W poszukiwaniu klucza do szczęśliwego życia w zdrowiu
Celem tego posta jest analiza najważniejszych czynników od których zależy nasze zdrowie i poczucie udanego, szczęśliwego lub nieszczęśliwego życia.
Żyjemy w czasach, w których z jednej strony jesteśmy świadkami oszałamiającego postępu technicznego, podboju Kosmosu i wydzierania Naturze wielu, nieraz niebezpiecznych tajemnic, jak choćby broń atomowa, czy inżynieria genetyczna. Z drugiej strony mimo tych osiągnięć i większego fizycznego komfortu życia, rzadko czujemy się szczęśliwsi, silniejsi, zdrowsi i bezpieczniejsi. Mimo, że medycyna doraźnego ratowania życia poczyniła znaczne postępy i nawet potrafi przeszczepiać zniszczone przez choroby narządy, leczyć tych schorzeń nie potrafi! Przymierza się do sklonowania człowieka, a zupełnie nie radzi sobie z coraz większą liczbą schorzeń cywilizacyjnych. Nie może nam także dać pewności, że klonowanie istot ludzkich to osiągnięcie prawdziwe, a nie kolejne, wielkie, potencjalne niebezpieczeństwo, zagrażające ludzkości.
Co zmieniło się w ostatnich 50-ciu latach w biologii i medycynie?
Zmieniło się wiele i zarazem niewiele. Wiele w problemach szczegółowych, związanych z postępem technicznym i możliwością penetracji w głąb struktur biologicznych, aż do poziomu submolekularnego i ostatnich zdobyczy inżynierii genetycznej. Ale bardzo niewiele, jeśli chodzi o syntezę poglądów na temat istoty życia i podstawy funkcjonowania organizmów żywych, a szczególnie, o psychosomatykę, jako fundament natury człowieka.
Z teoretycznego punktu widzenia wydaje się oczywistym, że medycyna to nauka o zasadach funkcjonowania człowieka w zdrowiu i chorobie, o zapobieganiu występowaniu chorób, prawidłowej diagnostyce schorzeń i ich skutecznym i bezpiecznym leczeniu. Jednak w codziennej praktyce skuteczność i bezpieczeństwo działań medycznych często pozostawia wiele do życzenia. Współczesna medycyna coraz skuteczniej ratuje życie ludzkie, ale często na tym jej rola się kończy. Lekarze-inżynierowie usiłują w sposób standardowy, oparty na coraz bardziej szczegółowych procedurach przywracać funkcjonowanie ludzkiej maszynerii, jakby zapominając, albo nie zdając sobie sprawy z tego, kim naprawdę jest człowiek? Ratując życie, rzadko zastanawiają się nad tym, jaka będzie jego jakość.
Ale medycyna to nie tylko inżynieria biomedyczna, ale przede wszystkim, nauka i praktyka służąca skomplikowanej istocie ludzkiej, i aby spełniać należycie swe zadania musi być przepojona humanizmem. Musi uwzględniać podstawowe problemy zdrowotne ale także problemy życiowe powierzonego jej pieczy człowieka. Powinna nie tylko je rozumieć ale także okazywać pacjentowi empatię i doradzać w rozwiązywaniu problemów życiowych, z których często wynikają problemy zdrowotne. Aby to zadanie należycie wypełniać, lekarz powinien być także nauczycielem swoich pacjentów. Popularyzując w atrakcyjny i przekonujący sposób wiedzę, w pierwszym rzędzie powinien edukować ich w skutecznej profilaktyce zdrowotnej, a jeśli człowiek już zachoruje, stosować najskuteczniejsze i najbezpieczniejsze metody leczenia. Tylko prawidłowe leczenie, oparte na podstawach teoretycznych zgodnych z prawami przyrody ma szansę nie tylko wyleczyć pacjenta, ale także przywrócić do pełnowartościowego życia.
A jak jest w praktyce w Polsce, ale także i w wielu innych krajach?
W starożytnych Chinach lekarzowi powodziło się najlepiej, kiedy jego podopieczni nie chorowali. Im więcej z nich i dłużej chorowało, tym mniej mu płacono. Najgorzej był traktowany, jeśli jego podopieczni umierali. Jeśli umierał pacjent wysoko postawiony w hierarchii, lekarza skazywano na śmierć.
W Polsce ostatnich lat teoretycznie zadanie takie powinni wypełniać lekarze rodzinni, jako lekarze pierwszego kontaktu, zajmujący się całokształtem spraw mających wpływ na stan naszego zdrowia. Powinni to czynić w ścisłej współpracy z przedstawicielami poszczególnych specjalności lekarskich i z większymi placówkami służby zdrowia. Trzeba przyznać, że niektórzy z nich nieźle wywiązują się ze swoich obowiązków, ale jak to wygląda najczęściej, myślę, że nie raz doświadczyliśmy na sobie!
Niestety jeszcze gorzej jest w medycynie specjalistycznej, której ciągle brakuje szpitali, sprzętu i pieniędzy. Z czasem okazało się, że wiele szpitali trzeba likwidować . Natomiast zgoda, pensje personelu medycznego w Polsce są skandalicznie niskie, ale dotyczą głównie szeregowych pracowników. Szefowie klinik, szpitali, oddziałów i różnych działów to już całkiem inna, często żenująca sprawa i tzw. szara strefa. Poza tym decydenci medyczni w naszym kraju trwoniąc bardzo duże pieniądze na nadmiary niepotrzebnego sprzętu, badań i złą organizację pracy, nie zadają sobie trudu zastanowienia się, komu ten moloch medyczny służy - pacjentom, czy lekarzom? Czy inne po stępowanie z chorymi, stosowanie innego podejścia do pacjentów, do problemów diagnostyki, z dokładniejszym badaniem podmiotowym i przedmiotowym i wynikająca z tego zmiana terapii, na metody prostsze, skuteczniejsze i bezpieczniejsze nie pozwoliłaby na oszczędności, umożliwiające nie tylko przyzwoite płace wysoko wykwalifikowanemu, a ogólnie ciężko pracującemu personelowi medycznemu, ale także na wyższy standard placówek lecznictwa?
Diagnostyka powinna być najkrótszą, najprostszą i najbezpieczniejszą drogą do celu, jakim jest rozpoznanie dostępne w aktualnym stanie wiedzy medycznej, niezbędne do podjęcia skutecznego leczenia. A jaka jest rzeczywistość? Ile badań wykonuje się po prostu przesiewowo, nie licząc się z ich kosztami oraz z przykrościami, a nawet zagrożeniem dla zdrowia pacjentów. Ale jeśli się nie wie jak pacjenta skutecznie i bezpiecznie leczyć, to, aby nie stracić twarzy, straszy się go potencjalnymi skutkami schorzenia i mnoży się badania, z których niewiele wynika i które potem nie zawsze nawet są wnikliwie analizowane. A pacjenta bardziej niż rozpoznanie, interesuje wynik leczenia w jego przypadku. Jak wiemy w bardzo wielu przypadkach z wynikami leczenia w medycynie ortodoksyjnie konwencjonalnej jest (szczególnie w schorzeniach cywilizacyjnych) całkiem źle. Do tego bardzo często przygnębia się pacjentów stwierdzeniami, że w przypadku ich schorzeń medycyna jest bezsilna. Ale to nie jest prawda, o czym mogą dobitnie świadczyć duże statystyki, którymi interesuje się choćby Światowa Organizacja Zdrowia (WHO), czy Unia Europejska, ale nie polska medycyna ortodoksyjnie konwencjonalna! Medycyna uważająca sie za naukową, nie chce tego zauważać wbrew faktom i to nie tylko w Polsce.
