środa, 24 kwietnia 2013

Bezkarny konkurent terroryzmu

                                  Zabiją nas superbakterie
Dzień Wiedzy o Antybiotykach Europa od paru lat obchodzi 18 listopada. Mimo że w tym roku już nastąpił prawdziwy wybuch mocno spóźnionej wiosny, to nadal utrzymuje się zwiększona zachorowalność związana z przedłużającym się okresem zimowym. Mało, w ostatnich dniach dołączyły się do niej jeszcze liczne objawy alergiczne, przez wielu lekarzy często leczone również antybiotykami. Stąd mój powrót na tym blogu do problemów związanych z antybiotykami.                                                                                                               Drugim, równie ważnym powodem poruszania tego tematu jest ukazanie się dziś w Internecie fragmentu artykułu z „Polityki” pt. Zabiją nas superbakterie? Antybiotyki przestają działać. W celu zwrócenia większej uwagi na znaczenie ciągle zbyt mało docenianych zagrożeń płynących z nadużywania antybiotyków przytaczam zarówno treść przedruku artykułu z Polityki, jak i własny spot z tego bloga z listopada roku 2010.   


                  Zabiją nas superbakterie? Antybiotyki przestają działać                                                           Wyhodowaliśmy superbakterie odporne na większość antybiotyków. Ich rozprzestrzenianiu sprzyja brak higieny w szpitalach, niedouczenie personelu medycznego i nietrafione oszczędności – czytamy w najnowszej "Polityce".
Zdaniem prof. Marka Gniadkowskiego, kierownika Zakładu Mikrobiologii Molekularnej z Narodowego Instytutu Leków, nie ma wątpliwości, że właśnie spełniły się najczarniejsze przewidywania co do skuteczności antybiotyków.                                                                                                                                    – Od 20 lat przestrzegano, że antybiotyki przestaną działać i cofniemy się do czasów, kiedy wielu zakażeń nie można było niczym wyleczyć. Ta czarna wizja wydawała się niektórym mało realna, a jednak stało się – atakują nas zarazki-potwory, a zaczyna brakować amunicji, która mogłaby je pokonać – wyjaśnia. Lekarze przyznają, że coraz częściej dochodzi do sytuacji, w której nie wiadomo, jak pomóc choremu człowiekowi, bo żaden ze stosowanych specyfików nie działa. Jak podkreśla "Polityka", to już nie przelewki - "przyzwyczajeni do sukcesów kuracji antybiotykowych w zwalczaniu banalnych infekcji oskrzeli czy dróg moczowych, z niedowierzaniem przyjmujemy wieści o zdrowych ludziach, którzy w XXI w. padają ofiarą bakterii". Przykłady? Oporny na niemal wszystkie znane antybiotyki szczep gronkowca złocistego zabija rocznie w USA 19 tys. osób. W Azji z powodu oporności zarazków co pięć minut umiera dziecko, a w Europie odnotowuje się ok. 25 tys. powodowanych tym przypadków. Niewykluczone jednak, że te statystki są zaniżone – na skutek szpitalnych zakażeń w samych Niemczech umiera ok. 15 tys. ludzi rocznie. Również w Polsce statystyki nie są precyzyjne. Często śmierć z powodu zarazków odnotowywana jest jako niewydolność narządowa. A lekarze przyznają, że zdarza im się podawać antybiotyki, choć wiedzą, iż one nie zadziałają – ze strachu przed prokuraturą.                                                                                                                       – Nikt mi wtedy nie zarzuci, że nie próbowałem ratować chorego. Rodzina nie uwierzyłaby, że w świetnie wyposażonym szpitalu mamy do zaoferowania chorym to, co w XIX w., czyli praktycznie nic – mówi pewien anestezjolog. Inny lekarz przyznaje, że w ekstremalnych sytuacjach kilka razy podał chorym… czosnek, który może pomóc w likwidacji opornych szczepów bakterii. Wszystkiemu winne są tzw. karbapenemazy, czyli enzymy niszczące większość antybiotyków. Bakterie produkują je w odpowiedzi na skierowaną przeciwko nim broń. I co gorsza, są one dziś w powszechnych zarazkach, które powodują bardzo częste i poważne zakażenia – np. Escherichią coli. Jak czytamy w "Polityce", niestety rozprzestrzenianiu się opornych zarazków sprzyjają szpitale. Brakuje izolatek, personel nie jest wyczulony na ten problem, a współpraca z pracowniami mikrobiologicznymi nierzadko kuleje.                                                                                                                                            Dodatkowym problemem jest dodawanie antybiotyków do zwierzęcych pasz przez hodowców czy rozpylanie ich w sadach dla ochrony przed szkodnikami. Ich dawki są bowiem zbyt małe, by zwalczać infekcje, ale wystarczające do zabicia form wrażliwych i ekspansji opornych szczepów bakterii. Zdaniem naukowców zagrożenie jest na tyle poważne, że można je porównywać np. z terroryzmem. Każdego z nas może bowiem czekać śmierć z powodu błahej infekcji bakteryjnej. Więcej w dzisiejszej "Polityce".
