List ten zamieszczony został
w październikowym numerze Nieznanego
Świata w roku
2011. Mimo upływu sześciu lat kształcenie na uczelniach
medycznych, organizacja i poziom usług medycznych w Polsce nie
uległy istotnej poprawie. Zdaniem wielu osób dzieje się nawet
wprost przeciwnie, o czym świadczą coraz liczniejsze i ostrzejsze
konflikty na styku lekarz-pacjent.
Do roku 2015 wydawało się, że
najważniejszą przyczyną takiego stanu rzeczy było niemal
wyłącznie niedofinansowanie polskiej służby zdrowia. Po zmianie
ustrojowej pojawiła się szansa na zapowiadaną przez nową ekipę
rządową poprawę finansowania usług medycznych. I co zdarzyło się
w powojennej Polsce po raz pierwszy, konsekwentnie, na miarę
obecnych możliwości państwa w obecnym roku wyraźnie zwiększono
finansowanie służby zdrowia. Czy w istotny sposób wpłynie to na
powody do zadowolenia z usług medycznych w Polsce, przekonamy się w
najbliższym czasie. Nowa ekipa na obecnym etapie nie tylko zmaga się
z problemami finansowymi i organizacyjnymi, ale także z totalną
opozycją, utrudniającą rządzącym każdą dziedzinę życia, nie
wyłączając medycyny. Miejmy nadzieję, na co wiele wskazuje, że
ten ostatni problem w niezbyt odległym czasie rozwiąże się sam,
szczególnie jeśli uda się długo oczekiwana, merytoryczna
reorganizacja wymiaru sprawiedliwości.
Ale jeśli nawet do tego w
niedługim czasie dojdzie i gospodarka zacznie systematycznie
wypracowywać coraz lepsze finansowanie medycyny, nie ma pewności,
że polscy pacjenci będą mieć dzięki temu powody do zadowolenia.
Po pierwsze
- jeśli nie uszczelnimy sposobu dysponowania wydatkami w służbie
zdrowia, nie można będzie liczyć na istotną poprawę finansowania
medycyny. Polskiej medycynie radykalną poprawę w tej kwestii
wypracować może człowiek w stylu wicepremiera Mateusza
Morawieckiego. Oby tylko taki sie pojawił !
Po drugie
- poza finansowaniem sprawą nie mniej ważną, ostatnio jakby braną
pod uwagę jest sensowna reorganizacja służb medycznych. Póki co,
jeszcze nie bardzo wiadomo na czym ma polegać.
I wreszcie po trzecie
- bez zmiany sposobu kształcenia kadr medycznych, prawdziwej
humanizacji medycyny i integracji medycyny konwencjonalnej z
niekonwencjonalną, w pierwszej fazie taką jak: akupunktura,
homeopatia czy terapia manualna, trudno będzie liczyć na prawdziwą,
merytoryczną poprawę funkcjonowania polskiej medycyny, na co od
dziesięcioleci oczekują polscy pacjenci.
Powodem, dla którego
zamieszczam na swoim blogu Medycyna
dla wszystkich mój
List
otwarty
do
Młodych Lekarzy w Polsce
jest fakt, że w
dniach 8-9 listopada 2017 roku w Hucisku z okazji 100-lecia śmierci
Doktora Władysława Biegańskiego odbyła się Międzynarodowa
Konferencja pt.
Lekarz na prowincji.
Tytuł tej
konferencji uznałem za okazję do mojego wystąpienia pt. W
podejściu do medycyny skorzystajmy z dorobku wielkich Polaków. Jako
kolejny post na moim blogu zamieszczę moją prezentację na ten
temat w Power Point. Przedstawiam w niej poglądy na podejście do
medycyny wielkich polskich autorytetów medycznych: doktora
Władysława Biegańskiego, prof. Kornela Gibińskiego, prof. Juliana
Aleksandrowicza oraz twórcy bioelektroniki, prof. Włodzimierza
Sedlaka. Tytuł konferencji w Hucisku (Lekarz
na prowincji) oraz
poglądy wspomnianych autorytetów na właściwe podejście lekarzy
do pacjentów dobitnie zwracają uwagę jakie cechy lekarzy pacjenci
cenią najwyżej, oraz fakt, że praca na prowincji w życiu tych
ludzi odegrała istotną rolę w ich poglądach i w postępowaniu z
pacjentami. Nie tylko mogą, ale dla świata medycznego powinni
stanowić wzór godny naśladowania. Takie podejście ma dużą
szansę zmienić opinię społeczeństwa na temat
polskich lekarzy.