Być może promyk nadziei w niedługim już czasie do polskiej medycyny zaświta ze Stanów Zjednoczonych i przodujących krajów europejskich. Nie trzeba być pilnym obserwatorem, aby widzieć, że do niedawna bardzo droga i niezbyt skuteczna medycyna amerykańska, dla większości kluczowych przedstawicieli polskiej medycyny od wielu lat i z wielu powodów (niekoniecznie bezinteresownych i ściśle zawodowych) była wzorcem skwapliwie naśladowanym. Ale już i w Stanach Zjednoczonych pod wpływem coraz większej presji społeczeństwa od kilku, a nawet kilkunastu lat powoli i nie bez oporów toruje sobie drogę integracja z metodami naturalnymi, czy niekonwencjonalnymi, czemu wielokrotnie dała i nadal daje wyraz choćby amerykańska JAMA - największe czasopismo medyczne na świecie.
Jak na razie polscy prominenci medyczni tego trendu w medycynie amerykańskiej zauważać nie chcą. To ich zdaniem jest wbrew ich interesom i poniżej ich godności i wiedzy. Oni od niemal pól wieku z miną wyższości ignorują wszystko, co na tym polu dzieje się w Polsce. Zaskakujące efekty poprawy, a nawet wyleczeń chorych, przez akademicką medycynę uznanych za nieuleczalnych, polska oficjalna medycyna i resort nią sterujący po prostu lekceważą. Efekt tego jest taki, że tzw. usługi paramedyczne w Polsce może świadczyć każdy, kto zarejestruje działalność gospodarczą, bez względu na przygotowanie merytoryczne, czy jego brak. W efekcie duża część pacjentów została przez to oddana na łaskę i niełaskę ludzi, większość z których swą działalność podjęła z pobudek ekonomicznych, a nie merytorycznych.
Takie stanowisko władz polskiej służby zdrowia w stosunku do metod naturalnych jest co najmniej dziwne i z pewnością szkodliwe dla wielu chorych. A jeśli sami pacjenci lub ich rodziny informują lekarzy, że stan zdrowia ludzi uznanych za nieuleczalnie chorych dzięki naturalnym metodom leczenia uległ poprawie, czy nawet nastąpiło wyleczenie, ci zbywają to wzruszeniem ramion, albo stwierdzeniem, że bywają czasem niezrozumiałe poprawy samoistne. Tyle tylko, że rzadko dochodzi do nich u osób leczonych konwencjonalnie.
Nawet w tej grupie część wyleczeń, czy choćby dłuższej poprawy stanu pacjentów osiągnięto za pomocą metod niekonwencjonalnych. Ale znając stosunek większości polskich lekarzy do metod naturalnych, informatorzy mówiąc o takich przypadkach, lub chorzy pokazując się w stanie poprawy, przemilczają fakt innego leczenia, niż konwencjonalne. Znam wielu pacjentów wcześniej zapewnianych przez wielu sławnych w Polsce lekarzy konwencjonalnych o braku jakichkolwiek szans na poprawę ich stanu zdrowia. Kiedy jednak do takiej poprawy, a nawet do wyleczenia doszło po leczeniu naturalnym, czy niekonwencjonalnym, nie wiedząc o tym, lekarze ci nie mogli sie nadziwić poprawie po leczeniu ich zdaniem konwencjonalnym, do którego sami nie mieli przekonania. A mimo to na pytanie o sens, czy możliwość stosowania innych metod niż akademickie, odpowiadali i do dziś najczęściej odpowiadają negatywnie. Negatywizm ten zwykle narastał, jeśli pacjenci, czy ich rodziny przyznawali się, że poprawa nastąpiła pod wpływem metod naturalnych. Ciągle jeszcze większość polskich lekarzy albo nie chce przyjmować takich faktów do wiadomości, albo po uzyskaniu informacji o stosowaniu u konkretnych chorych naturalnych metod leczenia oburza się i straszy pacjentów i ich najbliższych różnymi bezpodstawnymi konsekwencjami innego leczenia.
Nie byłoby to może zjawisko tak groźne, gdyby taki stosunek do medycyny niekonwencjonalnej dotyczył tylko lekarzy szeregowych, i wynikał z braku ich wiedzy lub niechęci do nowości (w wielu przypadkach mających tysiącletnie tradycje). To zjawisko negatywnego podejścia do metod naturalnych niestety dotyczy także samych szczytów polskiej medycyny. Niech ilustracją tego stwierdzenia będzie chociażby opinia Rady Naukowej przy Ministrze Zdrowia z roku 1973 na temat akupunktury. Żadna akademicka placówka polskiej medycyny nigdy dotąd nie wyraziła zgody na obiektywne porównywanie efektów leczenia konwencjonalnego i naturalnego, w analogicznych przypadkach. Co jednak nie przeszkadzało i nie przeszkadza do dzisiaj przeciwnikom integracji w medycynie ciągle powoływać się na brak obiektywizowanej dokumentacji wyników medycyny naturalnej. Choćby tylko na tych przykładach widać, że dla wielu decydentów medycznych różnego szczebla sprawy pacjentów są najczęściej tylko słabo widocznym lub niewidocznym tłem.
W tym miejscu warto przytoczyć zdanie Ojca Pio na ten temat, który słusznie twierdził, że: Szpitale są dla chorych, a nie dla lekarzy! A proszę popatrzeć, jak to wygląda w większości krajów wiata, a szczególnie w Polsce. Zmiana sposobu postępowania z pacjentami, zarówno ich traktowania, jak i leczenia powinna następować, w oparciu o optymalną teorię i sprawdzoną dobrymi wynikami praktykę. Co oznacza, że jeśli adekwatnej teorii medycznej na określony temat brakuje - także tylko w oparciu o czystą praktykę lekarską. A praktyka medyczna powinna zmierzać w kierunku głębokiej humanizacji. Inaczej poza spektakularnymi osiągnięciami natury techniczno-instrumentalnej, nie będzie można spodziewać się wyjścia z coraz powszechniejszych, przewlekłych schorzeń cywilizacyjnych, wobec których współczesna medycyna konwencjonalna jest bezradna. Ale żeby do tego doszło, trzeba by zadać sobie kilka kluczowych pytań, prawidłowa odpowiedz na które powinna przesądzić o dalszym postępowaniu.
Pierwszym i kluczowym problemem w tej kwestii powinna być odpowiedz na pytanie czym jest życie? Jak dotąd nikt jeszcze tego nie wie, nie wyłączając biologii i medycyny. Nikt nie podał dotychczas adekwatnej definicji życia. Nadal nie wiadomo, czy jest procesem, który kiedyś, wbrew rachunkowi prawdopodobieństwa zaistniał gdzieś w Kosmosie i obecnie obserwujemy różne, ewoluujące jego odmiany. A może jest po prostu przejawem najwyżej zorganizowanej materii, zawiązującym się od nowa co jakiś czas tutaj, na Ziemi, ale może i gdzieś tam, w Kosmosie. W takim przekonaniu przez wiele lat świat naukowy oczekiwał, że lada chwila uda sie z materię nieożywioną powołać do życia. Musiało wiele czasu upłynąć za nim zrozumiano, że nie da się tego łatwo i szybko osiągnąć.