(Polityka, Onet/JM;GK)
Kończy się era nadużywanej metody leczenia
Wprowadzenie
18 listopada Europa obchodzi Dzień Wiedzy o Antybiotykach. Został on ustanowiony w 2008 roku przez Komisję Europejską na wniosek Europejskiego Centrum Zapobiegania i Kontroli Chorób. Celem Europejskiego Dnia Wiedzy o Antybiotykach jest zwrócenie uwagi i podniesienie świadomości zarówno społeczeństwa, polityków jak i profesjonalistów medycznych na temat niezwykle groźnego zjawiska w obszarze zdrowia publicznego, jakim jest narastająca i szybko rozprzestrzeniająca się oporność na antybiotyki wśród drobnoustrojów wywołujących najważniejsze i najpowszechniejsze zakażenia u człowieka. Narastająca oporność jest tym bardziej niebezpieczna, że jednocześnie zmniejszyło się zainteresowanie firm farmaceutycznych poszukiwaniem nowych leków przeciwko drobnoustrojom. W ostatnich 20 latach wprowadzono jedynie dwa nowe antybiotyki i to o bardzo wąskich wskazaniach. Dlatego jedynym wyjściem obecnie jest racjonalna antybiotykoterapia i stosowanie antybiotyków jedynie tam, gdzie mogą one naprawdę przynieść korzyść. Z badań, przeprowadzonych w październiku 2010 roku na zlecenie Narodowego Instytutu Leków przez firmę Millward Brown SMG/KRC wynika, iż odsetek osób stosujących antybiotyki jest w Polsce wciąż wysoki: 37% dorosłych Polaków stosowało antybiotyki w ciągu ostatnich 12 miesięcy, a 57% - w ciągu ostatnich 24 miesięcy.
Podstawowa opieka zdrowotna odpowiada za około 80-90% wszystkich recept na antybiotyki, wystawianych głównie w związku z zakażeniami dróg oddechowych. Istnieją dowody na brak konieczności stosowania antybiotyków w wielu przypadkach zakażeń dróg oddechowych oraz na to, że układ odpornościowy pacjenta jest wystarczająco silny w skutecznym zwalczaniu banalnych zakażeń. Niepotrzebne przepisywanie antybiotyków w podstawowej opiece zdrowotnej jest zjawiskiem złożonym, jednak w głównej mierze wiąże się z takimi czynnikami, jak błędna interpretacja objawów, niepewność diagnostyczna oraz niewłaściwie odczuwane oczekiwania pacjentów.