A to treść mojego listu w
październikowym numerze Nieznanego
Świata
z roku 2011
Przekonałem się, że na
obecnym etapie rozwoju medycyny najlepsze rezultaty daje integracja
metod konwencjonalnych z niekonwencjonalnymi
Zwracam się do Was, Młodzi
Koledzy, jako Wasz starszy kolega, lekarz z ponad 50-letnim stażem.
Chcę udzielić Wam kilku praktycznych rad, które mogą uczynić
pracę lekarza znacznie przyjemniejszą. Zapewne niedawno
podjęliście, albo dopiero podejmiecie obowiązki związane z
zatrudnieniem. Żyjemy w kraju, gdzie większość społeczeństwa –
wielu pacjentów, ale też lekarzy i przedstawicieli innych zawodów
medycznych – jest ze służby zdrowia niezadowolona.
Jak sięgam pamięcią, a więc
od zakończenia II wojny światowej, służba zdrowia zawsze była w
Polsce traktowana po macoszemu. Władze komunistyczne nie lubiły
ludzi w białych fartuchach, nadmiernie krytycznie oceniając ich
działania. Nie troszczyły się także o ich godziwe zarobki,
wychodząc z założenia, że lekarz zawsze sobie jakoś poradzi.
Sami dobrze wiedzieli, jak trzeba sobie w tym ustroju radzić, i o
podobne radzenie
sobie posądzali
świat lekarski.
Trzeba przyznać, że
decydenci medyczni różnych szczebli na ogół radzili
sobie dobrze,
często działając na granicy prawa. Natomiast szeregowi lekarze
przez dziesięciolecia egzystowali na granicy ubóstwa.
Po roku 1989, czyli po
znaczących zmianach ustrojowych w naszym kraju, polscy lekarze
zaczęli mieć nadzieję na godne traktowanie swojego zawodu i
stopniowe tworzenie coraz lepszych warunków pracy w placówkach
medycznych. Szybko jednak stało się jasne, że zmiany, które
pojawiły się w wielu dziedzinach życia, w nikłym stopniu wpłynęły
na działanie klasy politycznej, wymiaru sprawiedliwości,
administracji i służby zdrowia. Trwające przez dziesięciolecia
nieprawidłowe funkcjonowanie polskiej medycyny, choć dokuczliwe dla
społeczeństwa i pracowników medycznych, stało się w naszym
państwie niejako czymś naturalnym. Nie zmieniło tego stanu rzeczy
ani powstanie Kas Chorych, ani – tym bardziej – Narodowego
Funduszu Zdrowia.
Z obecnej sytuacji
zadowoleni mogą być wyłącznie decydenci różnego szczebla, coraz
ściślej powiązani z producentami leków, szczepionek i sprzętu
medycznego.
W międzyczasie, zgodnie z
trendami światowymi wprowadzono u nas dziesiątki nowych
specjalności i podspecjalności, powierzając ich przedstawicielom
pieczę nad polską medycyną. Mimo że człowiek jest jednością
psychosomatyczną, specjalności te funkcjonują zazwyczaj w
całkowitym oderwaniu od siebie.
Nie ulega wątpliwości, że w
ostatnim czasie odnotowaliśmy postęp w medycynie, jednak
najczęściej dotyczył on kwestii technicznych, związanych z
diagnostyką, zabiegami operacyjnymi i genetyką, w tym głównie z
zabiegami inżynierii genetycznej. A postęp techniczny, jak wiadomo,
wpływa na zainteresowania i kierunek kształcenia przyszłych
lekarzy.
Aktualnie możemy poszczycić
się wieloma wspaniałymi specjalistami, brakuje nam natomiast
lekarzy, którzy traktowaliby pacjenta jako integralną całość:
istotę zarówno duchową, jak i cielesną. Takich, którzy nie
przyrównują człowieka do zepsutej
maszynerii. Efekty
takiego podejścia stwarzają coraz więcej problemów nie tylko
chorym, ale też urzędnikom odpowiedzialnym za ich leczenie. Nie
należy zatem problemu niezadowolenia społecznego sprowadzać
wyłącznie do braku odpowiednich funduszy. Pieniądze są dziś
marnotrawione przez wadliwą organizację, niewłaściwe kształcenie
lekarzy oraz niegospodarność.
Za taki stan rzeczy polskie
społeczeństwo oskarża lekarzy, ci zaś mają pretensje do pacjenta
o brak zrozumienia i życzliwości oraz złą wolę. Niewłaściwie
kształceni na studiach i w trakcie specjalizacji widzą najczęściej
tylko wąski wycinek istniejących problemów. Brak im szerszego,
wnikliwego spojrzenia i oglądu całości zagadnienia. Dziś do
podobnej refleksji nie są zdolni ani lekarze, ani organizatorzy
polskiej służby zdrowia.