Wiele przemawia za tym, że najbliżej sedna adekwatnej definicji życia był Polak - niedawno zmarły prof. Włodzimierz Sedlak i stworzona przez niego nowa nauka o życiu, bioelektronika. W świetle bioelektroniki podstawowe substancje organiczne są półprzewodnikami, a Życie jest zjawiskiem elektrycznym, sterowanym magnetycznie. Jest walką o elektrony lub Zjawiskiem fotonowym, sterowanym fononowo.
Koncepcję półprzewodnictwa pierwszy zasugerował w roku 1941 nie byle kto, bo sam wielki biochemik węgierski, odkrywca witaminy C, dwukrotny laureat Nobla - Albert Szent-Győrgyi. Z bioelektroniką Sedlaka współbrzmi także koncepcja pól morfogenetycznych Sheldrea'ka i inne koncepcje pola biologicznego, ciągle nie uznawanego przez medycynę i biologię, choć coraz więcej faktów przemawia za jego istnieniem.
W następnej kolejności warto w pokusić się o odpowiedz na pytanie Czym jest zdrowie?
Według Światowej Organizacji Zdrowia (WHO) Zdrowie to nie tylko brak choroby, ale szczególny dobrostan psychiczny, fizyczny i socjalny. Panująca obecnie filozofia medycyny, oparta na mechanistycznym paradygmacie kartezjańsko-newtonowskim, w którym człowieka-maszynę leczy zimny lekarz-inżynier, powoli na szczęście zaczyna ulegać zmianie na oparty o osiągnięcia najnowszej fizyki, fizjologii i psychologii paradygmat wszechogarniającej jedności, w którym człowiek jako integralna część Natury, funkcjonuje w głębokiej więzi z całym Wszechświatem. Dzieje sie to głównie dzięki zadziwiającym właściwościom ludzkiej psychiki i świadomości, zagłębianiu się we własne wnętrze, które starożytni Chińczycy nazywali Mikrokosmosem.
O ile odpowiedz na dwa pierwsze pytania interesuje głównie filozofów przyrody i tylko część przedstawicieli medycyny, o tyle odpowiedz na dwa kolejne pytania - Czym jest choroba? i Na czym polega leczenie? interesuje każdego z nas, jako potencjalnych pacjentów. Ale musi też interesować każdego przedstawiciela medycyny, bez względu na to, czym sie zajmuje - teorią czy praktyką. Według uproszczonej koncepcji empirystycznej można łatwo zdefiniować i odróżnić od siebie zdrowie i chorobę. W myśl tej koncepcji Choroby są pewnymi bytami, które jak gdyby z zewnątrz atakują pacjentów i że gdyby tylko państwo zapewniło odpowiednie zasoby materialne, z łatwością można by zredukować liczbę chorób trapiących dane społeczeństwo. Przeczą temu jednak fakty i prawo Parkinsona, które brzmi: Im więcej jest środków przeznaczonych na leczenie, tym więcej pojawia się chorób wymagających leczenia. Nowe możliwości techniczne rodzą określone problemy moralne, a ich wpływ na średnią długość życia ludności jest nieznaczny. Pogląd, że można zmniejszyć występowanie chorób, zwiększając zakres usług służby zdrowia okazał się iluzoryczny. Coraz wyraźniej rysuje sie koncepcja, że to, co uważa się za chorobę lub leczenie zależy od naszych poglądów na naturę człowieka. Ponieważ człowiek jest istotą myślącą, świadomą własnej tożsamości i zdolną do podejmowania decyzji, nie można traktować go, jeśli jest chory, jak zepsutą maszynę. Lęk i depresja nie są jedynie przykrymi objawami, którym lekarz powinien zaradzić; mogą one również oznaczać, że pacjent powinien poddać krytycznej ocenie i zmienić swoje nastawienie wobec życia...
Pacjenci w odróżnieniu od lekarzy, nie traktują choroby jako mechanicznego uszkodzenia ciała i nie sądzą, że wszystko staje się jasne w momencie, gdy rozpoznano defekt. Pragną oni uzyskać wiedzę o tych elementach życia codziennego, które stały się przyczyną ich choroby. Nie zawsze jednak świadomi są tego, jak bardzo mało wiemy o przyczynach większości chorób.Lekarz musi uwzględnić w swej praktyce klinicznej zarówno doświadczany przez pacjenta ból, jego cierpienie, jak poczucie godności, poczucie sensu życia itd. Za podstawowy czynnik etiologiczny schorzeń medycyna uważa chorobotwórcze mikroorganizmy większość wysiłków poświęca walce z nimi. W rozpatrywaniu patomechanizmu schorzeń koncentruje sie głównie na narządach wewnętrznych i układzie kostno-stawowym, ignorując mięśnie (poza mięśniem sercowym). W diagnostyce zdecydowanie preferuje metody instrumentalne - biochemiczne i anatomiczne obrazowanie. Leczenie opiera na farmakoterapii (najchętniej chemicznej) i metodach operacyjnych. Rozpoczyna się je zwykle od farmakoterapii, rzadko skutecznej, a coraz częściej związanej z działaniami ubocznymi i powikłaniami. Jeśli leczenie farmakologiczne okazuje się nieskuteczne, wtedy często, choć rzadko z uzasadnionych wskazań, zaleca sie leczenie operacyjne. Kiedy i to zawiedzie, jako trzeci etap leczenia, najczęściej bez większe go przekonania proponuje się rehabilitację ...
Dzieje się tak dlatego, że w Polsce ciągle nie docenia sie znaczenia rehabilitacji i jej potencjalnych możliwości. Dobitnie może o tym świadczyć fakt, że kiedy w ramach niedawnych przemian ustrojowych trzeba było szukać oszczędności w służbie zdrowia, zaczęto w pierwszym rzędzie od likwidacji właśnie placówek rehabilitacji. Natomiast oszczędności w spółdzielczości inwalidów przeprowadzono w sposób niehumanitarny, zwalniając z pracy ludzi najmniej sprawnych, a najbardziej poszkodowanych przez życie, najczęściej z I grupą inwalidzką, często świetnych fachowców. Mimo niewątpliwych sukcesów w walce z wieloma chorobami zakaźnymi, współczesna medycyna nie radzi sobie z coraz częstszymi: zmianami zwyrodnieniowymi, zaburzeniami hormonalnymi, alergiami, nowotworami czy tzw. schorzeniami psychosomatycznymi. Pod tym pojęciem schorzeń utarł się zwyczaj ujmowania niewielkiej grupy schorzeń, w których wpływ psychiki na ciało jest szczególnie widoczny. Ale moim zdaniem człowiek jest z natury istotą psychosomatyczną i w każdym schorzeniu można doszukać się obydwu składowych - psychicznej i somatycznej, tyle, że w różnych schorzeniach występuje to w różnych proporcjach. Stad nie widzę uzasadnienia do tworzenia kolejnej podspecjalności lekarskiej o nazwie psychosomatyka (E. Gadula,1994). Jeśli psychosomatyka jest fundamentem natury ludzkiej, to zarówno w diagnostyce, jak i w leczeniu ten fakt musi być uwzględniany, jeśli rozpoznanie ma być przyczynowe, a leczenie skuteczne i bezpieczne.