Kluczowe znaczenie ma nie uleganie nieuzasadnionym życzeniom chorych, a jakość komunikacji z pacjentem. Badania wykazują, że w warunkach POZ zadowolenie pacjentów zależy bardziej od skutecznej komunikacji, niż od otrzymywania recept na antybiotyki, a przepisywanie antybiotyku w związku z zakażeniem górnych dróg oddechowych nie zmniejsza liczby kolejnych wizyt w gabinecie lekarza. Uzyskanie profesjonalnej porady lekarskiej ma wpływ na postrzeganie choroby przez pacjenta, jego postawę wobec niej i poczucie konieczności zastosowania antybiotyków. Pacjenci powinni być informowani o oczekiwanym przebiegu choroby, realistycznym czasie wyzdrowienia i metodach samodzielnego zwalczania choroby.                                                                                                               Nie wytrącajmy sobie z rąk cennych zdobyczy medycyny !                                                                                      W roku 1960 kończąc studia medyczne byłem szczęśliwy, że mając do dyspozycji tak wspaniałą broń jak antybiotyki, będę miał szansę znacznie skuteczniej leczyć pacjentów, niż moi starsi koledzy sprzed ery antybiotykowej. Pamiętam jak wielkie wrażenie na mnie, jako 10-letnim chłopcu robiły spektakularne wyniki leczenia zapalenia płuc i wielu innych schorzeń zapalnych po zastosowaniu Penicilliny. W niedługim czasie wyprodukowano drugi antybiotyk o nazwie streptomycyna, z którym wiązano wielkie nadzieje w związku z likwidacją zmory tamtych czasów, jaką była gruźlica. Ale stosunkowo szybko życie mnie przekonało, że nie ma róży bez kolców. Kiedy w trakcie stażu przeddyplomowego w roku 1961 u mojego 6-miesięcznego syna Mariusza wystąpiło zapalenie ucha środkowego, nie reagujące na doustną Penicillinę (o nazwie V-cillina), podałem dziecku, jak się później okazało nieco za dużą dawkę streptomycyny, ale zaledwie w parę  dni później stan zapalny  ucha ustąpił. W niedługim czasie jednak okazało się, że po tej kuracji przez okres 2-3 lat u dziecka utrzymywało się wyraźne osłabienie słuchu. Tak po raz pierwszy miałem okazję obserwować i to na własnym dziecku dotychczas znane mi tylko z teorii działanie uboczne tego leku i  powikłanie w postaci czasowego uszkodzenia słuchu. Ale w tym czasie mimo to byłem zagorzałym zwolennikiem antybiotykoterapii, która na wiele lat zmieniła oblicze medycyny i w istotny sposób poprawiła wyniki leczenia wielu groźnych schorzeń. Już na początku lat 50-tych w medycynie zapanowała moda na antybiotykoterapię. Jednak w pierwszym okresie jej stosowanie ograniczały dwa istotne czynniki  - trudna dostępność antybiotyków i w pierwszym okresie stosunkowo wysoka cena. Z czasem nie było już problemów z dostępnością coraz to nowszych antybiotyków a ich cena dla ubezpieczonych przestala być przeszkodą. W międzyczasie co prawda zaczynały pojawiać się pierwsze informacje o mielotoksycznych, czy uszkadzającym funkcje narządów miąższowych działaniach niektórych antybiotyków (m.in. dotyczyły one słynnej w tym czasie Detreomycyny, czy syropu dla dzieci o nazwie Detreopal), ale większość lekarzy nie przywiązywała do nich większego znaczenia. Po pewnym czasie pojawił się kolejny antybiotyk, niemal panaceum o nazwie Oxyterracyna, o szerokim spektrum działania, przed którym jednak dosyć szybko zaczęto przestrzegać, jako przed groźnym lekiem wywołującym oporność na wiele szczepów bakteryjnych. Ale było to zjawisko na tyle nowe, że wielu lekarzy wszelkie ostrzeżenia na ten temat przyjmowało przymrużeniem oka. Nie tylko ordynowali ten antybiotyk swoim pacjentom, ale Oxyterracynkę także zażywali sami przy byle banalnej infekcji. Ciągle mam żywo w pamięci jednego z kolegów szpitalnych, chirurga dziecięcego, u którego w drugiej połowie lat 60-tych z tego powodu wystąpiły poważne powikłania w postaci groźnych infekcji, opornych na wszystkie ze znanych wtedy antybiotyków. Mimo leczenia w wielu klinikach polskich i zagranicznych, po niecałym roku leczenie tego kolegi w kwiecie wieku, cenionego specjalisty, ojca dwojga dzieci w wieku przedszkolnym, zakończyło się zgonem. Ale moda na antybiotyki, stosowane często także z wielu banalnych powodów zadomowiła się na stałe  i praktycznie, mimo coraz częstszych ostrzeżeń trwa nadal, zarówno w świecie lekarskim jak i wśród pacjentów i ich rodzin. Od lat, kiedy zadaję wielu kolegom lekarzom kłopotliwe pytania na ten temat, w odpowiedzi słyszę, że często oni także nie widzą wskazań do antybiotyku, ale zapisują go pod presją pacjentów. Wtedy często zadaję pytanie, a kto tą modę wśród pacjentów rozpowszechnił?                                                                                       