Racjonalnym wyjściem z tej
sytuacji jest zainicjowanie procesu integracji, która powinna objąć
poszczególne lekarskie specjalności.
Do połączenia sił musi
też koniecznie dojść w obrębie medycyny konwencjonalnej i
niekonwencjonalnej.
Poza tym niezbędne jest
rozpoczęcie procesu racjonalnego kształcenia różnych szczebli
menedżerów służby zdrowia, którzy współpracowaliby z lekarzami
o znaczącym, interdyscyplinarnym dorobku.
Fakt bycia mało doświadczonym
lekarzem lub menedżerem, bez gruntownej wiedzy na temat problemów
kwadratury koła
polskiej medycyny,
źle wróży przyszłości tej gałęzi wiedzy. Sytuacji nie uzdrowi
przeznaczanie na ten cel większych środków finansowych. Tymczasem
we wszystkich debatach na temat reorganizacji polskiej opieki
medycznej dyskusja ogranicza się do kwestii
ekonomiczno-organizacyjnych. W rozmowach tych ignoruje się konieczne
zmiany merytoryczne, którymi żywo zainteresowani są pacjenci, a
powinni być – politycy i decydenci służby zdrowia.
Jako jeden z nielicznych
lekarzy w Polsce od chwili ukończenia studiów na Wydziale Lekarskim
A.M. w Gdańsku w roku 1960, poza intensywną pracą zawodową w
placówkach szpitalnych i w lecznictwie otwartym obserwuję rozwój
polskiej i światowej medycyny. Jestem specjalistą chirurgii i
rehabilitacji. Poza tym od ponad 45 lat zajmuję się medycyną
naturalną i akupunkturą, a od 33 – terapią manualną. 14 lat
byłem asystentem w Oddziale Chirurgii Ogólnej Szpitala
Wojewódzkiego w Opolu, i
równolegle pracowałem w Wiejskim Ośrodku Zdrowia w Jełowej w
powiecie opolskim,
Przez
7 lat byłem zastępcą
ordynatora i ordynatorem w Oddziale Paraplegii I w Górniczym Centrum
Rehabilitacji Leczniczej i zawodowej REPTY w Tarnowskich Górach.
Trzy lata pełniłem funkcję dyrektora i ordynatora Oddziału
Schorzeń Narządu Ruchu w Akademickim Centrum Rehabilitacji w
Zakopanem, a od dwóch dekad prowadzę własne Centrum Rehabilitacji
Medycyny Zintegrowanej, Sportowej i Leczenia Bólu w Opolu.
Wielospecjalistyczne
doświadczenie zawodowe, jak też stałe monitorowanie kierunków
rozwoju współczesnej medycyny stały się dla mnie fundamentem do
wypracowania własnego poglądu na funkcjonowanie służby zdrowia.
Ma on charakter polemiczny w stosunku do zasad, jakimi kieruje się w
Polsce medycyna konwencjonalna. Dzięki systematycznemu pogłębianiu
wiedzy wyraźnie rozleglejszej niż ta, którą wynosimy ze studiów,
oraz dzięki intensywnej praktyce klinicznej patrzę na medycynę z
pewnego dystansu i dzięki temu postrzegam jej problemy w znacznie
szerszym aspekcie niż większość kolegów o podobnym zawodowym
stażu. Choć nadal pogłębiam wiedzę teoretyczną z zakresu
medycyny konwencjonalnej i niekonwencjonalnej, głównym dla mnie
źródłem wiedzy medycznej pozostają moi pacjenci i sposób, w jaki
leczy się ich w Polsce.
List ten powstał z potrzeby
podzielenia się kilkoma uwagami z lekarzami o mniejszym
doświadczeniu, szczególnie zaś z kolegami dopiero rozpoczynającymi
swą drogę zawodową. Jest on podsumowaniem moich głębokich
przemyśleń i wieloletniej pracy z pacjentami.
Zjawiskiem, które w naszej
medycynie niepokoiło mnie od drugiej połowy lat 50., czyli od
momentu rozpoczęcia studiów, była jakość kształcenia polskich
lekarzy. Od początku odnosiłem wrażenie, że w akademiach
medycznych zbyt dużą wagę przywiązuje się do wiedzy
teoretycznej, co niestety odbywa się kosztem nabywania umiejętności
praktycznych, koniecznych w leczeniu i obcowaniu z pacjentami. Moim
zdaniem nauczyciele akademiccy (co obserwowałem podczas moich
studiów) powinni przekazywać studentom również podstawową wiedzę
z zakresu etyki oraz podmiotowego traktowania osób chorych.