Z najnowszych trendów w medycynie akademickiej widać, że kluczową rolę w funkcjonowaniu ludzkiego organizmu odgrywają trzy superukłady: układ nerwowy, układ hormonalny i układ odpornościowy. Ale z wnikliwej obserwacji życia, potwierdzanej faktami z praktyki lekarskiej widać, że oprócz ogromnego znaczenia tych trzech układów, nie mniejsze znaczenie ma stan psychiczny i stan układu mięśniowego, w szerokim pojęciu układu nerwowo-mięśniowego, stanowiącego zarówno generator impulsów nerwowych, jak i swego rodzaju (jedyny) silnik naszego organizmu, realizujący większość podstawowych funkcji życiowych.
Dla medycyny akademickiej układ nerwowy jest przede wszystkim sterownikiem somatyki, a mózgowi poza tą funkcją przypisuje jeszcze istotną rolę w procesie świadomości, jako fundamentu psychiki. Do roli psychiki medycyna konwencjonalna nawiązuje głównie z powodu niekorzystnych wpływów stresu psychicznego na powstawanie niektórych schorzeń, ciągle ignorując znaczenie ważnej składowej psychiki, jaką jest podświadomość. Dlatego rola psychiki jest bardziej kluczowa, niż przyjmuje się to w naukach medycznych. Jest ona ściśle powiązana nie tylko z układem nerwowym, ale niemal w równym stopniu także z układem hormonalnym, odpornościowym i mięśniowym. Poza tym, na co wskazuje wiele faktów, świadomość i psychika ludzka jest także powiązana z najszerzej pojętym środowiskiem zewnętrznym i to nie tylko na Ziemi.
O ile na temat powiązań psychiki z układem hormonalnym w medycynie konwencjonalnej panuje zgoda i powoli, ale systematycznie rosnąca akceptacja, o tyle powiązanie psychiki z odpornością w wielu środowiskach lekarskich budzi co najmniej wątpliwości, choć w leczeniu wielu grup schorzeń (szczególnie onkologicznych) zostało to udowodnione ponad wszelka wątpliwość i na to obszernym materiale ludzkim. Jeszcze większe opory prominentów medycznych (a przecież to oni decydują o jakości kształcenia szeregowych lekarzy) budzi powiązanie psychiki z układem mięśniowym, a właściwie nerwowo-mięśniowym. To ostatnie zjawisko, aby je dostrzec i wagę jego docenić, nie wymaga nawet wiedzy medycznej. Wystarczy, jeśli każdy z nas zwróci na nie uwagę, obserwując własne funkcjonowanie. Nawet bez większej wprawy w ocenie widać, co dzieje sie z naszymi mięśniami, kiedy jesteśmy zdenerwowani, działamy w lęku, pośpiechu czy w stanach przygnębienia. Momentalnie spinają się nam mięśnie całego ciała, w sposób najbardziej uchwytny w obrębie głowy, karku, barków i górnej części klatki piersiowej. Mogą pojawić się bóle o różnej lokalizacji (Warto mieć świadomość, że większość bólów związana jest właśnie z patologicznymi napięciami mięśniowymi). Zaczynamy mieć trudności oddechowe, dochodzi po przykrych pobudzeń w obrębie przewodu pokarmowego czy w obrębie układu moczowego.
Objawy, o których tu wspominamy, rozgrywają sie na poziomie klinicznym i są albo bezpośrednio odczuwane przez poszczególnych osobników, albo łatwe do zaobserwowania przez lekarza, rodzinę czy inne otoczenie pacjenta. Jednak rzadko myśli się o ich etiologii, a tym bardziej o patomechanizmie. Ale po głębszej analizie okazuje sie, że są to nie tylko objawy kliniczne, kluczowe dla naszego samopoczucia, radości życia i kondycji psychofizycznej, ale także dla zdrowia, choroby i leczenia. Bez ich uwzględniania trudno osiągnąć istotną poprawę w leczeniu, co na co dzień obserwujemy w medycynie konwencjonalnej.
Opisywanym objawom w miarę ich nasilania się i czasu trwania, towarzyszą zmiany biochemiczne i wreszcie zmiany anatomiczne, do oceny których współczesna medycyna dysponuje już odpowiednim zapleczem diagnostycznym.
Z pewnością większość z nas miewa podobne problemy z psychiką i mięśniami, często utrudniające normalne funkcjonowanie. Jeśli takie stresujące sytuacje trwają krótko, a napięcia mięśniowe i towarzyszące im nieprzyjemne odczucia, po krótszym czy dłuższym czasie samoistnie ustępują, świadczy to, że jeszcze raczej jesteśmy zdrowi. Jeśli jednak stany wzmożonych napięć mięśniowych, zarówno w mięśniach narządu ruchu (i przepony) jak i w mięśniówce gładkiej naczyń, oskrzeli, przewodu pokarmowego i układu moczowego utrzymują się długotrwale, najczęściej najpierw prowadzą do nerwicy, a w miarę dalszego także do wielu innych schorzeń, nie wyłączając najpoważniejszych.
Te same objawy kliniczne pojawiają się także, a nawet tym bardziej u ludzi chorych i stanowią u nich znacznie większy problem. Wpływając niekorzystnie na przebieg dotychczasowego schorzenia, nasilają istniejące dolegliwości, powodują kolejne i przyczyniają się często do pogorszenia rokowania.
Takim poszerzonym podejściem do patologii ludzkiej, uwzględniającym możliwie wszystkie objawy kliniczne ważne dla zdrowia i samopoczucia charakteryzuje się medycyna zintegrowana, akceptująca wiele poglądów i działań praktycznych medycyny akademickiej, ale jednocześnie otwarta na wszystko, co ważne, skuteczne i bezpieczne. Podobne podejście wykazuje także prawdziwa medycyna naturalna, wykonywana przez fachowców, głęboko zaangażowanych przede wszystkim w niesienie pomocy chorym i jeśli to możliwe przywracanie ludziom zdrowia, nawet w przypadkach uznawanych przez medycynę konwencjonalną za nieuleczalne.
Szkoda, że medycyna konwencjonalna często podchodzi z oporem do poznawania zasad medycyny zintegrowanej, czy naturalnej zarówno w profilaktyce, jak diagnostyce i terapii. Kierując się uprzedzeniem, ignoruje metody medycyny naturalnej czy niekonwencjonalnej, bez względu na ich obiektywne wyniki.
Znany fizyk amerykański, Fritjof Capra na temat roli układu mięśniowego pisze: Ponieważ układ mięśniowy stanowi integralną całość, zaburzenie dowolnej jego części przenosi się na cały system, a skoro wszystkie funkcje cielesne realizowane są przez mięśnie, to każde najmniejsze zachwianie równowagi organizmu znajduje swój szczególny wyraz w układzie mięśniowym.
W świetle bioelektroniki Włodzimierza Sedlaka praca mięśniowa, choć związana ze spalaniem biochemicznym, jest zyskiem elektronicznym, o kluczowym znaczeniu dla wszystkich funkcji, po prostu zasilaniem energetycznym organizmu.
