Podstawowym celem medycyny jest optymalizacja działań w trosce o zdrowie człowieka. Z jednej strony nieustannie słyszymy zachwyt nad postępem nauk medycznych a z drugiej coraz więcej głosów uzasadnionego niezadowolenia z jakości praktyki medycznej,mimo przeznaczania przez budżety państw ogromnych, stale rosnących wydatków na ochronę zdrowia. Dlaczego niemal na całym świecie tyle jest niezadowolenia z funkcjonowania służb medycznych?
Powodów tego stanu rzeczy jest wiele, jedne wydają się być jawne i powszechnie zrozumiałe, inne głęboko ukryte przed opinią publiczną, a jeszcze inne są konsekwencją filozofii medycyny i kierunków rozwoju nauk biologicznych.
Nauczyliśmy się coraz skuteczniej ratować zagrożone życie ludzkie ale po jego przywróceniu nie potrafimy skutecznie zadbać o jego jakość. Medycyna, która w ogromnej części dziejów ludzkości była sztuką,duchowo i fizycznie ściśle związaną z człowiekiem i jego problemami życiowymi, od powstania medycyny naukowej w coraz większym stopniu staje się głównie nauką, opartą na teorii i praktyce bardziej zbliżonej do nauk technicznych, niż humanistycznych. Dzieje się to ciągle w oparciu o mechanistyczny paradygmat kartezjańsko-newtonowski, wmyśl którego człowieka-maszynę usiłuje naprawiać raczej lekarz-inżynier, a nie lekarz humanista.
Prominentni przedstawiciele takich trendów rozwoju medycyny nazywanej naukową są głęboko przekonani, że zmierzają we właściwym kierunku i że czynią to wyłącznie dla dobra ludzkości, w ramach coraz szybszego rozwoju cywilizacyjnego.
Ale działania te budzą nie tylko sprzeciw pacjentów, ludzi najbardziej zainteresowanych tym, co dzieje się w ochronie zdrowia ale także wielu wybitnych przedstawicieli innych gałęzi nauki: filozofów, ekologów, fizyków czy psychologów.
Przedstawiciele nauk biologiczno-medycznych zafascynowani oszałamiającym postępem techniki coraz bardziej zapominają, że człowiek jest nierozerwalną częścią natury. Zamiast dokonywać syntezy różnych koncepcji naukowych, zmierzających do pogłębienia znajomości natury człowieka, wspomagani instrumentarium technicznym, usiłują poznawać go, rozdzielając na najdrobniejsze części składowe a leczenie opierać głównie na farmakoterapii chemicznej i coraz bardziej skomplikowanych zabiegach operacyjnych.
Powoli odnosi się wrażenie, że dalej postępująca wąska specjalizacja, produkcja leków syntetycznych, coraz doskonalszego sprzętu diagnostycznego i terapeutycznego oraz inżynieria genetyczna stopniowo będą zastępować życie zgodne z ekologią i naturą człowieka.
Ale jednocześnie coraz więcej faktów przemawia przeciwko takiemu modelowi postępu w medycynie. Krytycy tego modelu rozwoju medycyny, często wybitni przedstawiciele innych gałęzi nauki zarzucają mu, że coraz bardziej zamiast zapobiegać chorobom i skutecznie leczyć schorzenia przewlekłe, w dużej mierze związane w postępem cywilizacyjnym, coraz bardziej staje się lukratywnym biznesem, związanym z ogromnymi dochodami.
Na szczęście od kilkudziesięciu lat dzięki najnowszej filozofii, fizyce, psychologii i socjologii powoli ale systematycznie rozwijają się podwaliny pod nowy paradygmat wszechogarniającej jedności, w świetle którego człowiek jest istotą psychosomatyczną, ściśle powiązaną z przyrodą i rządzącymi nią prawami. Jest podmiotem wszystkich działań ludzkich, które winny być podporządkowane jego prawdziwym interesom.
