Jakiej medycyny oczekują pacjenci?
Każdy z opisywanych tu wybitnych polskich lekarzy swoją pracę zawodową zaczynał
podobnie, zawsze w bardzo trudnych warunkach na prowincji, ale to właśnie wtedy
bez względu na trudne warunki życia i pracy stawali się prawdziwymi,
empatycznymi lekarzami. Pomimo ograniczonego zaplecza medycznego w dużej mierze
leczącymi pacjentów także samym sobą, swoją osobowością, empatią, poświęcanym
im zainteresowaniem, chęcią pomocy, swoim czasem i niezwykle ważnym kontaktem
psychofizycznym. Te doświadczenia uczyniły ich prawdziwymi lekarzami, a
systematyczna praca nad pogłębianiem wiedzy nie tylko czysto medycznej uczyniły
ich wielkimi uczonymi i nauczycielami, prawdziwą dumą polskiej medycyny. Są
znani nie tylko w Polsce ale także w wielu krajach świata. Takim
metamorfozom raczej rzadko ulegają lekarze łatwo startujący w komfortowych
warunkach i w dużych, najczęściej wielkomiejskich, dobrze wyposażonych
placówkach medycznych. Tacy są zainteresowani niemal wyłącznie medycyną
naukową, postępem nauk medycznych, pionierskimi zabiegami operacyjnymi, czy
inżynierią genetyczną. Ale ani na studiach ani podczas wczesnych etapów pracy
zawodowej nie mieli okazji nauczyć się empatii w stosunku do różnych pacjentów.
A pacjenci to szybko wyczuwają, co szybko rodzi brak wzajemnego zaufania. O
tym, że tego typu stwierdzenia nie są dalekie od prawdy, dosyć dobitnie
świadczy atmosfera licznych dyskusji na forach medycznych.
Za swoich największych Mistrzów lekarzy poza
doktorem Władysławem Biegańskim uważam profesorów: Juliana Aleksandrowicza i
Kornela Gibińskiego. Czwartym moim mistrzem jest Ks. prof. Włodzimierz Sedlak,
twórca bioelektroniki.
Doskonałym przykładem stwierdzenia, że prowincja to nie miejsce
zamieszkania, czy pracy, co stan umysłu
jest doktor Władysław Biegański, jeden z najwspanialszych polskich
lekarzy. A oto najpopularniejsze jego złote myśli:
Nie może być dobrym lekarzem, kto nie jest dobrym człowiekiem.
Nie chciałbym być lekarzem, gdybym nie mógł pomóc pacjentowi, któremu już
medycyna pomóc nie może.
Pacjent ma prawo stracić życie ale nie powinien stracić nadziei.
Odegrały one dużą rolę w wyborze przez wielu młodych ludzi zawodu lekarza,
a jednocześnie wielu innym ludziom przyczyniły się do zwiększenia zaufania do
zawodu lekarza. Mając
świadomość ogromu zasług doktora Biegańskiego na niwie medycyny, filozofii,
logiki i etyki jako typowy lekarz
praktyk ograniczę się do jego zasług dotyczących podstawowych problemów
medycznych na styku lekarz-pacjent. W pełni podzielam pogląd doktora
Biegańskiego, że jest to najistotniejszy problem w służbie zdrowia, a jego
niedocenianie jednym z najpoważniejszych problemów współczesnej medycyny.
W życiu Władysława
Biegańskiego można wyróżnić trzy okresy: w pierwszym od roku 1884 do 1894
zajmował się wyłącznie medycyną, w drugim – do roku 1903 łączył medycynę z
filozofią, a w trzecim – do roku 1917 poświęcił się filozofii z logiką i
etyką. Był najpierw lekarzem praktykiem. Pracował
przy kolei warszawsko-wiedeńskiej, później jako lekarz fabryczny i dyrektor
miejskiego szpitala. Prawie dwa lata pełnił funkcje lekarza okrętowego.