Mięśnie szkieletowe są największym narządem ludzkiego ciała i stanowią ponad 40% jego masy. Istotną cechą każdego zdrowego, funkcjonalnie sprawnego mięśnia jest duża amplituda skurczowo-rozkurczowa. Natomiast jeśli, jak to się dzieje bardzo często i z wielu powodów powstają patologicznie wzmożone napięcia mięśniowe, amplituda ta ulega zmniejszeniu. Powoduje to zarówno poważne zburzenia czynnościowe jak i dolegliwości. Są to najczęściej zmiany w obrębie psychiki, bóle i różne zaburzenia wegetatywne, a także rozmaite zespoły przeciążeń w obrębie narządu ruchu. Od kurczliwości tkanki mięśniowej uzależniona jest energetyka i sposób realizacji aktywności życiowej. Każdy z 496 mięśni człowieka może rozwijać mięśniowo-powięziowe punkty spustowe (Myofascial Trigger Points - m-p TPs), z powiązanym z nimi bólem i innymi, wyżej wspomnianymi objawami distresowymi. M-p TPs są bardzo częste i stają się sprawą obciążającą niemal każdego człowieka, w tym lub innym okresie jego życia. O klinicznym znaczeniu m-p TPs świadczyć może fakt szerokiego opisywania ich w literaturze akupunktury, anestezjologii, ortopedii, pediatrii, medycyny fizykalnej, rehabilitacji i reumatologii, a nawet stomatologii. Ciężkość objawów klinicznych z powodu m-p TPs waha sie od bezbolesnych ograniczeń ruchu z powodu utajonych TPs, częstych nie tylko w podeszłym wieku, ale i u dzieci, do dręczących, obezwładniających bólów, powodowanych przez bardzo aktywne TPs. Na zespoły bólowe z powodu aktywnych m-p TPs najczęściej cierpią osobnicy z maksymalną aktywnością życiową, w wieku pomiędzy 30 a 50 rokiem życia. Pomimo ich bardzo dużego nasilenia, m-p TPs nie zagrażają bezpośrednio życiu, ale przez swe ogromne nasilenie są powodem wielkich cierpień. Dewastują przez to jakość życia i powodują ogromne straty materialne.
Patologia styku nerwowo-mięśniowego może nie powodować występowania bólu, a tylko wzmożone napięcia mięśniowe, dające zespół objawów klinicznych określanych jako nerwica (E.Gadula, 1994), a w innych przypadkach, głównie u dzieci i osób starych - usztywnienia i wady postawy.
Od dawna wiadomo, że napięcia mięśniowe są ściśle powiązane ze stanem psychicznym. Mięśnie są wręcz traktowane jako czuły barometr napięć psychicznych, a patologiczne napięcia mięśniowe jako ważny czynnik wpływający na stan psychiczny. Przeciążenie psychogenne przeradza się w przeciążenie statyczne mięśni, ścięgien, więzadeł i stawów. Jeśli dokładniej przeanalizować, to przyczyną większości bólów, bez względu na to, jakim schorzeniom towarzyszą, jest patologia funkcjonalna mięśni.
Za główne czynniki etiologiczne schorzeń uważam:
1. pogorszenie stanu psychicznego,
2. pogorszenie jakości otaczającego środowiska (chemicznej i energetycznej)
3. niewłaściwy sposób odżywiania,
4. ogólnie niehigieniczny tryb życia,
5. zaburzenia metaboliczne,
6. obciążenia genetyczne,
7. urazy fizyczne i chemiczne itp.
Dlaczego jednak nie wspominam tutaj o chorobotwórczych mikroorganizmach, uważanych przez współczesną medycynę za najczęstszy czynnik etiologicznym schorzeń? Bo właściwy czynnik etiologiczny schorzeń to ten, który na tyle obniża pełną, naturalną odporność organizmu, że stwarza warunki do zachorowania, w tym także do zadziałania chorobotwórczych mikroorganizmów. Jeśli to już nastąpi, mikroorganizmy stają się ważnym i groźnym patogenem wtórnym! (E.Gadula, 1994).
Aby w pełni docenić kliniczne znaczenie punktów spustowych w mięśniach, trzeba postawić sobie pytanie o podstawowym znaczeniu nie tylko dla diagnostyki i terapii. Istotne jest jak informacje na temat wzajemnych powiązań psychiki z mięśniami, a jednocześnie mięśni z resztą ciała mogą wzbogacić teorie medyczne i jednocześnie na ile są przydatne w praktyce klinicznej. Moim zdaniem m-p TPs z teoretycznego punktu widzenia są swoistą ilustracją psychosomatyki jako fundamentu ludzkiej natury, o ogromnym znaczeniu praktycznym w profilaktyce, diagnostyce i terapii (E. Gadula, 1994). Punkty spustowe w mięśniach, choć wspominano o nich pod różnymi nazwami od dawna, zostały dokładnie opisane przez profesor medycyny amerykańskiej Janet Travel, znaną na świecie specjalistę rehabilitacji, osobistego lekarza prezydenta Johna Kennedy'ego i Szefa Służby Zdrowia Białego Domu za prezydentury Kennedy'ego i Johnsona.
Z nowej filozofii podejścia do czynników etiologicznych schorzeń i ich ogólnego patomechanizmu wynika także odmienna koncepcja nerwic. Uważam, że tzw. czyste nerwice są czymś wyjątkowo rzadkim, albo praktycznie nie istnieją. Natomiast większość wczesnych objawów wielu, jeśli nie większości schorzeń rozpoczyna się właśnie od nerwicy, aby stopniowo wzbogacając swój obraz kliniczny, przejść przez etap tzw. nerwic narządowych albo bez niego, w inne, konkretne schorzenia, o różnym stopniu zaawansowania funkcjonalnego, biochemicznego, czy anatomicznego (E. Gadula 1994). Jeśli nawet pojawi sie ból (bez którego najczęściej pacjent zwykle nie wybiera się do lekarza), ale wyniki badan laboratoryjnych i anatomicznych są w normie, najczęściej lekarze rozpoznają tylko nerwicę, która po krótszym czy dłuższym czasie często zmienia się w schorzenie somatyczne.
Uważam, że zespół objawów nazywany powszechnie tzw. czystą nerwicą, czy nerwicą narządową jest wczesną postacią większości schorzeń, na etapie, kiedy instrumentalnymi metodami współczesnej medycyny nie stwierdza się istotnych odchyleń, mimo wielu dolegliwości pacjenta, nierzadko sprawiających większe cierpienie, niż zaawansowane schorzenia organiczne. Ale już na tym etapie możliwa jest wczesna, czynnościowa diagnostyka właściwej przyczyny dolegliwości pacjenta za pomocą starannego badania podmiotowego i przedmiotowego oraz niektórych metod diagnostycznych kręgu akupunktury, czy innych, subtelnych, metod instrumentalnych, najczęściej elektronicznych. Z mojego ponad 50-letniego doświadczenia klinicznego wynika, że nie ma czystych nerwic bez
jakichkolwiek odchyleń w ciele pacjenta. Ale ponieważ większości pacjentów nie bada sie fizykalnie dostatecznie dokładnie, a do badania podmiotowego także z wielu powodów nie przywiązuje się należytej wagi, trudno to stwierdzić. A już w tym czasie szczegółowym badaniem fizykalnym można stwierdzić najczęściej zaburzenia czynnościowe w postaci ukrytych lub aktywnych m-pTPs, bez większego trudu wyczuwalnych palpacyjnie i związane nimi różnorodne dysfunkcje. Najczęściej dysfunkcje te mają postać patologicznie wzmożonych napić mięśniowych oraz zaburzeń wegetatywnych i ich następstw. W miarę zaawansowania nerwice stopniowo przechodzą w inne schorzenia, w których funkcjonują jako zespoły czynnościowe (E. Gadula, 1995), nakładające się na podstawowy proces somatyczny.
