października 1982 r. Przez następnych 9 lat był on kuratorem tej Katedry prowadząc również zlecone zajęcia dydaktyczne. Tytuł profesora nadzwyczajnego uzyskał w 1974 r., a profesora zwyczajnego w 1980 r.
Prof. Włodzimierz Sedlak jest współtwórcą paleobiofizyki i bioelektroniki. Koncepcje bioelektroniczne miały na celu pogłębienie poznania życia biologicznego przez uwzględnianie teorii i wyników empirycznych wielu dyscyplin przyrodniczych, na podstawie których Ksiądz Profesor wysuwał nowe idee i hipotezy. Najczęściej stosowaną metodą było reinterpretowanie wyników badań eksperymentalnych, uzyskanych w rozmaitych dziedzinach nauki. Dokonując ich śmiałych ekstrapolacji doszedł on do nowych ujęć, odnoszących się do podstawowych mechanizmów procesów życiowych, genezy i ewolucji życia, natury świadomości, a nawet tzw. zjawisk paranormalnych.                                                                                                                                        W 1967 r. w dwu artykułach użył pojęcia bioplazma, co zresztą w wielu późniejszych publikacjach uważał za sformułowanie koncepcji nowego stanu materii, znamiennego tylko dla organizmów żywych. Koncepcja ta sprowadza się do tezy, iż wszystkie przejawy życia są uzależnione od istnienia w organizmach cząstek, posiadających ładunek elektryczny, aktywnych magnetycznie, znajdujących się w bezustannym ruchu i stale oddziałujących wzajemnie, dzięki czemu istnieje specyficzny dla życia stan materii. Jest on - jego zdaniem - bardzo podobny do plazmy fizycznej, ale nie jest z nią identyczny. Bioplazma jest podstawowym nośnikiem życia. W dwa lata później (1969) Profesor przedstawił koncepcje elektromagnetycznej natury życia. Chętnie stwierdzał, iż życie w swej istocie jest światłem.
Zarówno koncepcja bioplazmy, jak też elektromagnetycznej natury życia są pracami wykraczającymi w wielu miejscach poza dotychczasowy paradygmat nauk biologicznych. Te i inne jego oryginalne propozycje naukowe wzbudziły kontrowersje i skrajnie przeciwstawne oceny.

Mimo, że w roku 1972 byłem już dojrzałym lekarzem medycyny, chirurgiem ogólnym z 9-letnim stażem pracy i lekarzem akupunkturzystą z 7-letnim doświadczeniem, kontakt z bioelektroniką wywarł ogromne wrażenie na moje poglądy na istotę życia. Prawdziwym wstrząsem były dla mnie stwierdzenia prof. Sedlaka, że Życie jest zjawiskiem elektrycznym, sterowanym magnetycznie, czy że Życie jest zjawiskiem fotonowym, sterowanym fononowo).                       Wpłynęły one w istotny sposób na moje poglądy na zasady funkcjonowania otaczającego nas świata, organizmów żywych, patomechanizm schorzeń, czy psychosomatyczną naturę człowieka. Dzięki temu także zrozumiałem, że optymalnym postępowaniem w medycynie jest podejście zintegrowane, łączące metody konwencjonalne z niekonwencjonalnymi. Spowodowało to także pogłębione zrozumienie istoty funkcjonowania wielu niekonwencjonalnych metod leczenia, takich jak akupunktura, homeopatia, terapia manualna czy ziołolecznictwo.                                                         Z takiego podejścia wynika także moje zmienione podejście do podstawowych działań medycznych: do profilaktyki, diagnozy, terapii i rehabilitacji. Zamiast instrumentalnej diagnostyki medycznej, właściwszą wydaje mi się diagnoza zintegrowana, oparta na integracji badania podmiotowego i przedmiotowego, w połączeniu z głęboko przemyślaną diagnostyką instrumentalną. 
W terapii zamiast dotychczasowej, opartej na farmakoterapii i leczeniu operacyjnym, a dopiero jeśli te metody zawodzą, to także na rehabilitacji, w praktyce znacznie lepiej sprawdza się zintegrowane podejście zarówno do diagnozy jak i do terapii. Polega ono na rozpoczynaniu od głęboko przemyślanej, zintegrowanej, psychofizycznej rehabilitacji, połączonej z racjonalizacją żywienia, a dopiero kiedy ta zawodzi, jako metody pomocnicze powinno się stosować farmakoterapię i leczenie operacyjne; w dalszym ciągu stosując systematyczną rehabilitację psychofizyczną. Taki sposób postępowania jest wyraźnie bardziej ekonomiczny i daje o wiele lepsze wyniki leczenia. Dotyczą one nie tylko poprawy stanu zdrowia, ale także lepszego dostosowania pacjenta do  funkcjonowania w indywidualnych warunkach życiowych. 
W dużej mierze dzięki wymienionym wyżej moim mistrzom od dziesięcioleci jestem gorącym zwolennikiem najszerzej pojętej integracji w medycynie, polegającej na łączeniu metod konwencjonalnych z niekonwencjonalnymi, najlepiej służącej zdrowiu człowieka i na której rzecz aktywnie na miarę swoich możliwości działam. 
Na szczególne podkreślenie zasługuje fakt, że poza szybszym osiąganiem zaplanowanych wyników takie postępowanie wydatnie przyczynia się także do obniżenia kosztów leczenia, z którymi z trudem radzi sobie Polska, mimo niewątpliwej poprawy sytuacji ekonomicznej naszego Państwa w ostatnim roku. 