Położył
ogromne zasługi dla rozwoju lecznictwa i świadomości higienicznej w
Częstochowie, Zajmował się również filozofią, szczególnie teorią poznania
zorientowaną także na diagnostykę chorób. Władysław Biegański zwracał
szczególną uwagę na humanistyczny wymiar praktyki lekarskiej. Wiedział, że zmiany anatomiczne nie stanowią wszystkiego w chorobie, a czynnik psychiczny
ma bardzo ważne znaczenie w leczeniu. Zwracał
szczególną uwagę na humanistyczny wymiar praktyki lekarskiej. Wiedział, że zmiany anatomiczne nie stanowią wszystkiego w chorobie, a czynnik psychiczny
ma bardzo ważne znaczenie w leczeniu. Najważniejszą domeną działań leczniczych była w jego
przekonaniu współpraca lekarza z pacjentem ujmowanym holistycznie, jako całość
chorującego ciała połączonego z umysłem oraz emocjami. Z jego podręczników
logiki, teorii poznania i etyki uczyło się całe pokolenie studentów szkół
średnich i wyższych oraz zawodowych filozofów. Zagadnienia etyczne Władysław
Biegański uważał za podstawowe a zasady etyczne ilustrował swoim życiem. Znany
był z wysokiego poziomu etyki osobistej i zawodowej. Był mistrzem w nawiązywaniu serdecznego kontaktu z
ludźmi. Jego
zdaniem więź między etyką a medycyną została po raz pierwszy zerwana w drugiej
połowie XIX wieku gdy medycyna z dumą przybrała nazwę naukowej, opartej na
doświadczeniu, troszczącej się tylko o cele naukowe. Zdaniem Biegańskiego w ten
sposób powstał fanatyzm naukowy, podporządkowujący nawet życie ludzkie celom
medycyny. Biegański usiłuje się przeciwstawiać temu scjentyzmowi i proponuje
holistyczne traktowania pacjenta, w którym ważną rolę powinny odgrywać zaufanie
i sympatia. Zwalczał ciasny empiryzm i scjentyzm oraz paternalizm medyczny
wyrosły z pychy naukowej. W Częstochowie prowadził pracę naukową, z dala od
polskich ośrodków akademickich, co spowodowało, że nazywano go profesorem
bez katedry. Fascynował życzliwością, delikatnością i
zainteresowaniem sprawami chorego. I choć niejednokrotnie przekonał się, że
medycyna nieraz jest bezsilna, mimo to był głęboko przekonany, że lekarz jest i
tak potrzebny jako pocieszyciel w chorobie. Najważniejszą
domeną działań leczniczych była w jego przekonaniu współpraca lekarza z pacjentem
ujmowanym holistycznie, jako istotą psychosomatyczną. Zagadnienia etyczne Wł. Biegański uważał za zasadnicze.
Zasady etyczne głosił on swoim życiem. Był mistrzem w
nawiązywaniu serdecznego kontaktu z ludźmi – fascynował życzliwością,
delikatnością i zainteresowaniem sprawami chorego.
Prof. KORNEL GIBIŃSKI
Chodząca
historia powojennej medycyny. Wielki lekarz ze starej szkoły, która stara się
leczyć nie kolejne ucho, wątrobę czy nerki, tylko konkretnego człowieka. Z jego
książek uczyły się kolejne roczniki studentów medycyny, dla wielu polskich
internistów - to prawdziwy guru. Na pytanie dziennikarza czy czuje się wielkim
lekarzem, odpowiedział. A
kto to jest wielki lekarz? Czy to ktoś, kto ma wielką wiedzę, wnosi wkład
w rozwój medycyny? A może bardziej liczy się stopień oddania drugiemu
człowiekowi, serce okazywane pacjentom? Serce jest bardziej cenione przez
chorych niż wszystkie inne walory lekarza. Każde swoje
twierdzenie profesor podpierał opowieścią ze swojego bogatego w doświadczenie
życia w obozie koncentracyjnym w Gross-Rosen, gdzie jako młody,
niedoświadczony lekarz otrzymał zadanie zorganizowania obozowego szpitala.
Musiał go sobie sam urządzić, w kącie baraku po sowieckich więźniach
wojennych. I nie mając nic, przekonał się, że naprawdę może dużo zrobić. W szpitalnej
apteczce nie miał wiele - trochę aspiryny, jakieś krople przeciwbólowe,
walerianowe. Tylko takie lekarstwa miałem i nimi
leczyłem. Ludziom pomagało jednak przede wszystkim to, że mogłem ich zbadać,
osłuchać, porozmawiać, przyłożyć dłoń do czoła, zbadać puls... To
skutkowało. Często choroba ustępowała, ludzie byli wdzięczni - mówił profesor.
W tej obozowej beznadziei nabrał wielkiego szacunku dla medycyny, dla jej
potęgi. Zrozumiał, że lekarz może pomóc nawet wtedy, gdy nie ma nic do
dyspozycji, w najbardziej tragicznych okolicznościach. Uznał to za
największy sukces zawodu lekarza, a nie coraz to nowe instrumenty, które
lekarze mają dzisiaj do dyspozycji. Przez całe wieki zadaniem lekarza było
niesienie pomocy cierpiącemu człowiekowi. Gdy jednak zaczęliśmy
poznawać, czym jest życie, zamarzyliśmy, by je jak najdłużej utrzymać.
Zaczęliśmy walczyć ze śmiercią. - Cały wysiłek medycyny skupia się dzisiaj na
ratowaniu od śmierci - zauważył profesor.