Funkcje psychiczne są jednymi z najsubtelniejszych funkcji człowieka i dlatego najszybciej ulegają niekorzystnym zmianom pod wpływem różnych czynników. Mimo ewidentnych patologicznych napięć mięśniowych pacjenci mogą długo nie odczuwać dolegliwości fizycznych. Z reguły jednak po pewnym czasie pojawia się ból o trudnej do określenia przyczynie, ale związany z określona okolicą. Zaczyna się wtedy okres tzw. nerwic narządowych. Jednocześnie w przebiegu wielu schorzeń somatycznych, niezależnie od tego do jakiej specjalności lekarskiej kwalifikowanych (i nawet niezależnie od stopnia ich zaawansowania, do daleko zaawansowanych zmian organicznych włącznie) występuje tzw. nakładka czynnościowa w postaci nerwicy, zaburzeń wegetatywnych, czy dolegliwości bólowych, oraz różnych innych zaburzeń funkcjonalnych. Dobrze jest mieć świadomość, że nie ma proporcji wprost pomiędzy organicznym zaawansowaniem schorzenia i występującymi w jego przebiegu dolegliwościami związanymi z zaburzeniami czynnościowymi! Nastrój pacjenta, jego dolegliwości
i związane z nimi samopoczucie zależy głównie od istnienia czy braku zaburzeń czynnościowych, a nie od zaawansowania zmian organicznych (E. Gadula 1994). Jest na to wiele dowodów klinicznych, znanych doświadczonym lekarzom i innym przedstawicielom zawodów medycznych.
Niepokojące zjawisko nadużywania leków, szczególnie przeciwbólowych i psychotropowych, często nieskutecznych jest dowodem społecznego zapotrzebowania na skuteczniejsze sposoby przeciwdziałania cywilizacyjnym stresom i ich następstwom w postaci pogorszenia stanu psychicznego, bólów, zaburzeń wegetatywnych i spadku odporności organizmu.
Kompleksowa rehabilitacja, kluczowa metoda leczenia medycyny zintegrowanej jest ciągle jeszcze (szczególnie w Polsce) nie docenianą, choć optymalną metodą współczesnej medycyny, sprawdzającą się w praktyce nawet wtedy, kiedy zawodzi farmakoterapia i leczenie operacyjne. Metody nowoczesnej, kompleksowej rehabilitacji zarówno konwencjonalnej jak i niekonwencjonalnej winny być stosowane jako zintegrowana rehabilitacja od pierwszej chwili kontaktu z pacjentem. Aby nastąpiła istotna poprawa wyników leczenia większości schorzeń, farmakoterapia i leczenie operacyjne, ciągle jeszcze uważane za podstawowe metody leczenia, muszą w planie zintegrowanej rehabilitacji stać się jej metodami pomocniczymi.
Podsumowanie
Jakie korzyści z przedstawionych tu poglądów na temat życia, zdrowia, choroby, profilaktyki i leczenia może odnieść:
1. Medycyna jako teoria i praktyka ochrony zdrowia,
2. Menedżerowie medyczni, jako organizatorzy opieki medycznej nad powierzonymi ich opiece
pacjentami.
3. Podmiot działań medycznych, poszczególni ludzie, zdrowi i chorzy. Dużo jest racji w porzekadle Nasze zdrowie w naszych rękach i gdyby je wdrażać w swoje codzienne życie, medycyna miałaby z nami znacznie mniej kłopotów a my żylibyśmy zdrowiej. Czasem jednak nawet pomimo dużego zaangażowania z naszej strony, z różnych powodów pojawiają sie sytuacje wymagające pomocy ze strony medycyny. Przy nowym, proponowanym tu podejściu działania medyczne mają szansę być znacznie przyjemniejszymi, bezpieczniejszymi, skuteczniejszymi i tańszymi pod paroma warunkami:
1. Że ortodoksyjną medycynę konwencjonalną powoli zastępować będzie medycyna zintegrowana, otwarta na człowieka jako istotę psychosomatyczną.
2. Często chęć zrozumienia, poświęcenie należytej uwagi szerszym sprawom, niż tylko określone dolegliwości psychiczne czy fizyczne oraz szczera chęć pomocy mogą zażegnać wiele problemów, stać się skuteczną profilaktyką jednych schorzeń i ułatwić leczenie innych.
3. Bez względu na problem medyczny, z jakim pacjent zgłasza sie do lekarza, w postępowaniu
diagnostycznym należy zawsze zebrać dostatecznie szczegółowy wywiad, który wiele wnosi do rozpoznania.
4. Bez względu na to, jak bogate jest wyposażenie diagnostyczne poszczególnych lekarzy, badanie podmiotowe (wywiad lekarski) i przedmiotowe (fizykalne badanie pacjenta), a nie wyniki badań dodatkowych powinny stanowić podstawę do prawidłowego rozpoznania.
5. Każde skierowanie na badania dodatkowe, czy to laboratoryjne czy strukturalne (obrazowanie Rtg, USG, TK MR itp.) powinno być poprzedzone głębokim namysłem o je go celowości.
6. Że każde badanie wykonane u pacjenta będzie wystarczająco wnikliwie analizowane.
7. W przypadkach trudnych diagnostycznie, a nie stanowiących zagrożenia dla życia, nie zawsze należy wykonywać liczne badania przesiewowe, bo wiele z nich może stanowić niepotrzebne
zagrożenie dla zdrowia pacjenta, niewiele wnosząc do rozpoznania. Poza tym bez potrzeby w istotny sposób zawyża koszty diagnostyki.
8. W wielu przypadkach wątpliwości diagnostycznych można rozpocząć od próby bezpiecznego leczenia, po to by na podstawie wyników leczenia móc postawić diagnozę metodą Ex juvantibus (jeśli po leczeniu nastąpiła poprawa), albo metodą Ex nocentibus (jeśli nastąpiło pogorszenie).
9. Istotne znaczenie dla jakości praktyki medycznej ma zrozumienie przez lekarzy, że większość schorzeń rozpoczyna sie od zaburzeń funkcjonalnych, których najczęściej nie udaje się
udokumentować badaniami instrumentalnymi, a które można wykryć na podstawie precyzyjnej analizy zmian w napięciach mięśniowych i związanej z nimi wrażliwości uciskowej.
10. Analizując dolegliwości pacjentów lekarze nie będą się ograniczać do tzw. diagnostyki adresów i nie będą za wszelką cenę doszukiwać się miejscowych zmian anatomicznych w każdym schorzeniu i usiłować dokumentować je instrumentalnie, a pomyślą o zaburzeniach na styku psychika-mięśnie. Wtedy diagnoza stanie się łatwiejsza i pełniejsza, co wydatnie ułatwi leczenie.
11. Upowszechnienie wiedzy na temat znaczenia klinicznego m-p TPs ułatwi zrozumienie przyczyn wielu nawet dramatycznych dolegliwości i pozwoli stosować skuteczniejsze, niż dotychczas metody terapeutyczne.
12. Szerokie wdrożenie do repertuaru metod medycyny konwencjonalnej takich metod naturalnych i niekonwencjonalnych jak: różne formy psychoterapii, metody kręgu akupunktury (akupunktura, elektroakupunktura, laseropunktura, sonopunktura, akupresura, moxa), terapia manualna, magnetoterapia i magneto- stymulacja, homeopatia, ziołolecznictwo i suplementacja żywieniowa przyczyni sie niewątpliwie do poprawy wyników leczenia.
13. Jeśli nastąpi zrozumienie, że skuteczne łagodzenie, a nawet usuwanie wielu zaburzeń funkcjonalnych może być czynnikiem profilaktyki i leczenia osłabienia sił odpornościowych organizmu: zmian zapalnych, alergicznych, nowotworowych, zaburzeń hormonalnych itp. Wtedy rzadziej będzie się stosować farmakoterapię chemiczną w postaci antybiotyków, środków psychotropowych, leków przeciw bólowych i in., unikając w ten sposób wielu działań ubocznych i powikłań.