Takie podejście w istotny sposób zaczyna także powoli ale systematycznie zmieniać oblicze medycyny. Z jednej strony od ponad stu lat medycyna oderwana od swoich korzeni zaczyna ponownie do nich nawiązywać a z drugiej, głównie pod wpływem filozofii, najnowszej fizyki i bioelektroniki inaczej podchodzić do praw przyrody i niepodzielnej, psychosomatycznej natury człowieka. W konsekwencji zamiast dalszego wąsko specjalistycznego rozczłonkowania zaczynają pojawiać się tendencje do wielopoziomowej integracji.
Dzieje się to zarówno w obrębie samej medycyny konwencjonalnej jak i na pograniczu medycyny konwencjonalnej z naturalną i niekonwencjonalną, a także medycyny z psychologią, nową filozofią, najnowszą fizyką czy pedagogiką. Widać to choćby na przykładzie nowego,reintegracyjnego podejścia do interny. W przeszłości wyodrębniło się z niej wiele specjalności i podspecjalności, które jednak w oderwaniu od elementów medycyny ogólnej, tak ważnych w internie, powoli zaczynają mniej sprawnie funkcjonować.Próby zastępowania dawnych zadań interny medycyną rodzinną (ważną i bardzo potrzebną) nie sprawdzają się w praktyce, co niekorzystnie rzutuje na całokształt funkcjonowania polskiej służby zdrowia. Podobne tendencje do integracji a właściwie do reintegracji działań specjalistycznych zaczyna się także obserwować w specjalnościach zabiegowych, większość których wyodrębniła się z chirurgii. Wiele wskazuje na to, że powoli coraz powszechniejsze wśród lekarzy zaczyna być rozumienie sensu węższych specjalizacji, jako zintegrowanej wiedzy ogólnomedycznej z wąsko specjalistyczną.
Moja droga zawodowa w naturalny sposób w pewnym sensie wymusiła na mnie takie podejście do swoich podstawowych specjalności – chirurgii ogólnej i rehabilitacji. Przez pierwsze 14 lat z konieczności pracowałem równocześnie w oddziale chirurgicznym i w wiejskim ośrodku zdrowia i chcąc nie chcąc już integrowałem chirurgię z medycyną ogólną.
W takim podejściu do specjalizacji medycznych utwierdził mnie jeden z prominentnych polskich chirurgów, prof. Jan Goldsztein z Akademii Medycznej w Łodzi, który podczas Krajowego Zjazdu Polskiego Towarzystwa Chirurgicznego w Lublinie, w roku 1972, po moim nieco dłuższym głosie w dyskusji obrad plenarnych, w przerwie, podczas wspólnego spaceru na świeżym powietrzu oświadczył, że przez dziesiątki lat swego życia zawodowego chciał być dobrym specjalistą, więc starał się wiedzieć wszystko o czymś. Natomiast od paru lat nadal poszerzając swą wiedzę, usiłuje wiedzieć coś o wszystkim a dopiero w drugiej kolejności wszystko o czymś. To wyznanie zrobiło na mnie duże wrażenie i do dziś tkwi mi żywo w pamięci.
Ale w medycynie od kilkudziesięciu lat obserwuje się także tendencje do integracji medycyny konwencjonalnej ze skutecznymi i bezpiecznymi metodami medycyny naturalnej i niekonwencjonalnej różnych epok i kultur, do współczesności włącznie. Wiele przodujących krajów świata coraz bardziej angażuje się w ten proces, widząc w nim nie tyko szanse na korzystną ocenę przez pacjentów poprzez merytoryczne zmiany w ochronie zdrowia ale także, a może nawet przede wszystkim możliwość wydatnego obniżenia wydatków budżetu państwa.
Od kilku lat Unia Europejska wydatnie wspiera ten proces, domagając się od swoich członków postępu w opracowywaniu i realizacji planów etapowej integracji. Należy tylko wyrazić ubolewanie, że w Polsce ani kolejne rządy ani władze służby zdrowia nie angażują się w ten proces, mimo ogromnych trudności finansowych i trudności związanych z sensowną reorganizacją służby zdrowia. Czyżby nasi politycy nie zdawali sobie sprawy, że partia, która dokona reorganizacji działań służby zdrowia zgodnej z interesem pacjentów będzie miała szanse na wygranie wyborów?
Ciekawy wpis, oczekuje na kolejne z niecierpliwością
OdpowiedzUsuń