Zapomnieliśmy o cierpieniu. Ulżyć człowiekowi cierpiącemu - na tym
powinniśmy się skupić. Ludzie nie chcą
cierpieć. I są coraz bardziej
niezadowoleni, bo nie znajdują pomocy. Współczesna medycyna przestała zauważać
pacjenta. Najważniejsze stały się dla niej wskaźniki śmiertelności i cały
wysiłek zmierza do tego, by je zredukować. Lekarze są z tego rozliczani. Kto jeszcze
rozmawia z chorym człowiekiem, kto go słucha? Jest odsyłany od specjalisty
do specjalisty, który tylko patrzy w wyniki. 15 minut na wizytę i
następny. A gdzie czas na okazanie współczucia, zrozumienia, zbudowanie
zaufania? Podczas rozmowy z Krystyną Bochenek i Dariuszem Kortko profesor skarży
się: Nikt
nie czyta tego, co piszę. Od lat głoszę to samo, a wszyscy zachowują się, jakby
pierwszy raz o tym słyszeli. To nie są nowinki medyczne, powodujące wypieki na
twarzy. Na przykład od lat przypominam,
że niewiele robimy, by zapewnić godną śmierć umierającemu człowiekowi. Nie doceniamy, jak wielką wagę w kontakcie z
drugim człowiekiem odgrywa zdolność współodczuwania. To źródło powołania
lekarskiego, bo przecież współczucie, wrażliwość na cierpienie są podstawą
medycyny. Dlaczego lekarz pomaga pacjentowi? Bo pragnie mu ulżyć. Tymczasem
dzisiaj są tacy lekarze, którym bardziej zależy na sukcesach, chcą być
uwielbiani i podziwiani. Co
jest istotą medycyny? - Zachowanie zdrowia. Najważniejsze jest zdrowie
człowieka, tymczasem cały wysiłek medycyny skupia się na ratowaniu od śmierci.
Zaczęliśmy walczyć ze śmiercią. Trzeba zadbać o profilaktykę, na którą teraz
nie ma pieniędzy. Pacjent już dawno stracił zaufanie do lekarza. Nikt z nim nie rozmawia,
nikt go nie słucha. Chodzi od specjalisty do specjalisty, a ten tylko patrzy w
wyniki. Między lekarzami a pacjentami nie ma porozumienia. Ludzie przychodzą do
nas nie tylko dlatego, że cierpią. Boją się choroby i perspektywy inwalidztwa. W Ameryce od wielu
lat obowiązuje nowa zasada przyjmowania lekarzy do pracy. Nie wystarczy, że
mają dyplom. Muszą jeszcze zdać u pracodawcy egzamin potwierdzający, że umieją
badać i rozmawiać z pacjentem, że potrafią mu współczuć. Stwierdzono, że te
umiejętności są w zaniku. Rozmowa, dotyk, obejrzenie pacjenta, kontakt z nim -
to istota zawodu. A w Polsce niedawno wymyślono, na szczęście
nie na długo likwidację stażu podyplomowego. To co obecnie planuje się robić
aby przynajmniej częściowo zapobiec brakowi lekarzy musi budzić duży niepokój.
A przecież bardzo wielu polskich lekarzy na Zachodzie cieszy się bardzo dobrą
opinią, mimo, że w Polsce nie byli właściwie szkoleni w zajęciach praktycznych,
ale w nowym miejscu pracy, przy znacznie lepszej organizacji pracy te braki
szybko nadrobili. Na pytanie kto to
jest dobry lekarz profesor Kornel Gibiński innym razem odpowiada, że to ten, z
którego zadowoleni są pacjenci. I dalej mówi: Czy wielki lekarz to ktoś mający
wielką wiedzę, wnoszący wkład w rozwój medycyny? A może liczy się stopień
oddania drugiemu człowiekowi, serce okazywane pacjentom? Myślę, że to
serce jest nawet więcej cenione przez chorych, niż wszystkie inne walory. Mówi to jeden z najwybitniejszych internistów w Polsce. A w Polsce od wielu
lat obserwujemy pogłębiające się niezadowolenie z jakości usług lekarskich i to
nie tylko z winy pacjentów. Dlatego nawet dofinansowanie służby zdrowia na
wyraźnie wyższym poziomie ma niewielkie szanse na poprawę sytuacji w naszym
kraju, m.in. i dlatego, że decydenci medycyny nie tylko doprowadzili ją na
jedno z najniższych miejsc w Europie, ale z konsekwencją godną lepszej sprawy
zwalczają nie tylko suplementację leczniczą czy żywieniową, ale także:
akupunkturę, terapię manualną czy homeopatię, mimo, że większość krajów Zachodu
łącznie z Unią Europejską ma do tego odmienny stosunek.
Dalej profesor Gibiński pytał, jak zmieniła się polska medycyna na przestrzeni
ostatnich dziesięcioleci? Czy lekarzom zależy już tylko na pieniądzach, a
wizyta u specjalisty to tylko usługa? Czy w tym zawodzie istnieje jeszcze
pojęcie misji? Kiedy rozmawia
się ze starszymi lekarzami, to okazuje się, że szli oni na medycynę, bo przede
wszystkim chcieli leczyć i pomagać. Teraz ci sami lekarze często opowiadają, że
dla współczesnych studentów medycyny istotne są głównie pieniądze. Młodzi
ludzie wybierają zawód lekarza, bo daje on pewny chleb, można dzięki niemu
dobrze zarobić. To oczywiście nie dotyczy wszystkich studentów, bo są też tacy,
dla których bycie lekarzem to przede wszystkim misja, nie pieniądze. W tym
sensie to też jest dobry zawód. Dziennikarz
Dariusz Kortko pisze na ten temat: Lekarz ma niesamowitą moc, kiedy
pacjent uwierzy, że potrafi on mu pomóc. Wielu ludzi, którzy zaczynają pracę w
zawodzie, nie zdaje sobie z tego sprawy, bo nikt ich tego nie uczy na studiach.