13. Skuteczniejsze leczenie zachowawcze (często nawet bez farmakoterapii) wpłynie na zmniejszenie wskazań do zabiegów operacyjnych. Będzie można uniknąć zabiegów operacyjnych wykonywanych niekiedy tylko dlatego, że brak jest poprawy po leczeniu zachowawczym i nie wiadomo co dalej z pacjentem począć. A warto przypomnieć starą zasadę chirurgiczną, według której podstawowym przeciwwskazaniem do zabiegu operacyjnego jest brak właściwych wskazań.
15. Większa skuteczność leczenia korzystnie wpłynie na rokowanie, a co za tym idzie, stworzy pacjentom większą, uzasadniona nadzieję na poprawę stanu czy wyleczenie, która jest zawsze czynnikiem mobilizującym do wyzdrowienia. Dotychczasowe, częste, a nierzadko i bezpodstawne złe rokowanie w wielu grupach schorzeń, zbyt szybko komunikowane pacjentom, jest groźną jatrogenią, wyraźnie zmniejszającą szanse na poprawę stanu zdrowia, a tym bardziej na wyleczenie.
16. Lepsze wyniki leczenia wielu schorzeń (w dużej mierze także dzięki suplementacji żywieniowej) z czasem ograniczą liczbę nieodwracalnych uszkodzeń wielu narządów i konieczność ich przeszczepiania, która niesie z sobą wiele problemów, nie tylko natury medycznej.
Choć pełne zrozumienie istoty i sensu życia jest sprawą ciągle jeszcze raczej odległą, to nieco głębsze ich zrozumienie pozwoli na bardziej optymistyczne spojrzenie na możliwość życia w dobrym samopoczuciu i w możliwie najpełniejszym zdrowiu. Do dobrego samopoczucia w pierwszym rzędzie jest nam potrzebna odpowiednia filozofia życia, pozwalająca widzieć, wzorem prawdziwych mędrców, że każda sytuacja życiowa ma dobre i złe strony. W podejściu do obydwu należy zachować należyty umiar i głębokie zrozumienie. Uwolni nas to od nadmiaru niszczących emocji i pozwoli zachować spokój ducha, dzięki któremu możemy powoli stawać się ludźmi szczęśliwymi. Bo zdaniem Władysława Tatarkiewicza Człowiek szczęśliwy to nie ten, który ma wszystkie zewnętrzne warunki do szczęścia, ale ten, który własne szczęście potrafi sobie wypracować, to człowiek zadowolony z życia w całości.
Coraz powszechniejsze są poglądy, że warunkiem szczęśliwego i jednocześnie zdrowego życia jest unikanie konfliktów z własną podświadomością, od której tak wiele zależy. Ale aby to się stało, konieczne jest choćby minimum wiedzy na temat istoty podświadomości. A pracy z własną podświadomością można się nauczyć. Warto zadać sobie ten trud, aby głębiej zrozumieć i przekonać się o tym na faktach z własnego życia. Trzeba wiedzieć, że nasze myśli kształtują materialną rzeczywistość, nasze powodzenia życiowe i niepowodzenia. Bo rzeczywistością człowieka jest świat jego myśli. Człowiek jest tym, czym myśli, że jest i wcześniej czy później, w sposób mniej lub bardziej wyraźny jego myśli stają sie faktami. Najłatwiej można to dostrzec, kiedy marzymy o czymś z dużym ładunkiem emocjonalnym i w sposób jednoznaczny. Jesteśmy szczęśliwi, kiedy realizują się nasze marzenia, a nieszczęśliwi, kiedy realizacja dotyczy naszych lęków i obaw. Ale lęki i obawy to także świat naszych, samorealizujących się myśli.
Do efektywnej pracy z podświadomością należy jeszcze wiedzieć, że podświadomość jest ponadczasowa, co znaczy, że dla niej istnieje tylko teraźniejszość. Bardo przekonywująco wypowiada się na ten temat Erkhart Tolle w swojej książce pt. Potęga Teraźniejszości.
Jeszcze inna, bardzo ważną cechą podświadomości jest jej ogromny wpływ na funkcjonowanie naszego ciała, zarówno na fizjologię, jak i na patologie. Choć wydaje nam się, że naszą psychiką steruje tylko mózg i związany z nim intelekt, znaczenie świadomości i podświadomości jest dominujące. Dlatego za wszelką cenę należy nauczyć się unikania konfliktów z własną podświadomością.
Większość schorzeń rodzi się w naszej psychice jako zwykle nerwice. Ale jak staraliśmy sie wykazać, nerwice, to nie tylko nerwice, ale ważny, wczesny etap w patomechanizmie większości schorzeń Krótko mówiąc optymalizacja funkcjonowania psychiki to najważniejszy, ale nie jedyny warunek zdrowego i szczęśliwego życia. Z innych warunków część zależy nie tylko od nas, jak na przykład chemiczne i energetyczne (smog elektromagnetyczny, dziury ozonowe w atmosferze) zanieczyszczenia środowiska. Ale jest wiele warunków zależnych tylko od nas, o czym nie wiemy, albo raczej wiedzieć nie chcemy. Myślę o naszym odżywianiu sie, aktywności ruchowej, używkach itp.
Aby być zdrowym, nie wystarczy chodzić na okresowe badania lekarskie, a po zachorowaniu przyjmować tylko zaordynowane przez lekarzy leki chemiczne, pośród których dominują antybiotyki, środki psychotropowe, przeciwbólowe i leki hormonalne. Warunkiem koniecznym skutecznego leczenia jest aktywny udział w tym procesie każdego pacjenta i precyzyjne przestrzeganie zaleceń lekarza, którego obdarzyliśmy zaufaniem. Aby mieć możliwość pozostawania pod opieką lekarz, któremu ufamy, korzystajmy rozsądnie z prawa wolnego wyboru lekarza.
Z przytoczonych poglądów wynika także bardzo ważna rola układu mięśniowego w procesie realizacji całej aktywności życiowej. W starym porzekadle: W zdrowym ciele zdrowy duch zawarta jest mądrość ludowa doceniająca właśnie przede wszystkim zdrowe mięśnie. Mięśnie narządu ruchu, mięśniówka gładka (naczynia, oskrzela, przewód pokarmowy, układ moczowy) i mięsień sercowy są ze sobą ściśle powiązane i to w obydwie strony. Zaburzenia jakiejkolwiek jego części (ba, nawet poszczególnych mięśni) przenoszą się na cały organizm.
Aktywność mięśni poprzecznie-prążkowanych ma ogromny wpływ nie tylko na funkcjonowanie narządu ruchu ale także pozostałej części układu mięśniowego. Stąd nasza aktywność ruchowa jest sprawą o kluczowym znaczeniu dla kontynuacji całej aktywności życiowej. Niech świadczy o tym dobrze znany fakt, że pośród ludzi zdrowych i długowiecznych większość to ludzie ruchliwi.
Jeszcze niedawno były czasy nadmiaru aktywności ruchowej, wymuszonej koniecznością ciężkiej pracy fizycznej, niezbędnej do przetrwania. Ale w XX-tym wieku w większości rozwiniętych krajów świata sytuacja uległa diametralnej zmianie. Miejsce ciężkiej pracy fizycznej i dużej aktywności ruchowej zastąpił siedzący tryb życia i brak aktywności fizycznej. Nastąpiło zachwianie proporcji pomiędzy pracą fizyczną i umysłową, na korzyść tej drugiej. A skutki tych zmian dla naszej psychiki i zdrowia okazały sie bardzo niekorzystne.