Odkrycie przez Ludwika Pasteura świata mikroorganizmów, które w określonych warunkach mogą być chorobotwórcze, spowodowało modę na leczenie najpierw sulfonamidami, a potem i antybiotykami, mimo, że sam Pasteur przez większość swego niezwykle płodnego życia intensywnie poszukiwał  różnych, skutecznych metod zwalczania chorobotwórczych mikroorganizmów. Ale w oficjalnej historii medycyny został zapamiętany wyłącznie jako uczony i odkrywca, który pokazał jak zwalczać chorobotwórcze mikroorganizmy bez szerszego spojrzenia na ten problem. A przecież nie wszystkie mikroorganizmy są chorobotwórcze i to czy staną się nimi zależy od wielu istotnych czynników. Pod koniec życia Pasteur zrozumiał, że jego pierwotne koncepcje na temat schorzeń wywoływanych przez mikroorganizmy były błędne. Dał temu wyraz w długo ukrywanej przez medycynę akademicką opinii, że na stopień szkodliwości poza działaniem różnych zarazków  ma wpływ  jakość otaczającego środowiska, stan psychiczny człowieka i ogólna odporność organizmu. Ale pod wpływem prac Pasteura ludzkość zafascynowana odkryciem świata drobnoustrojów, zachęcana  przez producentów leków rozpoczęła energiczną walkę z nimi, po drodze zapominając, że bez mikroorganizmów nie byłoby możliwe życie na Ziemi, bo gleba byłaby martwa a nasz przewód pokarmowy nie mógłby pełnić wielu funkcji odpowiedzialnych za życie w zdrowiu. Dlatego trudno pojąć czemu dysponując wiedzą na te tematy, nadal przez liczne działania podejmowane w interesie wielu nieoficjalnych grup nacisku, z uporem godnym lepszej sprawy poprzez szkodliwe, chemiczne metody uprawy gleby a ostatnio także poprzez zabiegi inżynierii genetycznej (GMO) niszczone jest otaczające nas środowisko naturalne, którego przecież jesteśmy integralną częścią. Oficjalnie działania te uzasadnia się szybkim tempem wzrostu populacji ludzkiej i koniecznością jej wykarmienia, choć bez wątpliwości widać, że działania te prowadzą nas w kierunku odwrotnym do oficjalnie deklarowanego. Najbardziej spektakularnym efektem tych działań, coraz poważniej zagrażającym naszemu zdrowiu i życiu są skutki rozpowszechniania na coraz większą skalę inżynierii genetycznej i upraw GMO. Tymczasem zarówno głębsza analiza historycznych metod produkcji, przetwarzania i przechowywania żywności, jak i wiele technologii proekologicznych metod uprawy roślin, z tzw. efektywnymi mikroorganizmami prof. Teruo Higi na czele pokazują nam inną drogę dalszego rozwoju ludzkości, zgodnego z prawami natury. Nadal kontynuując wiele działań antyekologicznych, podkopujemy fundament własnej egzystencji w interesie grup nacisku zbyt pazernych, aby dostrzec odlegle skutki swoich działań.           Główne powody nadużywania antybiotyków:                                       *Odkrycie mikroorganizmów, które bez głębszej analizy uznano za chorobotwórcze.                                   *Kształcenie studentów medycyny i lekarzy sponsorowane przez firmy farmaceutyczne, produkujące antybiotyki w duchu fascynacji osiągnięciami farmakoterapii syntetycznej a szczególnie antybiotykoterapii.                                                                                                      *Lobbing producentów leków na rzecz antybiotykoterapii.                                                                                             *Mało przemyślana edukacja społeczeństwa na temat zasad życia w zdrowiu i skutecznego leczenia. Promowanie fascynacji farmakoterapią chemiczną i antybiotykoterapią.                                                         *Oczekiwanie przez pacjentów natychmiastowych wyników leczenia dzięki postępowi w medycynie.       *Krytyczne stanowisko medycyny konwencjonalnej do tradycyjnych, naturalnych metod profilaktyki i terapii.                                                                                                                                                                                *Ogłupianie społeczeństwa kłamliwymi reklamami w mas media.                                                                                 *Zatajanie przed ludźmi opinii Ludwika Pasteura na temat najważniejszych czynników odporności i warunków życia w zdrowiu oraz ostrzeżeń odkrywcy Penicilliny Aleksandra Fleminga przed możliwością wywołania oporności bakterii na Penicillinę. 