Nie ma starych mistrzów, którzy poprowadziliby takiego młodego lekarza i
nauczyli podejścia do pacjenta. Jest za to test do zdania, kolejne zaliczenie i
tyle. Natomiast ten zawód to jest coś znacznie więcej. To trudna do opisania
więź lekarz-pacjent, która ma moc leczenia. Wszyscy wypieramy śmierć ze świadomości. Nasza kultura
promuje młodość, piękno i witalizm. Wystarczy spojrzeć na reklamy - w
programach graficznych nawet osobom starszym wygładza się zmarszczki, bo
starość jest po prostu brzydka. Zobaczmy, ile mamy w Polsce ośrodków
geriatrycznych i lekarzy geriatrów. Uważa się, że to brzydki zawód.
A w mojej bogatej,
ponad 50-letniej praktyce ludzie starzy to często bardzo mili, mądrzy i empatyczni
ludzie, pod warunkiem, że są przez lekarzy odpowiednio traktowani zarówno w
procesie diagnostyki jak i terapii - E.G.
Prof. Julian
Aleksandrowicz
W 100. rocznicę urodzin i 20. rocznicę śmierci lekarza,
naukowca, humanisty i społecznika – prof. Juliana Aleksandrowicza, w dniach
11–13 września 2008 roku w auli Collegium Novum Uniwersytetu Jagiellońskiego
zorganizowane zostało poświęcone mu światowe sympozjum naukowe. Uczeń i
następca profesora Aleksandrowicza prof. Aleksander Skotnicki wręczył specjalne
podziękowania oraz medale z podobizną jej patrona i jego przesłaniem: Nie
odbieraj nadziei bliźniemu swemu. Przedstawiając aktywność lekarską,
naukową i społeczną Profesora podkreślił niezwykły dar prof. Aleksandrowicza do
kojarzenia specjalistów z różnych dziedzin wiedzy dla służenia zdrowiu
człowieka. To wielki uczony, a
jednocześnie humanista, widział sens swojej pracy w pomocy człowiekowi. Wszedł
do grona polskich uczonych, których nazwiska są dobrze znane w środowiska
naukowych całego cywilizowanego świata.
W czasie okupacji hitlerowskiej kierował małym szpitalem. Tam, jak sam
przyznawał, nauczył się najwięcej życiowej mądrości.
Prof. Aleksandrowicz to człowiek pełny ciepła i życzliwości
dla ludzi, troszczący się o swoich pacjentów i przyjaciół oraz inspirujący
ludzi twórczych do działania i przekazywania jego idei poprzez media. Prowadził
badania nad wykorzystaniem magnezu w leczeniu białaczki. Dla prof. Aleksandrowicza organizm człowieka
był odzwierciedleniem ekologicznej rzeczywistości. Zwracał uwagę na wpływ
zaburzeń składu obecnego środowiska na zawartość biopierwiastków w organizmach
zwierząt i ludzi, prowadzący następnie do niedoborów lub nadmiaru
poszczególnych elementów. Podkreślał, że zaburzenie równowagi pierwiastków w
organizmach wiążą się bezpośrednio z zapadalnością na choroby, m.in. układu
sercowo-naczyniowego, przewlekłe choroby zapalne, czy nowotwory. Prof. Julian Aleksandrowicz zwracał
szczególną uwagę na jakość oraz sposób przechowywania wody i postulował jej
dokładne ekspertyzy. Jego zdaniem woda, aby mogła służyć ludzkiemu zdrowiu,
powinna być twarda, dobrze zjonizowana, zawierać sole magnezowo-wapniowe i inne
biopierwiastki. Przestrzegał przed wzrastającym zanieczyszczeniem żywności
pierwiastkami trującymi takimi jak kadm, ołów, rtęć itp. oraz azotanami,
azotynami, które przyczyniają się do wzrostu zapadalności na choroby
nowotworowe. Przewidział istnienie macierzystej komórki
szpiku, od której pochodziłyby wszystkie inne komórki krwi. Z talentem uprawiał profilaktykę przekładając wiedzę medyczną na dostępne
informacje i popularyzując je. Podobnie jak Władysław Biegański uświadamiał
związek między ciałem a psychiką i uczył holistycznego podejścia do człowieka.
Tłumaczył, że człowiek jest czymś więcej niż tylko sumą organów. Powtarzał, że
nikt z nas nie jest samotną wyspą, oddziałujemy na siebie nawzajem, a
środowisko, dieta i stosunek do drugiego człowieka rzutują na nasze zdrowie.