Co począć w sytuacji, kiedy naszemu zdrowiu i dobremu samopoczuciu zagraża tyle niebezpieczeństw? Jest, co prawda powiedzenie, że: Zdrowie to jeszcze nie wszystko, ale istnieje także inne, które mówi, że Bez zdrowia wszystko jest niczym.
Spróbujmy pomyśleć, co możemy dla zachowania życia w zdrowiu i dobrym nastroju uczynić sami, a co jest zadaniem medycyny. Najogólniej mówiąc warunkiem zdrowego, długiego i szczęśliwego życia jest ogólnie higieniczny tryb życia, polegający na wypracowaniu odpowiedniej filozofii życia,
racjonalnym żywieniu, optymalnej aktywności fizycznej, dobrym i odpowiednio długim śnie, unikaniu szkodliwości w postaci używek i maksymalnej trosce o zdrowe środowisko życia. Poza zdrowym środowiskiem życia a częściowo i racjonalnym żywieniem, spełnienie wszystkich innych warunków zależy głównie od nas samych. Sami możemy także zadbać o najbliższe nam środowisko życia, unikając budowania domów nad strefami zadrażnień geopatycznych (żył wodnych i uskoków tektonicznych). A jeśli już przyszło nam zamieszkać w obszarach takich zadrażnień, ich szkodliwy wpływ można znacznie zmniejszyć odpowiednią lokalizacją miejsc, w których najdłużej przebywamy. Jeśli i to jest niemożliwe, pozostaje jeszcze zabezpieczenie przy pomocy odpowiednich urządzeń (odpromienników).
Innym ważnym i od nas tylko częściowo zależnym czynnikiem zdrowia jest racjonalne żywienie. Możemy sami zadbać o to, aby w naszym pożywieniu dominowały warzywa, owoce, a inne składniki jak białka, tłuszcze i węglowodany były dobrej jakości i w odpowiednich proporcjach. Od nas także na ogół zależy, czy posiłki spożywamy regularnie, czy są one gotowane, świeże i ciepłe. Czy spożywamy je w odpowiedniej atmosferze i czy czynimy to bez pośpiechu, dokładnie przeżuwając.
Ale najczęściej mamy niewielki wpływ na jakość podstawowych produktów rolnych, uprawianych na ziemi zanieczyszczonej chemicznie odpadami przemysłowymi, nawozami sztucznymi, pestycydami i herbicydami. Takie produkty są często pozbawione podstawowych składników mineralnych, ponieważ nie zawiera ich gleba. Natomiast zawarte jest w nich wiele niebezpiecznych dla zdrowia zanieczyszczeń chemicznych, jak choćby metale ciężkie i wspomniane pestycydy i herbicydy. Spożywane przez nas mięsa są zanieczyszczone różnymi dodatkami do pasz (antybiotyki, hormony, mączki odpowiedzialne za wiele groźnych schorzeń zwierząt itp.), ale także endogennymi toksynami różnych zwierząt, źle traktowanych przez człowieka i najczęściej ciężko zestresowanych przed ubojem.
W miarę postępu cywilizacyjne go spożywamy coraz więcej produktów przetworzonych. Ta obróbka pozbawia je najcenniejszych składników, a do żywności dodawane są konserwanty, koloranty i inne, szkodliwe substancje chemiczne.
Do realizacji wielu ważnych celów konieczne są środki materialne i jest to zrozumiale. Dotyczy to także racjonalizacji żywienia w rejonach świata, gdzie do dziś panuje głód. Ale okazuje się jako paradoks, że w większości krajów wysoko rozwiniętych dobrobyt doprowadził do groźnego dla zdrowia pogorszenia racjonalizacji żywienia. Pełnowartościowe, naturalne produkty żywnościowe, stanowiące przez tysiąclecia podstawę odżywiania, zaczęto zastępować pożywieniem z zanieczyszczonej chemicznie gleby, które na domiar złego podczas obróbki zaczęto pozbawiać wszystkiego, co najwartościowsze. A potem dołączył się do tego jeszcze diabeł, w myśl porzekadła: Pan Bóg stworzył żywność, a diabeł kucharzy. Ale dawniejsi kucharze, to jeszcze nic w porównaniu z niszczącymi nas producentami Junk food w przeróżnych, coraz częściej odwiedzanych Fast Foodach, bez względu na ich firmowe nazwy.
Niemal na równi z powiedzeniem: Człowiek jest tym, czym myśli, że jest, stawiane jest inne: Człowiek jest tym, co je. A do tego, co jemy, przyczynia się także medycyna, faszerując nas antybiotykami, hormonami, środkami psychotropowymi, lekami nasennymi, przeciwbólowymi, czy stosując immunosupresję (obniżanie naturalnej odporności organizmu). A my sami dodajemy do tego przeróżne używki, od herbaty i kawy poczynając, poprzez nadmiar prostych węglowodanów i soli kuchennej, różnych alkoholi, a na narkotykach kończąc.
Optymalna realizacja tych propozycji, wynikających z pogłębionego zrozumienia czym jest życie, zdrowie, choroba i leczenie pozwoli na zdrowsze, dłuższe i szczęśliwsze życie, w którym szczególnego znaczenia nabierze profilaktyka psychosomatyczna.
Wybitny, nietuzinkowy ,nacechowany wszechstronnością ujęcia tematu tekst Medyka- Humanisty Myśliciela, Filozofa. Dużo słychać w środkach masowego przekazu o rzekomym zatroskaniu o człowieka- pacjenta a jednocześnie obserwujemy działania w zakresie prawa ,decyzji urzędniczych czy nawet postawy różnych przedstawicieli środowiska medycznego, które temu przeczą. Sprawiają wrażenie, że zdrowie człowieka nie jest przedmiotem prawdziwej troski, a raczej na różnych jego aspektach a zwłaszcza na jego braku chcą nieraz żerować ci, którzy powołani są do jego podtrzymywania i przywracania w razie choroby. W powyższym poście widać jak na przysłowiowej dłoni głębię wiedzy medycznej, ogólnoludzkiej Autora, jego determinację do uchwycenia jądra, sedna sprawy, a nie tylko przyczyn najbardziej bezpośrednich, które mają znaczenie tylko przy zaistnieniu tych pierwotnych, wyjściowych. Na te ostatnie mamy wpływ my wszyscy poprzez poszerzanie swojej świadomości , edukację medyczną i wprowadzanie ich w swoje życie. Autor chce między innymi pełnić tą rolę, ale brak reakcji lub jej bardzo ograniczony zakres wskazują, że sprawy zdrowia najbardziej nas interesujące pozostają często w kręgu marzeń, biernych oczekiwań, a nie konkretnych działań, które jedynie mogą przynieść sukces. Autor przejawia prawdziwe zatroskanie o ludzkie zdrowie, które wyraża się w dążeniu do optymalizacji nie tylko działań diagnostycznych i terapeutycznych, ale przede wszystkim profilaktyki, której rękojmią jest świadomość zdrowotna każdego z nas. Szkoda że, jak na razie, tak mały odzew na wyjątkowe , prawdziwe ujęcie tematu, dotyczącego najistotniejszych spraw każdego z nas.
OdpowiedzUsuńDiana 57