Jeszcze ciągle wielu lekarzy nadużywa antybiotykoterapii, jak gdyby wierzyli, że jest to łatwa droga do życia w zdrowiu a także szybka, skuteczna i bezpieczna metoda leczenia.
W związku z tym rodzi się pytanie skąd, taką wiedzę zaczerpnęli i jak ta wiedza ma się do prawdy o rzeczywistości? Że jest to droga w kierunku przepaści już od pewnego czasu wydają się także rozumieć (albo raczej w praktyce brać pod uwagę) firmy farmaceutyczne produkujące antybiotyki, bo mimo, że zysk jest ciągle dla nich dobrem najwyższym, od pewnego czasu zaczynają tracić zainteresowanie produkcją nowych  antybiotyków. A może dotarło do ich świadomości, że idąc tą drogą doprowadziły świat do jednej z przepaści i coraz szybciej kończy im się ta żyła złota? 
A gdzie przez ostatnie dziesiątki lat była medycyna akademicka i jej autorytety?
Coraz powszechniej wiadomo i to nie tylko dzięki lekarzom, że powodzenie kuracji antybiotykowej zależy jednak nie tylko od samych bakterii - ich agresywności czy oporności na leczenie - ale i od organizmu konkretnego człowieka. Rośnie także  powszechna świadomość, że im częstsza i bardziej uporczywa antybiotykoterapia, tym więcej rozwija się grzybów i bakterii antybiotykoopornych. Wyraźnie widać, że przegrywamy w nierozważnej walce z mikroorganizmami ! Polska niestety należy do grupy siedmiu krajów o najwyższym dziennym zużyciu antybiotyków w Unii Europejskiej.  Często niezgodnie z zaleceniem lekarzy pacjenci wcześniej przerywają prawidłowo przebiegającą kurację (nawet bez działań ubocznych i powikłań). W innych przypadkach chorzy bez konsultacji lekarza, sami podejmują decyzję o leczeniu antybiotykami, gromadzonymi w swoich apteczkach lub udostępnianymi im przez bliższe lub dalsze otoczenie. Najczęściej stosowanie antybiotyków w większości zakażeń układu oddechowego jest niepotrzebne, gdyż wywoływane są one zazwyczaj przez niewrażliwe na antybiotyki wirusy. Od lat toczy się swoisty wyścig pomiędzy nami a chorobotwórczymi organizmami. Bakterie wygrywają z nami choćby dlatego, że ich cykl rozwojowy przebiega tysiące razy szybciej niż ludzi, dzięki czemu skutecznie wytwarzają coraz to nowe szczepy, oporne na kolejne antybiotyki. Zdaniem Światowej Organizacji Zdrowia (WHO): Ten wyścig zbrojeń pomiędzy nami a mikroorganizmami niestety może zakończyć się naszą przegraną i nastaniem ery postantybiotykowej, kiedy to gwałtownie wzrośnie śmiertelność z powodu chorób zakaźnych.  Wszyscy są zgodni co do tego, że konieczne jest ograniczenie stosowania antybiotyków, m.in. przez nie podawanie ich w przypadkach zakażeń wirusowych. I dlatego niezbędne staje się opracowanie szybkich metod diagnostycznych, wykazujących bakteryjne, bądź wirusowe pochodzenie infekcji.  Z badania pt.: Przydatność szybkich testów CRP w codziennej pracy lekarza rodzinnego wynika, że zrobienie takiego testu oznacza spadek liczby pacjentów, którym wypisano antybiotyk aż o 85 procent! Przy prawidłowej interpretacji wyników te testy pomogą nam ograniczyć stosowanie antybiotyków - mówi prof. Andrzej Steciwko, prezes Polskiego Towarzystwa Medycyny Rodzinnej. Amerykanie postępują w takich sytuacjach inaczej: wykonują antybiogram wymazu z gardła i jeśli wyhodują gronkowca złocistego, antybiotyku nie podają.  