Wtedy były to myśli nowe.
Do dziś często cytowane są jego złote myśli i popularne
powiedzenia, wśród których na szczególną uwagę zasługuje stwierdzenie: Nie
ma nieuleczalnie chorych, niedostateczną jest tylko nasza wiedza, które
jednocześnie jest tytułem jednej z licznych książek Profesora. Pisze w niej
między innymi: Znane są tysiące a w dziejach człowieka miliardy przypadków uzdrowień
po zastosowaniu leczenia niekonwencjonalnego.
I dodaje: Wolę być wyleczony
przez szarlatana, niż uśmiercony przez sławę medyczną. Na
temat dziś często kontrowersyjnej suplementacji Profesor pisze: Ten
trend ma coraz więcej zwolenników, bowiem pozytywne efekty tej polityki
zdrowotnej są jedynie potwierdzeniem jej słuszności. Podobnie rzecz ma się z
niekonwencjonalnymi, a często starymi i dobrze wypróbowanymi przez wieki
sposobami leczenia. Fakty bowiem pozostają nieubłagane i wciąż dowodzą
słuszności i celowości stosowania także innych, nie tylko uznanych przez
akademie medyczne - metod leczenia. Ci którzy z niezwykłą desperacją fakty te
kwestionują, mają albo poważne problemy z edukacją, albo poważne dochody w
dobrze nam znanych firmach farmaceutycznych. Czy
cokolwiek może przynieść człowiekowi większą satysfakcję niż przedłużenie życia drugiemu
człowiekowi? Trwam i zalecam trwanie przy nadziei, nigdy bowiem nie wiadomo, w której
chwili i skąd przyjść może ocalenie. Profesor
Aleksandrowicz należał do ginącej, odchodzącej już generacji uczonych, którzy
inaczej niż my rozumieli swoje posłannictwo. Byli oni przede wszystkim
nauczycielami, ale nie uczniów, tylko całego społeczeństwa. Jako pierwszy w
Polsce mówił o tym, że stres i wszelkie negatywne przeżycia mają ogromny wpływ
na zdrowie. Stąd w jego klinice pojawił się psycholog, zaaranżowano
bibliotekę, a ściany przyozdobiły dzieła sztuki. W procesie leczenia sięgał do
muzykoterapii.
Jako jedyny z prominentnych polskich profesorów medycyny
zainteresował się bioelektroniką profesora Włodzimierza Sedlaka, nie tylko
zapoznając się z podstawami nowej nauki, ale także pozostawiając trwały ślad
tego faktu jako autor przedmowy do wydanej w roku 1979 Bioelektroniki Włodzimierza Sedlaka, a także poświęcając
bioelektronice rozdział w swojej książce pt. Nie ma nieuleczalnie chorych.
Ze względu
na unikalność tego faktu w Polsce pozwalam sobie na przytoczenie tego tytułu
oraz pełnego brzmienia tego rozdziału:
NIE MA NIEULECZALNIE CHORYCH
Julian Aleksandrowicz
Rozdział
4. Sojusz medycyny z bioelektroniką
4.1. Szkic do portretu
4.2. Od Szent-Györgyiego do Sedlaka
4.3. Elektroniczny model żywego organizmu
4.4. Energetyka organizmu
4.5. Patologie wolnorodnikowe
4.6. Elektromagnetyczny ekosystem i białaczki
4.7. Sztuczne pole magnetyczne oraz – magnetosfera
Profesor
Aleksandrowicz był orędownikiem humanistycznych wartości nie tylko we
współczesnej medycynie, ale i w całej nauce oraz interdyscyplinarnego
rozwiązywania problemów naukowych i społecznych współczesnej doby. Dla wielu
był wzorem codziennej heroicznej pracy, przykładem uczonego, którego działaniem
kierowały, oprócz niezwykle szerokich horyzontów intelektualnych i pasji
badawczych, wielka wrażliwość i dobroć serca. Był człowiekiem, który sercem i
umysłem przerastał i wyprzedzał czasy, w których żył. Przeogromny wysiłek
długiego i niełatwego życia Profesora Aleksandrowicza, Jego osiągnięcia,
poczucie odpowiedzialności za zdrowie narodu i społeczności międzynarodowej
wprowadziły Go do grona polskich uczonych, których nazwiska zajmują
niekwestionowane miejsce w środowiskach całego cywilizowanego świata.
Profesor Julian Aleksandrowicz jest jedynym człowiekiem, którego imieniem
nazwano w Krakowie dwie ulice: jedna to ul.