Niezadowolenie polskiego społeczeństwa w tej kwestii wynika z
faktu, iż wielu lekarzy ma minimalną wiedzę na ten temat i w
istocie nie przywiązuje do niej większego znaczenia.
Postęp odnotowywany w
diagnostyce medycznej w coraz większym stopniu ogranicza ją do
wykonywania badań instrumentalnych. Obecnie w terapii dominuje
farmakoterapia chemiczna, związana z działaniami ubocznymi i
powikłaniami,
Kosztem rehabilitacji – często najskuteczniejszej metody leczenia
– rozszerza się wskazania do zabiegów operacyjnych.
Studenci medycyny i młodzi
lekarze pod wpływem atmosfery panującej na uczelniach i w mass
mediach w coraz większym stopniu fascynują się kardiologią
inwazyjną, przeszczepami narządów, szczepieniami ochronnymi i
inżynierią genetyczną. Chemiczne
leczenie farmakologiczne wypiera agresywnie naturalne metody
leczenia, służące ludzkości od tysiącleci. Ten trend dominuje w
ostatnich latach nie tylko w Polsce, ale również w działaniach
prawnych Unii Europejskiej.
W naszym kraju sytuacja staje się tym groźniejsza, że mimo
niedostatecznego wyszkolenia praktycznego studentów doprowadzono
obecnie do zniesienia stażu podyplomowego, co w znacznym stopniu
pogarsza sytuację pacjentów, czyniąc także krzywdę samym
lekarzom – świeżo upieczonym absolwentom studiów medycznych.
Mam nadzieję, że mój apel i
chęć podzielenia się z młodymi lekarzami ważnymi uwagami, które
czerpię z doświadczenia długoletniej pracy z pacjentami, choć w
niewielkim stopniu przyczynią się do poprawy nowo wytworzonej,
potencjalnie groźnej sytuacji w polskiej medycynie.
A oto kilka rad dotyczących
najważniejszych spraw na styku lekarz-pacjent.
Drodzy Koledzy, decyzja
o tym, że zostanie się lekarzem, oznacza wybór jednego z
najwspanialszych zawodów świata.
Studia medyczne trwają długo i są trudne, a sam
fakt ich pomyślnego ukończenia stanowi autentyczny powód do dumy –
ale, dodajmy, nie do buty.
Bo ta piękna róża ma również kolce.
Bycie lekarzem to wielka
odpowiedzialność i konieczność zmagania się z licznymi, nieraz
trudnymi problemami natury zawodowej i czysto ludzkiej. W ich
rozwiązywaniu powinna pomagać nam wiedza wyniesiona ze studiów i
osobisty przykład dawany przez nauczycieli akademickich. Niestety z
tym bywa różnie.
Istotnym problemem pozostaje
też organizacja i sposób funkcjonowania służby zdrowia w każdym
województwie, powiecie i pojedynczej placówce. A trzeba z
przykrością stwierdzić, że z wielu powodów – nie tylko natury
ekonomicznej – problem ten w Polsce nie wygląda dobrze, a czasem
prezentuje się wręcz koszmarnie. Uważam jednak, że mimo
wszystko można być lekarzem mądrym, dobrym i cenionym przez
pacjentów.
Kwestią, którą traktuje się
marginalnie w medycynie wielu, jeśli nie większości krajów na
świecie, są relacje lekarz - pacjent. A przecież doświadczenie
zawodowe dobrych lekarzy i większości pacjentów dobitnie świadczy
o tym, że jest to zagadnienie kluczowe, mające wpływ nie tylko na
atmosferę kontaktów, ale także na jakość diagnostyki, terapii i
rokowania.
A na koniec parę
wypróbowanych rad dla Was, Młodzi Koledzy, wkraczający dopiero w
życie zawodowe. Z mojego ponad 50-letniego doświadczenia zawodowego
wynika, że:
• Podstawą relacji
lekarz-pacjent (poza dobrym przygotowaniem zawodowym, które właśnie
zaczynacie zdobywać) powinno być traktowanie pacjenta jak dobrego
znajomego albo członka rodziny. Jak bliźniego, który zwraca się
do nas z problemami nie tylko zdrowotnymi, ale też życiowymi. Nawet
jeśli nasz czas jest ograniczony, należy okazać choremu życzliwość
i zainteresowanie. Dzięki temu wykonywane przez nas staranne badanie
będzie przebiegało w pozytywnej atmosferze.