Jeśli natomiast wyhodują paciorkowca – antybiotyk podają zgodnie z antybiogramem. Każdego dnia antybiotyki przyjmuje aż 25 na każdy tysiąc Polaków! Tylko w czterech europejskich krajach ten wskaźnik jest jeszcze wyższy. To oznacza, że leczymy ludzi na ślepo - mówi prof. Waleria Hryniewicz, przewodnicząca Narodowego Programu Ochrony Antybiotyków. Stosowane pochopnie antybiotyki mogą prowadzić do eliminacji naturalnej flory bakteryjnej, która w dużej mierze chroni nas przed kolonizacją i zagrożeniem ze strony patogennych drobnoustrojów. Co gorsza, ta naturalna flora, poprzez ciągłe poddawanie jej działaniu antybiotyków  staje się oporna i może przekazać  tę cechę bakteriom powodującym ciężkie zakażenie. W rezultacie, gdy rzeczywiście trzeba sięgnąć po antybiotyki - bo mamy zakażenie bakteryjne wywołane przez pneumokoki, gronkowce czy paciorkowce - okazuje się, że bakterie te nie reagują na te leki. W latach 90. XX w. choroby bakteryjne i wirusowe stały się znowu ogólnoświatowym problemem. Oporne szczepy szerzą się w błyskawicznym tempie. Do tego przybywa pacjentów o obniżonej odporności na zakażenia. Coraz częściej mówi się o erze poantybiotykowej. Obserwowany wzrost oporności drobnoustrojów ma bezpośrednie konsekwencje - to komplikacje zdrowotne i wyższa śmiertelność pacjentów oraz rosnące koszty leczenia.  Szpitale stały się wylęgarnią bakterii bardzo zjadliwych i opornych niemal na wszystko - mówiła podczas spotkania w Warszawie dr Małgorzata Fleischer z Akademii Medycznej we Wrocławiu. Im mniejsza dbałość o higienę, tym częściej trzeba stosować antybiotyki - dodaje. Ale około 90 procent wszystkich antybiotyków zapisują lekarze ambulatoryjni - szacuje profesor Hryniewicz. Problemem oporności antybiotykowej bakterii zajmuje się m.in. Światowa Organizacja Zdrowia i Komisja Europejska. Polskę, jako członka Unii Europejskiej zobowiązano do ustanowienia międzysektorowego mechanizmu, który pozwoli ograniczać narastanie i rozprzestrzenianie się opornych szczepów bakterii. W odpowiedzi na te zalecenia minister zdrowia ustanowił w Polsce w 2004 r. Narodowy Program Ochrony Antybiotyków. Podczas gdy światowe media ekscytują się świńską grypą i innymi sztucznymi zagrożeniami, na świecie po cichu rozwija się pandemia, która może dokonać prawdziwego spustoszenia. To bakterie odporne na antybiotyki. Superbakterie zbierają już śmiertelne żniwo na Zachodzie. Właśnie dotarły do Polski. Dziś znowu ludzie umierają z powodu pneumokokowych zapaleń płuc, opon mózgowo-rdzeniowych czy sepsy. Dlaczego? Bo nie działają podstawowe antybiotyki, a zanim terapia zostanie zmodyfikowana, może być już za późno. Pojawiają się także nowe superbakterie, na przykład pałeczki Klebsiella czy Acinetobacter, odporne na wszystkie dostępne antybiotyki. Najtrudniejsza sytuacja jest w szpitalach wysokiego stopnia specjalizacji, szczególnie w oddziałach intensywnej terapii, gdzie konieczne do uratowania życia jest intensywne leczenie antybiotykami. Problem nadużywania antybiotyków jest powszechny na całym świecie. Najwięcej antybiotyków zużywają Japończycy, Amerykanie, a w