Juliana Aleksandrowicza a druga ul. Doktora Twardego
Profesor Włodzimierz
Sedlak
O bioelektronice i o wtedy
jeszcze docencie Włodzimierzu Sedlaku po raz pierwszy usłyszałem w roku 1972. Od
tego czasu intensywnie poszukiwałem prac na temat bioelektroniki i kontaktu z jej
twórcą. Wiosną
1974 roku wreszcie udało mi się zdobyć namiary doc. Włodzimierza Sedlaka i
umówić się na pierwsze spotkanie w jego mieszkaniu w Radomiu. Tak rozpoczął się
mój romans z bioelektroniką i przełom w moim spojrzeniu na życie i
medycynę. Nasze pierwsze spotkanie trwało parę godzin i było dla mnie
prawdziwym wstrząsem psychologicznym, o którym wspominam w Przedmowie do Homo elektronicus, wydanym w moim Wydawnictwie EKOMED w roku 1994, w rok po śmierci
Profesora. Od tego czasu rozpoczęły się nasze częste i długotrwałe kontakty w
Radomiu i w Lublinie. Na propozycję Profesora w roku
1975 wystąpiłem w Lublinie na I Sympozjum Bioelektroniki z referatem Bioelektronika w medycynie stosowanej.
To Sympozjum było ważne z wielu powodów
nie tylko dla mnie, ale także dla rodzącego się świata bioelektroniki. W pewnym
sensie pośrednio dzięki niemu doszło także do poznania się dwu wspaniałych
Polaków, profesora Włodzimierza Sedlaka z profesorem Julianem Aleksandrowiczem.
A stało się to dzięki obecności na tym Sympozjum doktor Anny Drozdowskiej z
Krakowa. W trakcie naszej długotrwałej dyskusji w przerwach Sympozjum okazało
się, że doktor Drozdowska zna bardzo dobrze profesora Aleksandrowicza. W
związku z tym zaproponowałem, aby doprowadziła do kontaktu tych dwóch
wspaniałych ludzi. Pomysł spodobał Jej się bardzo i już po paru tygodniach ci
dwaj wspaniali uczeni nawiązali ze sobą osobisty kontakt, którego oficjalnym
owocem był wstęp profesora Aleksandrowicza do Bioelektroniki profesora Sedlaka wydanej
przez PAX w roku 1979.
Powszechnie wiadomo, że profesor
Sedlak był słabego zdrowia, na co niekorzystny wpływ miała zarówno nadmierna
pracowitość jak i częste i długie pobyty na Świętym Krzyżu, w pobliżu
najpotężniejszej w Polce anteny satelitarnej Eurowizji. Z tego powodu Profesor
wielokrotnie przebywał na Klinice Hematologii A.M. w Łodzi.
Najczęściej dobrymi radami
wspierałem troskę Profesora o zdrowie, a kiedy tylko to było możliwe,
namawiałem do korzystania z kompleksowej rehabilitacji w znanych zakładach
służby zdrowia: w roku 1980 w Górniczym Centrum Rehabilitacji Leczniczej i
Zawodowej REPTY w Tarnowskich Górach, w 1986 w Akademickim Centrum
Rehabilitacji w Zakopanem i pod koniec lat 80-tych w Sanatorium w Mosznej na
Opolszczyźnie.
Ten wspaniały uczony, w istotny
sposób poszerzający wiedzę na temat zasad funkcjonowania przyrody, istoty
życia, natury człowieka i stwarzający nowe fundamenty pod biologię i medycynę,
wysoko ceniony w wielu przodujących krajach świata, w Polsce był niedoceniany i
często zwalczany nie tylko przez dużą część establishmentu naukowego za życia,
ale jest także po śmierci.
Ostatnie dziesięciolecia
zdecydowanie zmierzają w kierunku nowego, głębszego pojmowania otaczającej nas
rzeczywistości, w zrozumieniu czego w istotny sposób pomaga właśnie
bioelektronika.
Od pierwszej chwili kontaktu z pracami
Włodzimierza Sedlaka a potem osobistych kontaktów z Profesorem, jako lekarz
głęboko zaangażowany w jakość medycyny - wiedzy i działań, których głównym
zadaniem jest ochrona i przywracanie ludzkiego zdrowia, niezwykle ceniłem sobie
i cenię wartość bioelektroniki, która stworzyła naukowe podstawy pod pogłębione
zrozumienie otaczającego nas świata i wielu zjawisk często nadal przez naukę
uznawanych za paranormalne.