9 komentarzy:

  1. Bardzo ciekawy temat, warto zwrócić na niego uwagę. Pozdrowienia

    OdpowiedzUsuń
  2. Cudowne przypomnienie, że choroba to nie wyrok i nigdy nie powinna być tak postrzegana. Na pewno zmusza do refleksji nad sobą i życiem. Wrażliwość i empatia to coś z czym przychodzimy na ten Świat lub dopiero się tego uczymy i trzeba o tym przypominać. Przytoczone autorytety, w moim odczuciu to Istoty o wielowymiarowym spektrum postrzegania rzeczywistości, w tym człowieka nie tylko jako biologicznej maszyny, którą można naprawić bądź też nie, ale jako czuciowej Istoty, która wymaga holistycznego podejścia. Jestem pełen uznania dla Pana zaangażowania w tę tematykę Panie Doktorze, a przede wszystkim wobec tego co robi Pan dla drugiego człowieka poprzez swoją wieloletnią praktykę lekarską i terapeutyczną. Życzę sobie aby w naszym społeczeństwie przybywało lekarzy, którzy pragną czerpać z wiedzy i doświadczeń takich ludzi jak Pan.

    Serdecznie pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ogromnie dziękuję za wspaniały, subtelny i bardzo głęboki komentarz.
      Z wyrazami szcunku

      Usuń
  3. Bardzo podoba mi się ten blog. Lubię taką tematykę. Postaram się tutaj częściej zaglądać.

    OdpowiedzUsuń
  4. Wiele jest takich blogów, ale ten jest oryginalny i pełno tu ciekawych informacji. Pozdrowienia :)

    OdpowiedzUsuń
  5. Ja też podziwiam lekarzy zwłaszcza ortopedów i chirurgów. Ich praca też jest ciężka i bardzo odpowiedzialna. Obserwowałam ich pracę w centrum medycznym https://www.rexmedicasport.pl/usluga/konsultacje-ortopedyczne/ to naprawdę ludzie cierpliwi i profesjonalni. Maja niełatwe zadanie ale zawsze starają się na potęgę.

    OdpowiedzUsuń
  6. Ja podziwiam każdego lekarza ich praca nie jest lekka.

    OdpowiedzUsuń
  7. Bardzo ciekawy blog. Warto na tym blogu przebywać.

    OdpowiedzUsuń