Europie – Grecy i Francuzi. Polska jest mniej więcej w środku stawki krajów europejskich, ale zużycie antybiotyków stale wzrasta. Obecnie najpoważniejszym zagrożeniem są tak zwane pałeczki jelitowe Klebsiella pneumoniae, oporne na wszystkie antybiotyki poza kolistyną. Te bakterie najczęściej atakują chorych w szpitalach; w Polsce mamy właśnie pierwszą falę tych zakażeń u pacjentów na oddziałach kardiochirurgii, chirurgii ogólnej, hematologii czy intensywnej terapii. Najczęściej wywołują zapalenia płuc lub sepsę, obarczone wysoką śmiertelnością. Bywa i tak, że pacjenta nie ma czym leczyć, bo bakteria oporna jest na wszystkie dostępne antybiotyki. Wtedy jedyna nadzieja w układzie odporności, który powinien być wspomagany przez nasze leczenie, ale w większości placówek medycznych w Polsce, bez względu na specjalność, problem ten z wielu powodów  uchodzi  uwadze lekarzy. Wygląda na to, że czeka nas powolny powrót do ery sprzed odkrycia sulfonamidów i penicyliny – oczywiście nie stanie się to z dnia na dzień, ale musimy założyć, że liczba nowych antybiotyków jest skończona, a potencjał mutacji bakterii nie. To oznacza, że nigdy nie skończy się ten wyścig medycyny z bakteriami, zatem konieczne będą nowe pomysły terapeutyczne, nowe leki, nowe metody walki z zakażeniami, w szczególności działania profilaktyczne. Ale oprócz problemów związanych ze skutkami nadużywania antybiotyków, medycyna musi borykać się z wieloma innymi, poważnymi problemami, związanymi z wielu schorzeniami cywilizacyjnymi. Warto się głęboko zastanowić, skąd bierze się coraz więcej nieuleczalnych schorzeń o tzw. nieznanej etiologii i jaki to może mieć związek z prowadzonymi od wielu lat zbrodniczymi eksperymentami z bronią biologiczną? W jaki sposób doszło do powstania chorobotwórczej mykoplazmy i najprawdopodobniej z nią związanych wielu nieuleczalnych schorzeń, nazywanych cywilizacyjnymi?  Życie domaga się pilnej odpowiedzi na te pytania i podjęcia energicznych działań, które skutecznie staną na przeszkodzie wielu eksperymentom w ludzkim zdrowiem i życiem. Należy mieć nadzieję, że główną siłą mogącą wymusić zmianę postępowania bliżej nieokreślonych grup nacisku może być opinia społeczeństw coraz szerzej i odważniej  wyrażana w Internecie i przy urnach wyborczych. Wiele wskazuje na to, że pierwszą jaskółką, napawającą optymizmem w tym względzie była zeszłoroczna, spontanicznie zorganizowana, internetowa presja, która skutecznie zahamowała histerię i zagrażające ludzkości działania wokół wymyślonej epidemii świńskiej grypy.                                                                                                                              Na zakończenie tego nieco przydługawego tekstu zadajmy sobie pytanie, czy antybiotyki są jedyną, skuteczną metodą profilaktyki i terapii wielu poważnych schorzeń, podłożem których są różne infekcje? Na szczęście są podstawy do negatywnej odpowiedzi na to pytanie. A powodów do takiej odpowiedzi jest przynajmniej kilka:
1. Podstawą naszego zdrowia i odporności organizmu w pierwszym rzędzie jest stan psychiczny i ściśle z nim powiązane funkcjonowania organizmu człowieka jako istoty psychosomatycznej.