Ksiądz profesor Włodzimierz Sedlak (31 X 1911 - 17 II 1993) urodził się w
Sosnowcu, w rodzinie górniczej. Po
maturze (1930) w Gimnazjum matematyczno-przyrodniczym w Skarżysku-Kamiennej
wstąpił do Seminarium Duchownego w Sandomierzu, gdzie w 1935 r. otrzymał
święcenia kapłańskie. Pomimo zaproponowanego mu wyjazdu na zagraniczne studia
teologiczne podjął pracę prefekta, najpierw w Ćmielowie (1935-39), potem w
Siennie k/Iłży (1939-48). W czasie okupacji brał udział w tajnym nauczaniu. W
Siennie, jeszcze w czasie toczącej się nie tak daleko wojny, jako
wiceprzewodniczący Gminnej Rady Narodowej, zaangażował się w odtwarzanie i
rozwijanie szkolnictwa. Dzięki jego staraniom i pracy (również fizycznej)
powstała szkoła średnia i szkoła zawodowa. Założył Towarzystwo Szkół Średnich w
Siennie, którego statut zatwierdziły władze wojewódzkie pod nr 1; został
prezesem tego Towarzystwa. Wówczas pełnił także funkcje kierownika szkoły
podstawowej i był nauczycielem nie tylko religii, ale również propedeutyki
filozofii i języka niemieckiego. W 35-tym roku życia sam postanawia zostać
studentem Wydziału Matematyczno-Przyrodniczego Uniwersytetu im. Marii
Curie-Skłodowskiej w Lublinie (1946-50). Na Uczelni tej uzyskał dwa magisteria
i doktorat. Dopiero od l listopada 1960
r. został zatrudniony na Wydziale Filozofii Chrześcijańskiej KUL jako adiunkt,
podejmując z początku wykłady z zakresu filozofii przyrody ożywionej. Na
wspomnianym Wydziale, w 1966 roku, na podstawie rozprawy z filozofii przyrody
ożywionej, pt. Możliwość odtworzenia początków ewolucji organicznej na podstawie
komponentu krzemowego uzyskał
habilitację, która została zaklasyfikowana jako należąca do zakresu biologii
teoretycznej. W konsekwencji tego faktu utworzono na Wydziale Filozofii
Chrześcijańskiej KUL Katedrę Biologii Teoretycznej (jedyną jak dotąd w Polsce i
jedną z bardzo nielicznych w świecie), której został kierownikiem, pełniąc tę
funkcję aż do przejścia na emeryturę od października 1982 r. Przez następnych 9
lat był on kuratorem tej Katedry prowadząc również zlecone zajęcia dydaktyczne.
Tytuł profesora nadzwyczajnego uzyskał w 1974 r., a profesora zwyczajnego w
1980 r.
Prof. Włodzimierz Sedlak jest współtwórcą paleobiofizyki i bioelektroniki.
Koncepcje bioelektroniczne miały na celu pogłębienie poznania życia biologicznego
przez uwzględnianie teorii i wyników empirycznych wielu dyscyplin
przyrodniczych, na podstawie których Ksiądz Profesor wysuwał nowe idee i
hipotezy. Najczęściej stosowaną metodą było reinterpretowanie wyników badań
eksperymentalnych, uzyskanych w rozmaitych dziedzinach nauki. Dokonując ich
śmiałych ekstrapolacji doszedł on do nowych ujęć, odnoszących się do
podstawowych mechanizmów procesów życiowych, genezy i ewolucji życia, natury
świadomości, a nawet tzw. zjawisk paranormalnych. W
1967 r. w dwu artykułach użył pojęcia bioplazma,
co zresztą w wielu późniejszych publikacjach uważał za sformułowanie koncepcji
nowego stanu materii, znamiennego tylko dla organizmów żywych. Koncepcja ta
sprowadza się do tezy, iż wszystkie przejawy życia są uzależnione od istnienia
w organizmach cząstek, posiadających ładunek elektryczny, aktywnych
magnetycznie, znajdujących się w bezustannym ruchu i stale oddziałujących
wzajemnie, dzięki czemu istnieje specyficzny dla życia stan materii. Jest on -
jego zdaniem - bardzo podobny do plazmy fizycznej, ale nie jest z nią
identyczny. Bioplazma jest podstawowym nośnikiem życia. W dwa lata później
(1969) Profesor przedstawił koncepcje elektromagnetycznej natury życia. Chętnie
stwierdzał, iż życie w swej istocie
jest światłem.
Zarówno koncepcja bioplazmy, jak też elektromagnetycznej natury życia są pracami wykraczającymi w wielu miejscach poza dotychczasowy paradygmat nauk biologicznych. Te i inne jego oryginalne propozycje naukowe wzbudziły kontrowersje i skrajnie przeciwstawne oceny.
Zarówno koncepcja bioplazmy, jak też elektromagnetycznej natury życia są pracami wykraczającymi w wielu miejscach poza dotychczasowy paradygmat nauk biologicznych. Te i inne jego oryginalne propozycje naukowe wzbudziły kontrowersje i skrajnie przeciwstawne oceny.
Mimo, że w
roku 1972 byłem już dojrzałym lekarzem medycyny, chirurgiem ogólnym z 9-letnim
stażem pracy i lekarzem akupunkturzystą z 7-letnim doświadczeniem, kontakt z
bioelektroniką wywarł ogromne wrażenie na moje poglądy na istotę życia.