• Pomimo ogromnego postępu
medycyny w kwestii diagnostyki instrumentalnej nie zapominajmy, że
podstawą dobrej diagnozy pozostaje dokładny wywiad i szczegółowe
badanie fizykalne. Pozwala ono wykryć wiele ważnych objawów z
punktu widzenia diagnostyki, dla których nadal nie ma odpowiedniego
instrumentarium (np. ocena napięć mięśniowych, ból). Przede
wszystkim jednak takie badanie stanowi czynność ułatwiającą
nawiązanie z pacjentem ciepłego, ludzkiego kontaktu.
• Z im poważniejszymi
problemami zdrowotnymi przychodzi do nas konkretny pacjent, tym
bardziej odpowiedzialne powinno być nasze zachowanie wobec niego.
Dlatego nie informujmy go pochopnie o podejrzeniu schorzeń
nowotworowych czy innych ciężkich przypadłości (nazbyt często
uznawanych za nieuleczalne), zanim swych podejrzeń nie zweryfikujemy
zapoznając się z wynikami badań instrumentalnych, a w
trudniejszych przypadkach – przeprowadzając konsultacje z bardziej
doświadczonymi kolegami - lekarzami.
• W jednym z numerów
amerykańskiej JAMY sprzed kilkunastu lat, poświęconemu stosunkowi:
lekarz - pacjent, napisano przykre, lecz niestety prawdziwe słowa:
Im mniejszą wiedzą
dysponuje lekarz, tym bardziej udaje Pana Boga.
Oczywiście stwierdzenie to
nie dotyczy Was, Drodzy Koledzy, którzy dopiero rozpoczynacie swą
drogę zawodową. Każdy kiedyś zaczynał. Jednak chciałbym Was
przestrzec przed swoistym zadufaniem, dającym o sobie znać rzecz
jasna nie tylko wśród lekarzy. Pacjenci na taki sposób bycia
reagują źle; podobne traktowanie rodzi też problemy innej natury.
• Warto przytoczyć dwa
cytaty z wypowiedzi wspaniałego, choć nieco już zapomnianego
polskiego lekarza-filozofa, Władysława
Biegańskiego.
Pierwszy: Pacjent ma
prawo stracić życie, ale nie powinien utracić nadziei. I
drugi: Nie chciałbym
być lekarzem, gdybym nie potrafił pomóc pacjentowi, któremu
medycyna już pomóc nie może.
• Jeśli już musimy
poinformować pacjenta uznanego przez medycynę konwencjonalną za
nieuleczalnego, uczyńmy to tak, jakbyśmy sami chcieli być o
podobnym fakcie poinformowani, albo jakby dotyczyło to kogoś z
grona naszych najbliższych.
• Na początku Waszej drogi
zawodowej
spróbujcie odpowiedzieć
sobie na pytanie, czy metody leczenia (poza przypadkami ewidentnego
ratowania życia), które są niezgodne z prawami Natury, mogą na
dłuższą metę okazać się skuteczne w terapii większości
przewlekłych schorzeń.
Osobiście przekonałem się,
że na obecnym etapie rozwoju medycyny najlepsze rezultaty daje
integracja metod konwencjonalnych z niekonwencjonalnymi. Dlatego
mój głęboki niepokój budzi fakt, że w ramach Unii Europejskiej
podejmuje się działania ograniczające leczenie ziołami i innymi
metodami medycyny naturalnej.
• Niezależnie od wybranej
specjalności starajcie się w swojej praktyce medycznej integrować
wiedzę wyniesioną ze studiów i zdobywaną w trakcie specjalizacji
– z tą, którą uzyskujecie podczas zaangażowanej pracy z
pacjentami i zgodnie z nią postępujcie. Miejcie również odwagę
posiadać własne zdanie na każdy temat, które nie kłóci się z
Waszym sumieniem.
Życzę Wam, Drodzy Koledzy,
spełnienia i dużo satysfakcji z wykonywania tego najpiękniejszego
z zawodów świata.
Serdecznie pozdrawiam
Eustachiusz Gadula
Czytelnikom zainteresowanym
poruszaną przeze mnie tematyką proponuję lekturę tekstów na moim
blogu: http://gadula-ekodoktor.blogspot.com Medycyna
dla wszystkich.
Od redakcji: Kontakt
mailowy z dr Eustachiuszem Gadulą: egadula@gmail.com
Bardzo dziękuję za link na samym końcu posta
OdpowiedzUsuńŚwietne słowa
OdpowiedzUsuń