2. Ważnym czynnikiem środowiska, mającym istotny wpływ na stan naszego zdrowia jest smog elektromagnetyczny - różne zanieczyszczenia energetyczne środowiska w postaci fal  elektromagnetycznych, związanych z produkcją i przesyłaniem prądu w skali technicznej ale także z działaniem wielu urządzeń elektrycznych w naszych domach i najbliższym otoczeniu, do telefonów komórkowych przy naszej głowie włącznie. Na nasz stan zdrowia istotny wpływ mają także właściwości energetyczne podłoża, związane z nimi żyły wodne i różne uskoki tektoniczne. Istnieją różne metody choćby częściowej ochrony przed szkodliwym oddziaływaniem, ale ciągle wiedza na ten temat, a szczególnie działania praktyczne są traktowane z przymrużeniem oka a także chętnie ukrywane przez wojsko, przemysł i  instytucje powiązane z budownictwem.  Musimy także znacznie poszerzyć swoją dotychczasową wiedzę na temat chemicznego zanieczyszczenia środowiska ale także na temat różnego rodzaju mikroorganizmów, a szczególnie bakterii i głębiej zrozumieć , że dzięki większości z nich istnieje  życie na Ziemi i dlatego z wieloma warto się zaprzyjaźnić, jak to robili nasi przodkowie.  Od paru dziesięcioleci drogę w tym kierunku wskazuje nam japoński uczony, prof. Teruo Higa i jego efektywne mikroorganizmy. Tylko stosunkowo nieliczne z bakterii są naszym zagrożeniem. Oprócz bakterii jednoznacznie chorobotwórczych, istnieje także wiele innych, które często z naszej winy stają się zagrożeniem zdrowia i życia. Natomiast  odpowiednio traktowane, mogą nam skutecznie pomóc w rozwiązywaniu wielu trudnych problemów upraw rolnych, utylizacji zanieczyszczeń środowiska, troski o stan naszych budowli a nawet ułatwiać  skuteczną higienizację najbliższego środowiska.
Konsekwentne działania proekologiczne, związane ze staraniami o poprawę jakości środowiska z pomocą przyjaznych mikroorganizmów stworzą nam szansę na produkcję zdrowej żywności i podstawy do racjonalnego żywienia, od którego w dużym stopniu zależy stan naszego zdrowia i ogólnej odporności.
3. Innym, ważnym czynnikiem poprawy zagrożonej od dawna naszej odporności organizmu są liczne probiotyki, prebiotyki, zioła oraz witaminowe i mineralne suplementy diety. W tej grupie czynników wspomagających żywienie istnieje także wiele innych suplementów, produkcja których oparta jest na siarze bydlęcej, żółtkach jaj kurzych, wielu grzybach o właściwościach leczniczych, produktach pszczelich, aloesie itp.
4. Ważnym czynnikiem zdrowia, energii życiowej, radości życia i ogólnej odporności jest aktywność fizyczna. Optimum tej aktywności to jeden ze skuteczniejszych sposobów życia w zdrowiu. Zdaniem prof. Wiktora Degi Ruch może zastąpić każdy lek, ale żaden lek nie zastąpi ruchu.
5. Ogólny styl życia i unikanie wielu szkodliwych używek to dalsza potencjalna możliwość poprawy stanu naszego zdrowia a szczególnie ogólnej odporności.

Jeśli konsekwentnie zabierzemy się do edukacji społeczeństw na temat zasad funkcjonowania otaczającej nas przyrody i życia w zgodzie z przyrodą i zdrowym stylem życia, możliwe będzie  wybitne ograniczenie zagrożeń ze strony mikroorganizmów, na które dysponując odpowiednią wiedzą, możemy mieć wpływ w kierunku symbiozy z nimi i angażowania ich do poprawy jakości naszego zdrowia a nawet do ułatwiania sobie wielu czynności codziennego życia. Reasumując, mamy podstawy do stwierdzenia, że życie w zdrowiu jest możliwe nawet po nastaniu ery poantybiotykowej, pod warunkiem, że zarówno decydenci tego świata jak i ogół społeczności będą dysponować zakresem wiedzy pozwalającej na zrozumienie podstawowych zasad funkcjonowania przyrody i człowieka jak jej integralnej części.
Drugim warunkiem życia w zdrowiu jest postępowanie zgodne z tymi zasadami, co niestety z wielu powodów jest problemem znacznie trudniejszym, nie mniej jednak możliwym do realizacji w życiu według zasad paradygmatu wszechogarniającej jedności ! Głęboko wierzę, że kiedyś nastaną czasy, kiedy wiedza nie będzie rozmijać się z życiową mądrością i zwykłą ludzką uczciwością !  

2 komentarze:

  1. Boję się, ze przez antybiotyki, które średnio raz na miesiąc brałam jako dziecko, teraz odbijają się na moim zdrowiu i odporności. Medycyna powinna wystrzegać się tego typu specyfików i uzywac je tylko w ostateczności. Leczyć powinno się sposobami naturalnymi.

    OdpowiedzUsuń
  2. Bardzo fajnie napisane. Pozdrawiam serdecznie !

    OdpowiedzUsuń