Prawdziwym wstrząsem były dla mnie stwierdzenia prof. Sedlaka, że Życie
jest zjawiskiem elektrycznym, sterowanym magnetycznie, czy że Życie
jest zjawiskiem fotonowym, sterowanym fononowo). Wpłynęły one w istotny sposób
na moje poglądy na zasady funkcjonowania otaczającego nas świata, organizmów
żywych, patomechanizm schorzeń, czy psychosomatyczną naturę człowieka. Dzięki
temu także zrozumiałem, że optymalnym postępowaniem w medycynie jest podejście
zintegrowane, łączące metody konwencjonalne z niekonwencjonalnymi. Spowodowało
to także pogłębione zrozumienie istoty funkcjonowania wielu niekonwencjonalnych
metod leczenia, takich jak akupunktura, homeopatia, terapia manualna czy ziołolecznictwo. Z
takiego podejścia wynika także moje zmienione podejście do podstawowych działań
medycznych: do profilaktyki, diagnozy, terapii i rehabilitacji. Zamiast
instrumentalnej diagnostyki medycznej, właściwszą wydaje mi się diagnoza
zintegrowana, oparta na integracji badania podmiotowego i przedmiotowego, w
połączeniu z głęboko przemyślaną diagnostyką instrumentalną.
W
terapii zamiast dotychczasowej, opartej na farmakoterapii i leczeniu
operacyjnym, a dopiero jeśli te metody zawodzą, to także na rehabilitacji, w
praktyce znacznie lepiej sprawdza się zintegrowane podejście zarówno do
diagnozy jak i do terapii. Polega ono na rozpoczynaniu od głęboko przemyślanej,
zintegrowanej, psychofizycznej rehabilitacji, połączonej z racjonalizacją
żywienia, a dopiero kiedy ta zawodzi, jako metody pomocnicze powinno się
stosować farmakoterapię i leczenie operacyjne; w dalszym ciągu stosując
systematyczną rehabilitację psychofizyczną. Taki sposób postępowania jest wyraźnie
bardziej ekonomiczny i daje o wiele lepsze wyniki leczenia. Dotyczą one nie
tylko poprawy stanu zdrowia, ale także lepszego dostosowania pacjenta do funkcjonowania w indywidualnych warunkach
życiowych.
W
dużej mierze dzięki wymienionym wyżej moim mistrzom od dziesięcioleci jestem
gorącym zwolennikiem najszerzej pojętej integracji w medycynie, polegającej na
łączeniu metod konwencjonalnych z niekonwencjonalnymi, najlepiej służącej
zdrowiu człowieka i na której rzecz aktywnie na miarę swoich możliwości
działam.
Na szczególne podkreślenie zasługuje fakt, że
poza szybszym osiąganiem zaplanowanych wyników takie postępowanie wydatnie
przyczynia się także do obniżenia kosztów leczenia, z którymi z trudem radzi
sobie Polska, mimo niewątpliwej poprawy sytuacji ekonomicznej naszego Państwa w
ostatnim roku.
Bardzo ciekawy temat, warto zwrócić na niego uwagę. Pozdrowienia
OdpowiedzUsuńCudowne przypomnienie, że choroba to nie wyrok i nigdy nie powinna być tak postrzegana. Na pewno zmusza do refleksji nad sobą i życiem. Wrażliwość i empatia to coś z czym przychodzimy na ten Świat lub dopiero się tego uczymy i trzeba o tym przypominać. Przytoczone autorytety, w moim odczuciu to Istoty o wielowymiarowym spektrum postrzegania rzeczywistości, w tym człowieka nie tylko jako biologicznej maszyny, którą można naprawić bądź też nie, ale jako czuciowej Istoty, która wymaga holistycznego podejścia. Jestem pełen uznania dla Pana zaangażowania w tę tematykę Panie Doktorze, a przede wszystkim wobec tego co robi Pan dla drugiego człowieka poprzez swoją wieloletnią praktykę lekarską i terapeutyczną. Życzę sobie aby w naszym społeczeństwie przybywało lekarzy, którzy pragną czerpać z wiedzy i doświadczeń takich ludzi jak Pan.
OdpowiedzUsuńSerdecznie pozdrawiam
Ogromnie dziękuję za wspaniały, subtelny i bardzo głęboki komentarz.
UsuńZ wyrazami szcunku
Bardzo podoba mi się ten blog. Lubię taką tematykę. Postaram się tutaj częściej zaglądać.
OdpowiedzUsuńŚwietny wpis :)
OdpowiedzUsuńWiele jest takich blogów, ale ten jest oryginalny i pełno tu ciekawych informacji. Pozdrowienia :)
OdpowiedzUsuńJa też podziwiam lekarzy zwłaszcza ortopedów i chirurgów. Ich praca też jest ciężka i bardzo odpowiedzialna. Obserwowałam ich pracę w centrum medycznym https://www.rexmedicasport.pl/usluga/konsultacje-ortopedyczne/ to naprawdę ludzie cierpliwi i profesjonalni. Maja niełatwe zadanie ale zawsze starają się na potęgę.
OdpowiedzUsuńJa podziwiam każdego lekarza ich praca nie jest lekka.
OdpowiedzUsuńBardzo ciekawy blog. Warto na tym blogu przebywać.
OdpowiedzUsuń